Byli na miejscu, ale wciąż zostało im bardzo dużo czasu, bo cel miał
pojawić się tam dopiero po północy. Jun wykonał kilka pieczęci, tworząc
drewniany domek i w ten sposób chroniąc ich przed wiatrem i deszczem, na który
się zbierało.
– Lubię zabierać cię na misje, Jun – oznajmiła Setsuko. – Jesteś jak
żywy, chodzący niezbędnik. Taki wygodny w obsłudze.
– Chwalisz go, czy próbujesz obrazić? – parsknął Reiji.
– Przecież nie miałam na myśli nic złego. W ogóle lubię chodzić na misję
z wami, chłopaki – ciągnęła dalej Aihara.
– Cieszy mnie to – odparł Reiji.
– Ciebie nikt o zdanie nie pytał – skwitowała Setsuko.
– To mi przypomina... Wciąż nie odpowiedziałaś na moje pytanie. O co
chodziło wtedy z Hagane? – zapytał Inukami.
– Aleś ty uparty - westchnęła Aihara, ale Reiji był nieugiety:
– No, mów.
– Hagane wspomniał, że trzeba iść na sake, jak wrócimy – oznajmiła
wreszcie Setsuko.
– I o to cała tajemnica? – zdziwił się Reiji.
– Żeby cię trochę wkurzyć zawsze warto, Aoi – odpowiedziała blondynka i
na chwilę zsunęła z twarzy maskę, by wytknąć do przyjaciela język. – A ty
zawsze się tak dajesz.
Podczas misji zawsze używali pseudonimów. Takie zasady panowały w Anbu z
powodu bezpieczeństwa, a trochę dla zabawy. Przydomki miały nieco rozluźnić
atmosferę podczas trudnych misji i ukryć przed wrogiem tożsamość shinobi. Nikt,
więc nie protestował. Reijiego nazywali Aoi, nie trudno było zgadnąć, że to z
powodu niebieskiej czupryny. Setsuko nazywana była Neko, rzekomo z powodu
swojego zachowania.
Niemal na każdej misji wspominała tamten dzień. I znowu... To on wybrał
dla niej taki pseudonim. Gdy wstąpiła do Anbu, był przecież kapitanem. Mogła
sama sobie coś wybrać, ale nie miała pomysłu. I jeszcze tego samego dnia, gdy
odebrała wiadomość o przyjęciu do oddziału, poszli na miasto zjeść coś razem,
by uczcić kolejny sukces oraz wspólną pracę.
– Naprawdę nie mam pomysłu na ten pseudonim –
westchnęła Setsuko, czekając na posiłek.
– Jestem pewien, że niebawem znajdziesz coś
odpowiedniego.
– Może ty coś dla mnie wybierzesz? – spytała z
nadzieją.
– Dobrze. Pomyślę.
– Dziękuję.
– Jutro twój wielki dzień. Denerwujesz się?-
zapytał, a na jego twarzy zagościł ciepły uśmiech.
– Nie bardzo – stwierdziła Setsuko i odwzajemniła
gest. – W końcu ty też tam będziesz... I Reiji i Hiromi. Ivrel podobno też się
dostała.
– Rozumiem. W takim razie poradzisz sobie.
Już sobie świetnie poradziłaś.
– Czy ja wiem... Wciąż muszę ciężko pracować,
żeby nie zostać w tyle – westchnęła Setsuko,
– Ale dałaś radę. Dogoniłaś mnie.
– Dzięki naszym treningom.
– Przepraszam. Ostatnio nie miałem dla ciebie
zbyt wiele czasu.
– Nie szkodzi – powiedziała Setsuko i
wyszczerzyła radośnie zęby. – Bo nawet gdyby, to ja nie miałabym czasu dla
ciebie. Ciocia Kaori dawała nam niezły wycisk przed egzaminem.
– W takim razie w porządku.
Chwilę później rozkoszowali się już
pysznym, ciepłym jedzeniem, ale Setsuko nie mogła przypomnieć sobie, co wtedy
zamówili.
– Ale byłeś tam... – powiedziała nagle,
spoglądając na niego spod wachlarza długich, czarnych rzęs. – Byłeś... Widziałam.
– Gdzie?
– Na widowni, podczas egzaminu.
– Nie mogłem sobie pozwolić, żeby nie
przyjść. Ale jak mnie wyparzyłaś w tym tłumie?
– To wcale nie było takie trudne –
stwierdziła spokojnie Setsuko. – Zresztą Hagane powiedział mi, że jesteś.
– I nawet do mnie nie pomachałaś?
