Wszyscy siedzieli w knajpie przy
dużym stole, popijając sake i śmiejąc się z różnych historii.
– Natknęliście się na Akatsuki? – zdziwił się Hatake.
– Ano. Jakiegoś fanatyka religijnego i nerwuska batmana – zaśmiała się
Setsuko i upiła spory łyk trunku.
– Setsu cały czas się z nich nabijała – oznajmił Reiji i zwrócił się do
blondynki: – Dobrze, że cię nie skrócili o głowę.
– Odezwał się mądrala – prychnęła w odpowiedzi.
– I jacy byli? – Zaciekawił się Hagane.
– No wiesz... Jak to Akatsuki. Duże uszy, duże, oczy i ogromne kły –
skwitowała Setsuko. – A na koniec pożerają ludzi.
– A ty, co, czerwony kapturek? – prychnął Reiji.
– A ty się musisz we wszystko wtrącać?
– Ja bym tam była, to by uciekali z podkulonymi ogonami – zadeklarowała
dumnie Ivrel.
– Ty jo, Iv – mruknął Reiji.
– Coś ci się nie podoba, braciszku? – spytała przesłodzonym głosem
Ivrella.
– Zjedliby cię na przystawkę – odgryzł się starszy z rodzeństwa Inukami.
– Anbu jesteśmy – przypomniała dziewczyna. – Elita. My to takich na
deser, a nie oni nas.
– Nie Akatsuki – powiedziała z powagą Setsuko.
– Tego Itachiego też, jak spotkam, to mu nawet ten sharingan-sringan nie
pomoże – wygrażała Ivrella. – Jeszcze zobaczycie.
– Z tego, co wiem, Itachi był bardzo silny – stwierdził Hagane. –
Podobno był geniuszem swojego klanu.
– W wieku trzynastu lat został kapitanem Anbu – oznajmił Hatake. –
Naprawdę uzdolniony dzieciak.
– Był tylko trochę młodszy od ciebie – zauważyła Setsuko.
– Ale naprawdę straszy – mruknął Kakashi i popił sake. – Naprawdę nie
chciałbym z nim walczyć.
– Aż tak źle? – jęknął Izumo.
– Kakashi ma rację – przyznał Reiji.
– Zresztą, jeśli nie wierzysz, spytaj Setsuko – stwierdził Hatake i
spojrzał znacząco na blondynkę. – Znałaś go dość dobrze, nie?
Ivrel spojrzała zaskoczona na
koleżankę, gdy ta nagle wstała.
– Nie mam nic do powiedzenia w tym temacie – oznajmiła Setsuko,
marszcząc brwi. – Nie znałam go zbyt dobrze.
– Ej, gdzie idziesz? – krzyknęła za nią Ivrel, gdy blondynka odeszła od
stołu, przy którym siedzieli.
– Jestem zmęczona. Idę do domu – to było wierutne kłamstwo, ale naprawdę
nie miała ochoty rozmawiać o Akatsuki, a tym bardziej o Itachim. Byli
przyjaciółmi, a przynajmniej tak myślała. Mimo to, on oszukał ją tak samo jak
resztę. Odszedł bez słowa. Nic też wcześniej nie wskazywało na to, żeby miał
jakieś problemy lub zatargi, więc wydarzenia tamtej nocy były dla niej zupełnie
nie zrozumiałe.
Zaklęła pod nosem, gdy szła przez
wioskę. Musiała iść właśnie tamtą drogą, gdzie mieszkała znaczna część klanu
Uchiha i gdzie zarazem miała miejsce tamta masakra. Inaczej Setsuko musiałaby
nadłożyć spory kawał drogi, a naprawdę chciała jak najszybciej wrócić do domu i
zaszyć się pod kołdrą. Po co właściwie zaczynali ten temat i dlaczego tak ich
to wszystko interesowało…
Nie chciała wiedzieć, nie chciała
pamiętać. A jednak wiele razy sama katowała się różnymi wspomnieniami.
Rozpamiętywała przeszłość i przypominała sobie różne zdarzenia. Wszystko
wracało jak żywe. Jednak ona myślała tylko o tych dobrych rzeczach. Tamtą
tragedię wymazała z pamięci, ale oni musieli... Musieli jej o tym przypomnieć.
