Setsuko siedziała przy stole z
Ivrellą i Naomi. Zdążyły już zjeść śniadanie i teraz popijały kawę, gaworząc
radośnie. Naomi z dziecięcą otwartością opowiadała nowym koleżankom o tym jak
funkcjonuje organizacja, a także o jej członkach. O tym, co się dotychczas
działo, kto, co lubi, a czego nie lubi oraz wiele innych mniej lub bardziej
ciekawych informacji. Mimo wszystko Aihara musiała przyznać, że z Naomi bardzo
łatwo nawiązywało się kontakt.
– A tu co tak wesoło? – zagaił Hidan,
wchodząc do kuchni i drapiąc się po nagim torsie. – Widzę, że już dopadłaś nowe
członkinie, Nao.
– Hiduś! – pisnęła Sakurai.
– Yo – mruknęła Setsuko i uśmiechnęła się pod
nosem, słysząc gardłowy warkot Ivrel. – Nie za ciepło?
– A wiesz, że tak sobie? – odparł Jashinista.
– To się ubierz – warknęła Inukami. – Albo
nie. Jednak się nie ubieraj – dodała po chwili namysłu.
– Nao mówiła, że idę z wami w teren –
zauważyła Setsuko i uśmiechnęła się słodko. – Bądźcie dla mnie wyrozumiali.
– Aaa, racja! – ożywił się Hidan. – Kakuzu
mówił, że mamy godzinę, bo jeszcze coś tam chciał dokończyć.
– Idealnie. Dopiję kawę i pójdę się
uszykować.
– Ej, a co ze mną?! – zawyła Ivrella. – Ja
też chcę iść!
– Jeszcze zdążysz, nie marudź – skwitowała
Setsuko i popiła ciepłego napoju, nie odrywając wzorku od Jashinisty, który
krążył coraz bliżej i gdy jakoś magicznie pojawił się za nią, dodała: – Tylko
spróbuj, a ujebie ci tą łapę, że nawet Kakuzu ci jej nie przyszyje, chyba, że
do tyłka.
– Jaka brutalna…
– Nie radzę, Setsuko nie żartuje –
przytaknęła Ivrella. – W najgorszym wypadku spełni tą groźbę, a potem jeszcze
ci dowali. Do mnie Guya przysłała.
– Geja ci przysłała? A po co? – strapiła się
Naomi.
– Nie geja, tylko Guya. To dobry przyjaciel
Iv – zaśmiała się Setsuko i dopiła kawę. Wstała od stołu i wyszła.
Czy
podobała jej się wizja misji z Akatsuki? W zasadzie było jej obojętnie. I tak
nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Z jednej strony od zawsze służyła na rzecz
Konohy, a z drugiej… Ta misja złamała jej serce i nie potrafiła już kochać
swojej wioski. Żal jej było tylko przyjaciół, z którymi przyjdzie jej się
kiedyś zmierzyć, jeśli zostanie w Akatsuki. Ale może ta banda popaprańców nie
była taka zła?
Ivrel też zdawała się być
zadowolona z nowej sytuacji. Były obce, trzymane na dystans, a jednak wcale
nikt nie traktował ich wrogo. Może poza Itachim, ale to trochę inna sprawa. W
gruncie rzeczy było dość zabawnie i to było w tym najdziwniejsze.
Zaszczyt przebywania w pobliżu
majestatu Uchihy trafił się Ivrelli. I chociaż Itachi nie był zadowolony, nie
protestował już więcej. Może dlatego, że każde jego słowo Inukami komentowała
kilkoma innymi i w znacznej mierze były to bluzgi.
– Nie kozacz, Iv – powiedziała Setsuko,
kładąc dłonie na ramionach towarzyszki. – Nie kozacz. Jeśli wpakujesz się w
kłopoty spierdylaj tak szybko jak cie twoje wilcze nóżki poniosą. Jak najdalej.
– Przesadzasz – prychnęła Inukami. – Jeśli to
co mówił Hokage jest prawdą, Itachi nie jest zły, poza tym, że jest zwyczajnym
dupkiem. Ty masz gorzej, ale z drugiej strony też bym nie narzekała, bo ten
cały Hidan jest nawet niezły.
– Iv! Ja mówię poważnie.
– Ja też.