– Po co? I tak nie wiedziałbyś, że to do
ciebie. Tyle ludzi tam było.
– Ech? Wiedziałbym.
Setsuko wzruszyła ramionami i powiedziała:
– Ale o tym, że dostałam się do Anbu
wiedziałeś jako pierwszy.
– Przyszłaś oznajmić, że w nagrodę mam cię
tutaj zabrać...
– Cóż... Raz na jakiś czas wolno mi być
samolubem.
– Raz na jakiś czas? – padło i Setsuko
zmrużyła oczy. – Żartuję.
Oboje wybuchli salwą radosnego śmiechu.
– Jak zjemy, będę musiała iść.
– Już?
– Ciocia powiedziała, że musi zrobić mi i
Ayane ostatni trening, nim zaczniemy pracę w Anbu.
– Czyli przyszłaś tylko po nagrodę.
Miał rację. Przyszła tylko po nagrodę.
Jednak to nie posiłek nią był, a wspólnie spędzony czas. Tylko oni i luźna,
niezobowiązująca rozmowa, bo potem będą się widywali rzadko i jedynie na
misjach. Wspólny posiłek był jedynie wymówką.
– Gdybym się nie upomniała, nie znalazłbyś
dla mnie czasu – stwierdziła Setsuko, po czym wypchała usta jedzeniem.
Kojarzyła mu się wtedy z chomikiem, ale nie powiedział jej tego, tylko się
uśmiechnął.
– Robisz, co ci się podoba – stwierdził,
kręcąc głową, jakby z niedowierzaniem.
– Taka już jestem – zaśmiała się w odpowiedzi
Setsuko.
Dokończyła posiłek i podziękowała.
– Naprawdę już idziesz?
– Ano.
Muszę. Do zobaczenia – rzuciła na odchodne.
– Czekaj!– krzyknął za nią.
– Hm? – Setsuko spojrzała na niego pytająco.
– Neko.
– Neko? – zdziwiła się blondynka.
– Pseudonim – odpowiedział cicho. – Jesteś
zupełnie jak kot. Przychodzisz i odchodzisz, kiedy chcesz, więc doskonale do
ciebie pasuje.
– Neko... – powtórzyła. – No. Podoba mi się.
I od tego czasu, na wszystkich misjach używała tego pseudonimu. Nie była
do końca pewna, czy naprawdę do niej pasował, ale przecież lubiła koty, więc nie
miała nic przeciwko, by stać się jednym z nich.
– Jun, a ty pójdziesz z nami na sake? – zapytała wreszcie, patrząc na
przyjaciela.
Innym przypadkiem był Jun, który należał do tych „bezimiennych” dzieci.
On nie używał pseudonimu podczas misji, a w życiu codziennym. Mało, kto go
znał, mało kto widywał go poza pracą. Toteż dla każdego środowiska przybierał
inne imię. W ostateczności nikt nie wiedział, jak naprawdę się nazywa. W Anbu
mówiono na niego Jun. W kontaktach z uczniami i ludźmi postronnymi, kazał mówić
na siebie Yamato, ale część nazywała go także Gihei.
Wreszcie zapadł zmrok. Trójka członków Anbu przygotowana już do
wykonania zadania, zajęła odpowiednie pozycje i czekała na swój cel. Wszystko
było dopięte na ostatni guzik, dokładnie zaplanowane. Nie przewidzieli tylko
jednego. Tego, że ktoś jeszcze będzie próbował dorwać ten sam cel, co oni.
Mężczyzna przemieszczał się szybko, by, czym prędzej dotrzeć do celu.
Jednak Jun zdołał złapać go w drewnianą pułapkę i cała trójka wyszła z ukrycia.
Nim jednak zdążyli odebrać mu przesyłkę, zostali przez kogoś zaatakowani.
– Akatsuki?
Cel skorzystał z okazji i zaczął uciekać.
– Jun, zajmij się nim! – krzyknęła Setsuko.
– Ale... – zawahał się Jun.
– Musimy wykonać misję! My zajmiemy się Akatsuki!
– Dobra!
Jun wyraźnie nie był zadowolony z takiego rozwoju wydarzeń. Żadne z nich
nie lubiło zostawiać towarzyszy w opresji, ale faktycznie nie mogli sobie
pozwolić na niepowodzenie misji. Postanowił, więc zaufać przyjaciołom i ruszył
za uciekinierem.