Nie powiedziała o tym nikomu poza
swoją mentorką. Tamtej nocy wróciła z kolejnej misji, ale nie miała jeszcze
ochoty wracać do domu. Nie czuła się zmęczona, ale miała zły humor. Niby misja
poszła sprawnie, ale coś w środku podpowiadało jej, że dzieje się coś
niedobrego. Nie wiedzieć skąd, miała dreszcze i czuła dziwny niepokój. Łudziła
się, że spacer po ukochanej wiosce ukoi nerwy. Nogi same poniosły ją znajomą
drogą, w okolicę jego domu.
Poczuła zapach krwi i zamarła.
Wszędzie leżały ciała członków znamienitego klanu Uchiha. Wyciągnęła nóż i
ostrożnie ruszyła dalej. To, co tam zastała przeszło jej najśmielsze
oczekiwania. Odkąd postanowiła zostać shinobi, co rusz widziała jak ktoś ginie.
Śmierć i krew towarzyszyły jej na każdym kroku. Oswoiła się z tym już. Lecz gdy
ujrzała może krwi i stos trupów, to ją przerosło. Wszystkich przecież znała.
Dobrze ją traktowali. Jakby była jedną z nich, a teraz wszyscy byli martwi.
W życiu nie widziała takiej masakry.
Z wojny nic nie pamiętała. Była na to zbyt mała. Nawet atak
dziewięcioogoniastego kojarzyła jak przez mgłę. Ale to... To było dla niej za
dużo. Osunęła się na kolana, ledwo powstrzymując odruch wymiotny. Nie potrafiła
opanować drżenia rąk. Gdyby morderca znalazł ją w takim stanie, nie mogłaby się
obronić.
Ale
on przecież stał tuż za nią. Czuła jego obecność. W pierwszej chwili nie
chciała uwierzyć, że to on. Wciąż tak samo spokojny, ale emanujący dziwnym,
obcym jej chłodem. Ten Itachi był jej obcy. Nie odwróciła się. Nie miała
odwagi, by to zrobić. A i nawet nie musiała, by wiedzieć, że to on.
– Żałosne – powiedział.
Odszedł. Nie zabił jej. Wiedział, że nie
będzie w stanie mu nic zrobić, a widocznie jej śmierć nie przyniosłaby mu
większych korzyści. Zacisnęła dłonie w pięści i zagryzła wargę, aż do krwi, by
powstrzymać łzy. Zebrała w sobie siłę, by wstać i ruszyła dalej. Musiała coś
sprawdzić. Może ktoś jednak ocalał. Może...
W domu Itachiego odnalazła jego
brata. Na szczęście wyglądało na to, że jest tylko nieprzytomny. Wzięła chłopca
na ręce i zaniosła do szpitala. Następnie ruszyła do swojej mentorki. Nie
wiedziała, zupełnie nie wiedziała, co ma zrobić, a jej nauczycielka zawsze
potrafiła mądrze doradzić. Miała też świadomość, że jako shinobi jest porażką.
Powinna była podążyć za nim, schwytać go lub zabić, ale przecież nie była w
stanie tego zrobić. Nic nie mogła uczynić.
Nie pamiętała dokładnie rozmowy ze
swoją mentorką. W skrócie tylko powiedziała jej, co się stało. Pamiętała
natomiast, co kobieta powiedziała jej na sam koniec:
– Być może miał jakiś ważny powód. Idź i
przekonaj się sama. Nie oceniaj.
W to właśnie Setsuko chciała wierzyć,
że miał jakiś pomysł. Za pozwoleniem swojej nauczycielki ruszyła w pościg.
Biegła ile tchu, wiedziała, że wciąż może go dogonić. Podejrzewała też, jaką
ruszy drogą, znała go już przecież tyle lat. Miała nadzieję, że jakoś jej to
wyjaśni lub że wszystko okaże się tylko złym snem.
Gdy go dogoniła, zaczynało już
świtać, a wioska została daleko w tyle. Stał na gałęzi jednego z drzew. Czekał
na nią. Wiedział, że za nim ruszy i widocznie nie widział powodu, żeby się jej
obawiać. Wioska jeszcze spała, a mentorka Setsuko obiecała wstrzymać się z przekazaniem
informacji o zbrodni, by dać podopiecznej czas na rozmowę z Itachim.
– Dlaczego? – wyspała Aihara. – Powiedz mi,
dlaczego? – Uśmiechnął się tylko jakoś dziwnie. – Wiesz... Że moim obowiązkiem
jest cię schwytać. Ale jeśli mi to wyjaśnisz... Chcę wierzyć, że miałeś ku temu
jakiś powód. Jeśli pomożesz mi zrozumieć, pozwolę ci odejść – zadeklarowała. –
W końcu jesteśmy przyjaciółmi.