***
Setsuko maszerowała raźnym krokiem w
towarzystwie Hidana i Kakuzu. Nie spieszyli się. Cel ich podróży nie był zbyt
odległy. Jednak nikt nie powiedział, jakie jest zadanie i Aihara trochę się
tego obawiała. Nie była jednak pewna, czy powinna pytać. Przynajmniej nie od
razu.
– Właściwie… To dlaczego nie chcieliście
lecieć? – odezwała się.
– Hidan boi się latać – odparł Kakuzu.
– Ja się nie boję, tylko nie lubię tracić
gruntu pod nogami.
– Czyli się boisz – podsumowała Setsuko.
– Ja się nie boję. Jestem nieśmiertelny.
Nieśmiertelni ludzie niczego się nie boją – zaczął Hidan.
– Serio, gdyby nie był nieśmiertelny sama bym
go zabiła – westchnęła cicho Setsuko, a Kakuzu wypuścił głośno powietrze przez
nos, co uznała za pewną oznakę rozbawienia. – Ględzi i ględzi. Jak ty z nim
wytrzymujesz?
– Sam się zastanawiam.
– No, więc jak się mam bać skoro jestem
nieśmiertelny? Co? Oi! Słuchacie mnie? – burzył się Hidan. – Nie, no nie
słuchacie mnie no.
– Gdzie on ma wyłącznik? – jęknęła Setsuko,
teatralnie przeciągając dłonią po twarzy.
– Ona się ze mnie nabija? Kakuzu? Oi!
– Einstein normalnie – mruknęła Aihara. –
Serialnie Kakuzu, jak ja ci współczuję. Chociaż dzisiaj sobie również.
– Mówię do was do cholery!
– Tak, tak, wiem. Nieśmiertelny – prychnęła
Setsuko i spojrzała na Kakuzu, który przyglądał jej się dłuższą chwilę. – Ale
wiesz, co? Mi się wydaje, że jednak się boisz.
– Też zaczynasz mnie denerwować.
Niepotrzebnie go podpuszczasz, teraz będzie ględził – warknął shinobi Taki.
– Że ja się niby boję? – zapowietrzył się
Hidan.
– Jesteś nieśmiertelny i nie możesz umrzeć.
Nie boisz się śmierci, bo jest nierealna. Ty boisz się bólu – oznajmiła Aihara.
– Bólu? To moja ofiara dla Jashina!
– Nie mówiłam o fizycznym. Boisz się
samotności. To boli, kiedy wszyscy powoli odchodzą, a ty zostajesz sam. I nie
ma już nikogo, kto przejąłby się twoją egzystencją, a ty wciąż chodzisz po tej
ziemi, ale nigdy nie znajdziesz sensu swojego istnienia – dokończyła Setsuko i
zapadła głucha cisza.
Zdawało się, że Hidan zbladł nieco i
pogrążył się w myślach.
– Zamilkł – uradował się Kakuzu i dalej już
kontynuowali podróż w ciszy.
***
Tymczasem Ivrella również zdążyła
się już spakować i teraz stała przed wyjściem z siedziby, tupiąc nerwowo nogą.
Z korytarza doszły ją głosy Itachiego i Kisame. Głównie Kisame.
– Ile można na was, kurwa, czekać? I gdzie my
w ogóle idziemy? – zapytała, ale Uchiha minął ją bez słowa wyjaśnienia i
otworzył przejście. – Zgrywasz niedostępnego? Dupek z ciebie, tyle ci powiem!
– Oi, Itachi, pozwolisz jej się tak obrażać?
– zdziwił się Hoshigaki.
– Kisame, idziemy.
– Jak chcesz…
– Ej! Nie ignoruj mnie łachudro! Bo ci te
czarne kłaki powyrywam! – zagroziła Ivrella. – Wielki Uchiha – prychnęła. –
Jakaś kpina. Jedyne, co potrafisz to opuścić przyjaciół. Zdradzić jedyną osobą,
która ci ufała i której na tobie zależało. W sumie może nie jedyną, bo miałeś
też rodzinę. Rodzinę, którą też zdradziłeś. I co, nie masz nawet nic do
powiedzenia? – mówiła dalej, jadąc na grzbiecie tęczowego wilka. – Jasne!
Ignoruj mnie. Też tak myślę.
– Zamilcz wreszcie – syknął w końcu Itachi,
straciwszy cierpliwość. – O niczym nie masz pojęcia.
– O! Jednak potrafisz mówić, drrraniu.