– Oi, Kakuzu... Koleś nam zwiał – odezwał się jeden z nich. Wyglądał
raczej przeciętnie. Nieco przydługie srebrne włosy zaczesane miał do tyłu, a
swoją opaskę zawiązaną luźno na szyi. I gdyby nie charakterystyczny płaszcz
organizacji, nikt nie podejrzewałby, że jest jednym z najniebezpieczniejszych
przestępców.
– To nic. Zaraz go dogonimy – odparł wysoki, zamaskowany mężczyzna, nazwany
przez drugiego Kakuzu.
– No, chyba wcale nie tak zaraz. Cel jest nasz – wtrąciła się Setsuko.
– Uważaj, Neko! – krzyknął Reiji, gdy wielka łapa przymocowana sznurkami
do właściciela, ruszyła w jej stronę.
Dziewczyna w porę uskoczyła, ale musiała jeszcze uchylić się przed kosą
o potrójnym ostrzu. W tym czasie Reiji zaatakował Kakuzu. Oczywistym było, że
to nie będzie łatwa walka, ale musieli dać Junowi czas do działania.
Setsuko odskoczyła na względnie bezpieczną odległość i wzięła głęboki
oddech, ale to było za mało, bo do trójzębnej kosy przymocowana była jakaś
linka i ostrze wbiło się w drzewo, kilka milimetrów od jej głowy. Aihara
skrzywiła się na to. Raczej była do swojej głowy dosyć przywiązana i nie
chciała jej stracić.
– Hidan, przestań się wydurniać – skarcił towarzysza Kakuzu.
– Najchętniej skonsumowałbym naszą znajomość, ale niestety muszę cię
oddać w ofierze Jashinowi – oznajmił ten nazwany Hidanem, patrząc na Setsuko.
– Przykro mi, ale i tak nie przepadam za fanatykami religijnymi.
Obrzydzają mnie – odparła, uśmiechając się zadziornie.
– Nie wolno obrażać Jashina.
– Ona raczej obraziła ciebie, a nie twojego boga – zauważył Kakuzu.
– Ano. Batman dobrze gada – zaśmiała się Setsuko.
– Batman! Słyszałeś? Nazwała cię batmanem, Kakuzu – zaśmiał się Hidan,
wyraźnie rozbawiony.
– A ciebie fanatykiem religijnym – odgryzł się tamten.
– Którym de facto jest... – mruknęła pod nosem Aihara.
– Już cię lubię – stwierdził Hidan. – Szkoda, że muszę cię zabić.
– Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego. Oprócz zabicia cię - odparła Setsuko.
– Jestem nieśmiertelny. Nie da się zabić kogoś, kto jest nieśmiertelny,
bo jest nieśmiertelny, rozumiesz? Nie. Śmiertelny. Czyli taki, który nie może
umrzeć.
– Tania sztuczka – prychnęła Setsuko.
– Neko, skup się! – skarcił ją Reiji.
– Ty tam pilnuj swojego nosa, Aoi – skwitowała blondynka, gdy Reiji omal
nie oberwał.
Setsuko zmarszczyła brwi, podejrzewała, że nie obejdzie się bez użycia
jej sekretnej techniki, ale jeszcze nie teraz. Pochłaniała bardzo dużo energii,
więc mogła jej użyć w czasie pojedynku maksymalnie dwa albo trzy razy.
Westchnęła cicho i wyciągnęła noże. Ponownie zrobiła unik przed kosą, ale tym
razem udało jej się złapać za rękojeść i pociągnąć do siebie, dzięki czemu
twarz Hidana przeżyła bliskie spotkanie z podeszwą jej buta.
Właściwie miała jeszcze jeden genialny pomysł, który zamierzała
natychmiast wprowadzić w życie, korzystając z chwili zaskoczenia. Złożyła kilka
pieczęci i z całej siły uderzyła w trzon kosy. Chciała zniszczyć broń
przeciwnika. Niestety ta okazała się być o wiele mocniejsza, niż cokolwiek na
to wskazywało i wszystko, co udało jej się zdziałać, to małe wgniecenie.
– A niech to... – mruknęła i szybko odskoczyła, nim przeciwnik wbił w
nią jakiś pręt. – Co tym razem?
– Mała, potrzebuję tylko odrobinę twojej krwi – oznajmił Hidan z miną,
jakby to była najnormalniejsza i najbardziej oczywista rzecz na świecie.
– Ty co... Wampir jakiś? – prychnęła Setsuko. – Lubię swoją krew, tak
samo jak głowę i żadną z tych rzeczy nie zamierzam się dzielić.
– Ze mną też nie? – wtrącił się Reiji, wyprowadzając kolejny atak. – Co,
Neko?