– Jesteś strasznie naiwna – powiedział w
końcu.
– Nie odpowiesz?
– Nie musisz rozumieć. Nie obchodzi mnie, co
sobie pomyślisz. Spróbuj mnie zatrzymać, jeśli sądzisz, że dasz radę – padło w
odpowiedzi.
– Itachi... Proszę! Jeśli miałeś jakiś powód,
powiedz mi...
Nie powie jej. Była tego już pewna.
Być może nie miał nawet żadnego wytłumaczenia na to, co się stało. Lub nie była
godna, by poznać prawdę. Nie pozostawił jej innego wyboru. Złożyła odpowiednie
pieczęci, by użyć swojej sekretnej techniki. Nie powinien być w stanie się
ruszyć, a jednak to na niego nie podziałało. Podszedł do niej. Była pewna, że
zginie, ale on zmienił się w stado kruków, stojąc tuż przed nią i zniknął. Dała
się złapać w iluzję...
Nigdy nie dowiedziała się, dlatego
pozwolił żyć swojemu bratu oraz jej, ale najpewniej nie widział w nich żadnego
zagrożenia. Nie udało jej się usłyszeć wyjaśnień. Nie była w stanie do niego
dotrzeć. Odszedł na zawsze, pozostawiając ją w poczuciu winy, bezsilności i
ogólnej beznadziei. Dlatego zakopała to wspomnienia głęboko w odmętach
podświadomości i nigdy do niego nie wracała. Nie chciała tego pamiętać, ale
rozmowa o Akatsuki, o nim, wszystko ożywiła.
Do domu wróciła wściekła jak osa.
Trzasnęła drzwiami, wyciągnęła z barku butelkę wina i zamknęła się w swoim
pokoju. Zasłoniła okno i usiadła oparta kaloryfer, który grzał przyjemnie, bo z
jakiegoś powodu było jej niezwykle zimno. Może to przez alkohol, który krążył
wraz z krwią w jej organizmie, powodując również pogłębienie złego nastroju.
Ktoś zapukał do drzwi, po czym
zajrzał do środka. Ivrel z nietęgą miną ogarnęła wzrokiem pomieszczenie, które
tonęło w ciemnościach.
– Potrzebujesz czegoś? – mruknęła Setsuko i dopiero wtedy Inukami
dostrzegła koleżankę. – Jak nie, to wyjdź, proszę.
– Wszyscy trochę się zmartwili, że tak nagle wyszłaś...
– Niepotrzebnie.
– To przez tą rozmowę? – spytała niepewnie Ivrel i usiadła na łóżku. –
Słyszałam, że byłaś blisko z Itachim, ale nie przypuszczałam, że...
– To stare dzieje.
– Ale stare blizny wciąż bolą?
– Każdy jakieś ma – zaśmiała się Setsuko i pociągnęła kilka łyków wina
prosto z butelki, po czym wyciągnęła rękę. – Chcesz?
– Nie wolisz ze mną wrócić do reszty?
– Jakoś nie mam ochoty.
– A nie pomyślałaś kiedyś, żeby rzucić to wszystko w cholerrrrre? –
podsunęła Ivrel. – Co?
– A ty co? Werbujesz do jakiejś sekty? Harry Krishna? Czy kościół
latającego kościoła Spaghetti.
– Bo ja... Czasami mam ochotę zostawić wszystko i zniknąć – przyznała
Inukami, ignorując wcześniejszy komentarz koleżanki.
– Myślę o tym, od lat. Przeklinam swoje życie po każdej misji, ale i tak
każdego następnego dnia wstaję i robię to samo, co zawsze. Ayane miała rację,
nic mnie tu nie trzyma. Jednak odejść też nie potrafię.
– Nie wiem, co cię łączyło z tym Itachim, ale gdy cię słucham, mam
wrażenie, że nie ruszyłaś do przodu od tego czasu. Stoisz w miejscu.
– Odezwała się... – syknęła Setsuko.
– W końcu nawet ja zostawiłam Takuyę – naburmuszyła się Inukami. – A ty
wciąż patrzysz wstecz.
– Nie umiem inaczej... Wydawało mi się, że poszłam do przodu. Mogłam
awansować na kapitana, ale po prostu nie chciałam. Nie zależało mi na tym. Ale
myślałam, że...
– To, czemu nie sprrróbujesz wreszcie. Może warto się z kimś umówić.