– Siedź cicho, wykonuj swoją pracę i trzymaj
się ode mnie z daleka – powiedział Uchiha. – Jej też możesz to przekazać.
– Już, kurwa, pędzę. Popierdalam normalnie.
– Zostawmy ją tutaj, co Itachi? –
zaproponował Kisame.
– Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie. Nie
odpuszczę – zadeklarowała Inukami. – I ty dobrze o tym wiesz, Itachi – dodała. –
Dobrze wiesz, że została potraktowana tak samo jak ty.
– To nie mój problem – odparł Uchiha.
– Jedziecie na tym samym wózku. Ale ty musisz
być chyba upośledzony skoro nie… – Ivrel urwała w pół zdania, gdy w oczach
bruneta błysnął sharingan
Mimo to nie odwróciła wzroku, hardo oddając
spojrzenie i szczerząc groźnie kły. W końcu Uchiha westchnął i ruszył dalej.
***
Setsuko całą drogę obserwowała swoich nowych
towarzyszy. Chociaż Hidan był fanatykiem religijnym, przez co trochę ją
przerażał, nie mogła powiedzieć, że go nie lubi. Właściwie darzyła go swego
rodzaju sympatią. Może połączoną z pewną dozą współczucia dla niedojebania
mózgowego, ale jednak.
Kakuzu też okazał się bardziej… Normalny to
akurat złe słowo, ale bardziej ludzki, niż sądziła. Bardzo nerwowy i
najwyraźniej ceniący sobie ciszę oraz chłodny profesjonalizm, którego jej
czasem brakowało, ale nie wydawał się zły. Chociaż obaj mężczyźni byli niezwykle
niebezpieczni, dało się ich polubić.
– Właściwie, co to za zadanie? – zapytała w
końcu.
– Mamy wybić mnichów – wyjaśnił Kakuzu.
– To kolejna taka misja w ostatnim czasie –
dodał Hidan. – Namnożyło się tych gnojków.
– Powiedział fanatyk religijny – zakpiła Setsuko
i dostrzegła radosny błysk w oczach Kakuzu. – A dlaczego kolejne? Co mamy do
mnichów?
– Te gnojki posiadają naprawdę potężne
techniki, wiesz? A zwoje znajdują się zazwyczaj w świątyniach – dodał Hidan.
– Cóż… Nie żeby mi było specjalnie szkoda
tych mnichów, ale nie wystarczy ukraść zwoju? Trzeba ich od razu wybić?
– Te gnidy wcale nie są takie święte –
oznajmił Kakuzu. – Ostatnio odważnie poczynali, sądząc, że posiadana przez nich
siła upoważnia ich do wchodzenia nam w drogę.
– Rozumiem, czyli niszczymy tych, co nam
przeszkadzają. Jasna spara
– Masz z tym jakiś problem? – zapytał Kakuzu,
bacznie obserwując Aiharę.
– Skąd – mruknęła beznamiętnie. – Pracowałam
dla Anbu. Zabijanie na zlecenie to dla mnie żadna nowość.
– Racja. Anbu.
– Dlaczego odeszłaś? – zaciekawił się Hidan.
– Wyglądałaś na dość oddaną swojej pracy.
– Ja… Chyba się do tego nie nadawałam –
zaśmiała się Setsuko. – Zresztą w pewnym sensie wyrzucili mnie z wioski.
– Co zrobiłaś?
– To nie tak, że coś konkretnie. Ale moje
metody trochę kłóciły się z zasadami Konohy. Nie chcieli mnie tam, więc łaski
bez. Przeszłam na ciemną stronę mocy. Wykonałam jakieś dwa zlecenia dla kasy,
ale to było za łatwe i tak połasiłyśmy się z Ivrellą o większą sumę. Resztę
historii już znacie.
– Naomi – zgadnął Kakuzu.
– Nie inaczej – odparła Setsuko. – A tak w
ogóle, daleko jeszcze?
– Daleko.
– Ale daleko, czy tylko daleko?
– Daleko.
I w ten sposób dotarli do celu i dumnie
wkroczyli na teren świątyni. Mnisi od razu podnieśli alarm, rozpoznawszy
specyficzne płaszcze Akatsuki.
– Czyli, co? Rzeź? – zapytała Setsuko,
uśmiechając się diabolicznie. W odpowiedzi usłyszała tylko szuranie kosy po
kamiennym dziedzińcu. – Czyli rzeź – uznała.