– Chcesz w łeb, Aoi?! – wrzasnęła rozeźlona i z całej siły uderzyła
swojego przeciwnika, wyładowując na nim złość. – Oj... Chyba przesadziłam – stwierdziła
rozbawiona Setsuko, gdy posłała Hidana na ziemię. – Ale w sumie i tak mamy ich
zabić... – dodała beznamiętnie.
– To bolało – zawył tamten, podnosząc się z ziemi.
– A niech mnie... Wstał, skubany – jęknęła Setsuko.
– No, chyba mówiłem, że jestem nieśmiertelny, nie? – oburzył się Hidan. –
Kakuzu, no mówiłem jej, nie?
– Zamknij się, bo sam cię zabiję – odpowiedział mężczyzna.
– Kłótnia przyjaciół? – skwitowała Setsuko.
– Gdybym mógł, już dawno zabiłbym tego idiotę, tylko, że jest
nieśmiertelny – stwierdził z niezadowoleniem Kakuzu.
– A z ciebie to, chyba, taki trochę nerwusek, co? – rzuciła Setsuko.
– Neko, przestań się wygłupiać.
– Tak gadasz, ale sam też nie bierzesz tego na poważnie.
– Ty tam wiesz, Neko – mruknął Reiji.
– Ty mi,
Aoi, nie pyskuj – odgryzła się Setsuko.
– Cicho, starszy jestem – padło w odpowiedzi.
– A głuuuupiiii – zaśmiała się.
– Oi, Kakuzu, czy oni nas właśnie ignorują? – odezwał się Hidan.
– Najwyraźniej.
– No. Jak nic, kpią sobie z nas.
– Grają na czas.
– A to wy tu nadal jesteście? – Setsuko udała zdziwienie. – Mamy, co
chcieliśmy, denata możecie sobie wziąć. My mieliśmy go tylko... No wiecie.
Kaput – dodała, robiąc gest, jakby podrzynała sobie gardło.
– I tak sobie idziecie? – zawył Hidan.
– Chodź. Żywy i tak nie był nam potrzebny. Chcemy tylko ciało –
powiedział Kakuzu.
– No i świetnie. Każdy ma, co chciał – stwierdziła Setsuko. – Normalnie
pewnie z chęcią bym się z wami zaprzyjaźniła, ale tym razem śpieszy mi się do
domu.
– Ładnie to tak? – burzył się Hidan.
– Przestań mielić ozorem. Idziemy – warknął Kakuzu.
– Ale miałem ją złożyć Jashinowi w ofierze.
– Zamknij dupę i chodź.
Setsuko wróciła do domu dopiero późnym rankiem. Zmęczona i poobijana
otworzyła drzwi i poczłapała do kuchni, żeby coś przegryźć. Przez uchylone
drzwi zobaczyła wciąż śpiącą Ivrel i dwa ogromne, nierozpakowane pudła. „Czyli
z Takuyą naprawdę koniec” – pomyślała, ale nawet podobała jej się wizja
mieszkania z koleżanką. – „Przynajmniej
dom nie będzie taki pusty.”
Zjadła kawałek suchego chleba, nie miała nawet siły, żeby przygotowywać
coś tak skomplikowanego jak kanapka. Z trudem dowlokła się do łazienki i wzięła
prysznic, by zmyć z siebie cały brud. Miała dość, serdecznie dość wszystkiego.
Po każdej misji mówiła sobie, że nienawidzi tej roboty i kiedyś rzuci to
wszystko w cholerę, ale jakoś nie umiała.
Rzuciła się jedynie na łóżko i zasnęła z twarzą wtuloną w poduszkę. Gdy
się obudziła, było już popołudniu. Ktoś rozbijał się w kuchni. Dosłownie.
Setsuko usłyszała wysypujące się z szafki garnki oraz patelnie i westchnęła.
Przeciągnęła się leniwie i ziewnęła. Nie zamierzała się śpieszyć, ale na
szczęście udało jej się wypocząć.
– Bry – mruknęła, wychodząc z sypialni.
– Wyspana?
– Ano.
– Głodna?
– Jak wilk... – skwitowała Setsuko. – Zjadłabym konia z kopytami.
– Od wilków
wara. A obiad zaraz będzie – odpowiedziała Ivrel.
– Och,
a co będzie?
– Potrawka z kurczaka.
– Yhy. Pewnie rano jeszcze łowił myszy ten kurczak – zażartowała Setsuko
i skrzywiła się na te myśl. – Omal sama nie stałam się potrawką.
– Bredzisz.