Może z czasem coś się rozwinie.
Setsuko westchnęła cicho i popiła
wina, po czym oddała butelkę Ivrel i zmarszczyła brwi.
– Nie sądzę...
– Nie dowiesz się, jak nie spróbujesz.
– Tak, tak. Stara śpiewa cioci Kaori... – burknęła blondynka.
Następnego dnia spała aż do południa.
Zawsze, gdy zapijała smutki, następnego dnia miała zły humor. Czuła się wtedy
wyprana z emocji, obojętna na świat. Bywała przy tym strasznie opryskliwa. Toteż
drzwi otworzyła, pytając:
– Co? Też chcesz tu zamieszkać?
– Proponujesz mi coś? – zaśmiał się Reiji, zupełnie nie przejmując się
humorami przyjaciółki. – W sumie nie miałbym nic przeciwko.
– Rei... Po co przyszedłeś? – Setsuko spuściła nieco z tonu.
– Oznajmić, że nie ma dla nas na te chwilę żadnej roboty, więc można się
zrelaksować.
– Świetnie i po to tu przyszedłeś?
– Właściwie to wyciągnąć się na spacer – oznajmił po chwili namysłu, gdy
Setsuko chciała już zamknąć przed nim drzwi. – Chyba, że ci się nie chce.
Złośliwość podobno wymaga dużo energii – dodał.
– Palant.
– To, co? Idziesz?
– Ech... Dobra – mruknęła Setsuko z rezygnacją w głosie. – Pójdę.
– I zrób coś z włosami. Nie zamierzam pokazywać się z tobą na mieście,
kiedy jesteś taka rozczochrana – Reiji wyszczerzył zęby w złośliwym grymasie i
Setsuko mogłaby przysiąc, że przez chwilę wydawało jej się, że widzi Ivrellę.
Nigdy nie snuła głębszych rozważań na temat ich rzekomego pokrewieństwa i
podobieństw, ale teraz była pewna, że chociaż Reiji był spokojniejszy od młodszej
siostry, to dziewczyna na pewno nie została podmieniona.
– Tak jakby mnie ludzie nigdy rozczochranej nie widzieli – zironizowała
Setsuko.
– Z brzydkimi dziewczynami się nie pokazuję – skwitował Inukami. –
Ogarnij się.
– W ogóle z żadnymi się nie pokazujesz.
– Widocznie nie ma u nas ładnych.
– To, po co mam iść? – spytała Setsuko.
– Dlatego kazałem ci się ogarnąć – padło w odpowiedzi. – Więc nie
pyskuj. Marnujesz mój cenny czas.
Setsuko uśmiechnęła się mimowolnie.
Reiji rzadko się tak zachowywał. Zazwyczaj był bardzo miły, zwłaszcza wobec
przyjaciół. Chociaż stanowczo wolała go takiego złośliwego. Wiedział, co
powiedzieć, żeby poczuła się lepiej. Nie musiał jej pocieszać, ani prawić
komplementów. Wystarczyło, że był. I może właśnie to ją tu trzymało. Nie tylko
Reiji, ale przyjaciele, na których mogła liczyć. Wreszcie to zrozumiała.
Wróciła do środka i uszykowała się
naprędce do wyjścia. Szli w milczeniu przez las. Rozkoszowali się piękną tego dnia pogodą.
Nawet na siebie nie patrzyli. Setsuko pogrążona była głęboko w myślach. Musiała
przetrawić to, co poprzedniego dnia powiedziała jej Ivrel, a wbrew pozorom
trochę jej jednak nagadała. Może nadszedł czas, by ruszyć do przodu.
– Wczoraj... Szybko wróciłaś do domu. Przepraszam – powiedział
niespodziewanie Reiji.
– Za co? – Setsuko spojrzała na przyjaciela marszcząc brwi. Niewątpliwie,
nie miała zielonego pojęcia, co miał na myśli. Dłuższą chwilę zastanawiała się,
czy ktokolwiek zrobił jej coś, co wymagałoby oczekiwania przeprosin, ale nic
takiego sobie nie przypomniała. Cóż… Wypiła dużo. W pewnej chwili zwątpiła, czy
aby na pewno poszła spać, czy może jednak dała się namówić Ivrelli i gdzieś
poszły.
–Odeszłaś, bo rozmawialiśmy o
Itachim prawda? – odezwał się Reiji i uśmiechnął gorzko. – Wiedziałem to...