Kakuzu ruszył jako pierwszy, szarżując ku
pierwszym przeciwnikom. Aihara z dozą przerażenia, obserwowała jego
przytłaczającą siłę w starciu ze słabszymi jednostkami. Hidan ruszył drugi, ale
bez wątpienia był wolniejszy od towarzysza. Jednak niemniej groźny. Setsuko natomiast nie odczuwała specjalnej
frajdy z zabijania, ale jako były członek Anbu nie czuła też żadnego
współczucia wobec mnichów. Teraz była z Akatsuki. Robiła to samo, co wcześniej,
tylko dla innych ludzi.
Ktoś
obrał ją sobie za cel, tylko dlatego, że do walki ruszyła, może nie bez
przekonania, ale bez jakichkolwiek emocji na twarzy i jako ostatnia. Postanowiła
zachować ten zimny profesjonalizm, którego ostatnimi czasy jej brakło.
Wiedziała, że w tej chwili jej wyraz twarzy jest taki sam jak u Itachiego,
zimny i wyrachowany, więc trochę ją to niepokoiło.
Cios drewnianego kija, utwardzanego z
pomocą chakry, zablokowała dłonią. Chwyciwszy mocno jeden z końców, pociągnęła
przeciwnika ku sobie. Mnich był w średnim wieku, ale spod połów materiału można
było dostrzec wyćwiczone, muskularne ciało. Aihara uśmiechnęła się pod nosem i
gdy mężczyzna stracił na moment równowagę, uderzyła w splot słoneczny, niemal
robiąc dziurę w tym miejscu.
Przeciwnik upadł na ziemię, ale ku jej
zaskoczeniu otarł krew, która pociekła mu z ust i wstał, szykując się do
ciężkiej bitwy. Kątem oka dostrzegła, że Kakuzu mimo swojej walki, bacznie
obserwuje jej poczynania. Zresztą i bez tego nie zamierzała pobłażać mnichowi.
Coś jej się nie podobało w tych oczach, chociaż zawsze sądziła, że duchowni
powinni budzić zaufanie.
– Kakuzu! – zawołała Aihara. – Gdzie te zwoje
są, co? Zajmę się tym tutaj i pójdę po nie.
– W budynku – padło w odpowiedzi.
– To pomogłeś – westchnęła blondynka. – No
nic, pójdę tam, gdzie jest najwięcej straży.
– Nigdzie nie idziesz – zadeklarował mnich. –
Bo ja cię pokonam.
– No nie sądzę… – westchnęła Setsuko i nie
czekając dłużej, zaatakowała.
Zdawało się, że zamierza uderzyć od
prawej strony, ale ona nagle zeszła w dół i przesunęła nogą po ziemi,
pozbawiając mężczyznę równowagi. Szybko stanęła na rękach i kopnęła go w bok.
Wstał, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić, blondynka zaszła go od tyłu i
uderzyła łokciem pomiędzy łopatkami. Tym razem zdążył to sparować swoim kijem i
zamachnął się. Otworzył szerzej oczy ze zdziwienia, gdy Aihara zniknęła. A
moment, w którym zobaczył ją, stojącą na czubku kija było już za późno. Silny
cios powalił go na ziemię. Miotał się jeszcze przez chwilę, aż jego własna broń
przeszyła go na wylot.
Hidan zagwizdał z uznaniem, a Setsuko dygnęła,
uśmiechając się szelmowsko. Przez chwilę spoglądała na walkę nowych towarzyszy.
Kakuzu raz za razem miażdżył czaszki mnichów, nazywając ich słabeuszami,
którymi w porównaniu z nim faktycznie byli. Hidan walczył z jakimś drobnym
staruszkiem, co wyglądało zabawnie, bo tamten był szybki i zwinny. Cały czas
wymykał się Jashiniście, który bez krwi przeciwnika nie mógł użyć swojej techniki
i teraz klął pod nosem.
– Masz czas tak stać? – usłyszała Setsuko za
swoimi plecami i w ostatniej chwili uchyliła się przed ciosem.
– Zmartwychwstał? – jęknęła, widząc przed
sobą mnicha, którego chwilę temu nadziała na kij. Przeraziła się. Szybko jednak
spostrzegła, że ciało tamtego wciąż jest na swoim miejscu. – Boru, wy wszyscy
wyglądacie jednakowo… Do bani.