– Nie. Spotkaliśmy Akatsuki – wyjaśniła Setsuko. – Chcieli naszego denata. Na szczęście nas interesowała jedynie
przesyłka, więc udało nam się wyjść z tego cało.
– Teraz kminię.
– Nienawidzę tej roboty. Nienawidzę Akatsuki...
– A właśnie. Odnośnie naszej wczorajszej rozmowy – powiedziała nagle
Ivrel.
– Wczorajszej? – zdziwiła się Setsuko. Zmarszczyła brwi, próbując sobie
przypomnieć, o czym wtedy rozmawiały.
– O facetach.
– No?
– Bo nie chciałaś mi nic powiedzieć, to poszperałam trochę – przyznała się
Ivrel.
– Mam się bać?
– Powiedziałaś, że z Reijim nic nie ten, więc albo kłamiesz albo...
– Nie mów! – jęknęła Setsuko.
– Ale bycie lesbijką to nic złego. Tylko mogłaś szybciej powiedzieć...
Nie, żeby coś... – mruknęła Ivrel, a Setsuko parsknęła śmiechem. – No, co?
– Nie... Nic. Po prostu muszę cię rozczarować, ale nie jestem lesbijką.
Definitywnie lubię facetów.
– No, to ja już nic nie rrrrozumiem.
– Mówiłam. Nie musisz rozumieć – zaśmiała się Setsuko.
– No, a te Akatsuki? Walczyłaś z nimi już kiedyś? – zapytała Ivrella.
– Nie. To było moje pierwsze spotkanie z nimi.
– I jak? Są tacy, jak się gada?
– Pytasz czy są silni? – spytała Setsuko i zmarszczyła brwi. – Bardzo.
Bardzo silni. Co prawda, my też nie walczyliśmy na poważnie, ale nawet przy
tych kilku ciosach, było czuć, że z nimi to już nie przelewki.
– A kogo spotkaliście? – zaciekawiła się Inukami.
– Kakuzu i Hidana.
– Ach. Bo już myślałam, że tego Uchihę, co wymordował cały swój klan –
skwitowała Ivrel, stawiając na stół talerze z potrawką i spojrzała na Aiharę. –
Jak on miał?
– Itachi... Uchiha Itachi.
– No, coś kojarzyłam, że ten zdrajca sie jakoś na "I" nazywał.
Bo on przecież też wstąpił do Akatsuki, nie?
– Tak... Jakieś 2 lata temu – mruknęła Setsuko.
– O! Widzę, że jesteś nieźle rozeznana – zauważyła z uznaniem Ivrel.
– To moja praca – warknęła Aihara.
– A tobie co?
– Nic. Możemy skończyć ten temat? Nie mam ochoty w wolnym czasie
rozmawiać o Akatsuki.
Ivrel chciała zapytać o coś jeszcze, ale rozległo się pukanie do drzwi i
Setsuko pospiesznie poszła otworzyć.
– O! Hagane! – uradowała się.
– Hej. To, co z tym sake? – zagaił mężczyzna.
– Pewnie. Zgarnij Rejiego i Hatake. Wezmę ze sobą Iv i pójdziemy po Juna?
– Huh?
– Co? Coś nie tak?
– Nie, nic. Jasne...
– Widzimy się za pół godziny tam gdzie zawsze.
– Tak...
Ja naprawdę mam wrażenie, że Setsu to do Itachiego czuła miętę. Tylko nie wyszło, bo przecież ktoś tu musiał udawać tego złego, żeby bohaterem być. Czy jakoś tak to szło.
OdpowiedzUsuńNa razie jakoś się orientuję w klimatach, ale nie dlatego czytam. Za dialogi w dzisiejszym masz dużego plusa. Lubię je. I zwariowaną Neko też.
Pozdrawiam
Przepraszam, że tutaj, ale nie znalazłam zakładki do spamu. Mam nadzieję, że wybaczysz. Przybywam, aby poinformować Cię o dodaniu twojego opowiadania do spis -> W przestworzach M&A
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Datte.
GDZIE DO KURWY JEST TU MOJ KOMENATARZ!?
OdpowiedzUsuńjakies kpiny!!!!!!!!!!!!!
kurwa zaloze sobie kiedys wlasny server z kurwa ktorego nic kurwa nie bedzie nigdy znikac do chuja!!!!!!!!!!
oczywiscie ze hidan i kakuzu wygrali internety. a chuja z blogspota powinni za kare zapierdalac na galerach, wychwalajac glosno jashina i uczac sie szyc zebami! bo rece beda miec zajete wioslami! !!!! bulwersrazy1500.