Przepraszam. Nie powstrzymałem ich, chociaż wiedziałem, że dla ciebie to trudny
temat. W końcu byłaś z nim blisko.
Setsuko pokręciła przecząco głową i
uśmiechnęła się łagodnie. Nie miała im tego za złe. Oczywiście nie była z tego
powodu szczęśliwa, ale nie mogła nikogo winić za ciekawość. Może, gdyby od
początku znali prawdę, uważaliby bardziej, ale w sytuacji, gdzie nikt nie
wiedział o uczuciach, jakimi darzyła Uchihę, było to całkowicie zrozumiałe.
– W porządku. Nie zrobili nic złego. To ja byłam w błędzie. Nie mogę
ciągle żyć przeszłością – stwierdziła spokojnie.
– I bardzo dobrze. Urodziliśmy się wszyscy w ciężkich czasach, ale
trzeba iść do przodu.
– Dokładnie.
– Wiesz co? Mam pomysł. Chodźmy na randkę. Prawdziwą randkę –
zaproponował Reiji i spojrzał wyczekująco na Aiharę.
– Nie wiem, czy jestem gotowa, żeby iść aż tak do przodu – zaśmiała się
w odpowiedzi.
– Masz iść ze mną na randkę, a nie do ślubnego kobierca – prychnął Reiji
i oboje wybuchli salwą radosnego śmiechu.
– Nie wiem nawet czy chciałam iść z tobą na spacer. Ale skoro tak ładnie
prosisz. Zgoda.
– Jutro o dziewiętnastej?
– Ano. Pasuje. O ile nie dadzą nam jakiejś roboty – zgodziła się
Setsuko.
– Nie dadzą – zapewnił ją Inukami, uśmiechając się diabelsko.
– A ty skąd taki pewien? – W odpowiedzi Rejii wzruszył tylko ramionami. –
A ta randka... Ivrel coś ci nagadała?
– Tylko podsunęła pewną myśl.
Oczywiście Setsuko znała Ivrel i
Reijiego od dziecka, ale nigdy specjalnie nie trzymali się razem. Nie w czasach
szkolnych przynajmniej. Znali się jednak i Setsuko dobrze wiedziała, że jej
przyjaciel również stracił kogoś bliskiego w tym samym czasie, co ona.
Nazywała się Maki i należała do
klanu Uchiha. Była rok młodsza od Reijiego. Drobna, filigranowa i niezwykle piękna
dziewczyna. Krótkie czarne włosy lśniły w słońcu, a ciemne oczy zawsze bacznie
obserwowały otoczenie. Dobrze dogadywała się z Reijim i Ivrel też ją lubiła.
Nie trudno było zgadnąć, że prędzej czy później zostaną parą. I tak się też
stało.
Wszyscy lubili patrzeć, gdy ta
dwójka spacerowała po wiosce, rozprawiając o czymś radośnie. Setsuko czasem
patrzyła na nich z daleka i uśmiechała się lekko. Cieszyła się ich szczęściem,
ale też trochę im zazdrościła. Wiedziała, że mieli coś, czego ona mieć nigdy
nie będzie.
Jednak tamtej felernej nocy, gdy cały
klan Uchiha, z wyjątkiem Sasuke, został wymordowany, Maki również zginęła, a
Reiji długo nie potrafił się po tym otrząsnąć. Lata minęły, a on wreszcie zaczął
się znowu uśmiechać. Nigdy jednak nie przejawiał żadnych chęci ponownego
związania się z kimś. To było trudne, chociaż wszyscy byli świadomi, że każdy
kolejny dzień może być ostatnim.
Następnego dnia o omówionej porze,
Reiji stanął w drzwiach domu ubrany raczej dość odświętnie, chociaż nie galowo.
Zlustrował Setsuko od góry do dołu i uśmiechnął się z zadowoleniem. Nie był
pewien, czy kiedykolwiek widział ją w sukience, ale podobał mu się ten widok.
Ona również się uśmiechnęła i gdy wyciągnął do niej rękę, chwyciła ją bez
wahania.
W planach mieli romantyczną kolację.
Jednak oboje byli zbyt spięci nienaturalną, według nich, sytuacją i nie
potrafili swobodnie rozmawiać. Cisza między nimi stawała się coraz bardziej
nieznośna. Nie umieli się w tym odnaleźć. Uśmiechali się do siebie tylko i
unikali skrzyżowania spojrzeń. Gdy dotarli na miejsce było już trochę lepiej.
Kelner podał im menu i odszedł, więc skupili się na wyborze jedzenia. Gdy
złożyli zamówienie znów zrobiło się nieswojo. Setsuko myślała o tym już dłuższą
chwilę i w końcu nie wytrzymała.
– Dobra. Koniec – mruknęła. – To głupie... Nie jesteśmy do tego
stworzeni. Nie nadajemy się...
– Nie mów tak... – Reiji chyba czuł się urażony. Naprawdę się starał i
Aihara doceniała to. Po prostu nie chciała przez nieudaną randkę, psuć ich
przyjaźni. Bała się, że zrobi się między nimi niezręcznie, a tego by nie
zniosła.
– Nie mówię o randce – wyjaśniła. – Tylko o tym – dodała, zataczając
rękami koło. – Oficjalność... i takie tam. Przecież to nie w naszym stylu.
– Więc co proponujesz?
– Wrzućmy na luz, zjedzmy i zróbmy to w czym jesteśmy najlepsi.
– Nie rozumiem?
– Sparing. Zróbmy sobie sparing. Luźna, niezobowiązująca walka. Dobrze
nam zrobi trochę ruchu, bo za chwilę dostane zawału. Jestem za młoda, żeby
umierać – zaśmiała się Setsuko.
Tak też zrobili. Po posiłku, który
przebiegał już w miłej atmosferze, wrócili na chwilę do domów, by się przebrać
i ruszyli na pole treningowe.
Aaaaach <3 Za mało! Tu zawsze mi bedzie za mało :D Ale, oooooooow. Dobre i och kurwa obre jak Setsu w polowie randki rzucila tym 'dobra! koniec!' Noze ile razy sama mialam ochote tak zrobic, gdy mnie dobijala jakas niezreczna sytuacja! :D tak! Ale o faken, oboje maja nakryklane w przeszlosci w temacie zwiazkow, oboje tez zywia uraze do itasia, co moze byc ciekawe jak kiedys o ile kiedys dojdzie do jakiegos starcia. stawiam ze reiji to tylko hejt na uchihe, ale czy Setsu nie znajdzie sie kiedys w sytuacji ze bedzie musia wybrac miedzy przyjaciel a bylym przyjacielem? a moze jednak tez hejt i jesli z reijim jej wyjdzie (ale osobiscie jestem sceptyczna, chociaz bym kciala!) i bedzie kim wiecej, czy zlacza sie w nienawisci.... o kurwa, to niezly jest uczuciowy burdel, LUBIE. :D
OdpowiedzUsuńzdecydowanie, ale to zdecydowanie za mało Kakashiego :D
A czy Takuya sie jeszce pojawi? Cos we mnie go pożąda :D Znaczy tutaj, na blogu, zeby wystapil, no.
i wgl , Inukami, jako nazwisko. okami mi sie z wilkiem i inu z inuzuką kojarzy <3
no i wgl to zabraklo mi komentarza Ivci na temat randki :D no chyba ze setsu sie wykpila, wychodzac, w sensie nic nie powiedziala, yhym.
nooooo. <3
wgl sie nie skupiam tutaj jakes błedy czy sa, moze nie ma :D jestem zbyt przejeta. a, jeno mi zgrzytnelo tam przy rozmowie w barze jak padlo ze setsu 'znalas go dosc dobrze' a potem setsu zaraz odpowiada ze 'nie znalam go zbyt dobrze', w takim szyku wyglada to na powtorzenie, ale jak najbradziej bym to kupila w takiej formie:
- zlalas go dosc dobrze
- no dobrze to go nie znalam na pewno (albo nawet ze dobrze to go nie znal nikt, przze wzglad na to jaki numer wywinal :D), no cziasz mie o co mi biega, pierdoła, w każdym razie, TOW moje uczucia zabiera na kuźwa niezlego tripa. chce, kocham, potrzebuje. ya-ha! <K :D
Hihi. No ucze sie utrudniać życie bohaterom :D
UsuńTakuya będzie oj będzie :3 Już po ostatnim Twoim komentarzu wykminiłam, że to jest dobry wątek.
No bo okami to znaczy wilk, ale kurwa nijak nie mogłam tego dopasować i wyszło Inukami, ale 'kami' to bóg jeślli czegos nie jeblam wiec ^^ inu...kami? hm? ^^
Spokojnie, tym razem tak przyszykowałam rozdziały, że po kolei wszystkiego trochę będzie, z niczym się nie śpieszę :D