Ten już był o wiele twardszym
przeciwnikiem. Sparował kilka pierwszych jej ciosów, a nawet posłał ją na
glebę. Setsuko uderzyła pięścią w podłoże, pozbawiając mnicha gruntu pod nogami,
ale on odwzajemnił się tym samym i uśmiechnął się, kiedy Aihara zagryzła
nerwowo wargę.
– Ja ci dam się śmiać, chuju – mruknęła, a w
oddali usłyszała parsknięcie Hidana. – Będzie mi się łysa pała panoszyć… Chora
ze dwora.
– To wy się wynoście – odparł mnich.
– Jak tylko weźmiemy zwoje – odparła Setsuko
i złożyła kilka pieczęci. Dwie grube płyty skalne wyrosły po obu stronach
mnicha i zmiażdżyły go. Jakie było zdziwienie Aihary, gdy kamienie runęły na
ziemię, a mnich starłszy z twarzy kurz, zaatakował ponownie. – No chyba sobie
jaja robisz – dodała. – Nie pozostawiasz mi wyboru – stwierdziła i złożywszy
kilka pieczęci, nagle znalazła się za mężczyzną, przeszywając go sztyletem na
wylot. Bez wahania wyciągnęła ostrze i strzepnąwszy z niego krew, schowała. –
Chłopaki, to ja idę po te zwoje.
***
Kakuzu i Hidan powoli kończyli, a właściwie
bardziej Hidan, bo Kakuzu przerzucał zwłoki, sprawdzając, czy może któreś
spieniężyć. Nagle usłyszeli huk i świątynia runęła, podczas, gdy po drewnianych
elementach rozprzestrzeniał się ogień.
– Oi, Kakuzu? – mruknął Jashinista. – Ona nie
poszła tam po te zwoje?
– Zwoje spłoną – strapił się shinobi
Takigakure.
– Jak
się podoba? – padło i dopiero teraz spostrzegli siedzącą na stercie odrzuconych
przez Kakuzu zwłok. – Wiecie, że skubańcy mieli tam kilkadziesiąt beczek z
prochem strzelniczym?
– Masz zwoje? – padło.
– Mam – oznajmiła Setsuko. – A w ogóle to
dzięki za troskę – dodała. – Fajnie wiedzieć, że przejęlibyście się moją
śmiercią…
– Gdzie zwoje? – zapytał Kakuzu.
– Tutaj – wyjaśniła Aihara, wyciągając coś z
pomiędzy piersi.
– Mogę zobaczyć? – uradował się Hidan,
wyciągając w jej stronę rękę.
– Odetnę ci tą łapę – zagroziła Setsuko. – I
co, Kakuzu, któryś się nada?
– Nie.
– To nic, mam trochę złota ze świątyni.
***
Cała trójka dotarła wreszcie do siedziby
Akatsuki. Dopiero, gdy weszli do oświetlonej części, Setsuko wyciągnęła zwój i
rozpieczętowała go. Wyciągnęła kilkanaście zapisków z technikami walki mnichów,
trzy złote figurki buddy, pięć srebrnych kielichów, worek monet i świecznik.
– Patrz, Kakuzu, ma smykałkę do kasy jak ty –
zawył Hidan.
– Bardzo dobrze – przyznał Kakuzu. – To się
przyda. Liczba zwojów też się zgadza z założeniem.
– Wzięłam też kilka takich kijków – przyznała
Setsuko.
– Kijków?
– No mnisi walczyli tym. Mocne cholerstwo.
– Masz na myśli ich broń – zgadł Kakuzu, a
Aihara skinęła głową. – Po co?
– Było fajne. Stwierdziłam, że Ivrelli się
spodoba. Też chcecie?
– Nie.
– Ale takie ładne, rzeźbione są.
– Nie.
– To nie – prychnęła Setsuko.
– Wracaj do siebie, my pójdziemy do Paina –
oznajmił Kakuzu.
– Ach, no pewnie. Przecież musicie go
poinformować, co robiłam – mruknęła Setsuko. – W porządku. Podejrzewałam, że
tak będzie.
Aihara poszła zapukać do ósemki,
ale drzwi były zamknięte. Oznaczało to tyle, że Inukami jeszcze nie wróciła.
Itachi w takim razie też nie. Toteż ruszyła do siebie i zamknęła drzwi od
środka. Dopiero wtedy wypakowała resztę rzeczy. Broń ustawiła pod ścianą.
Znalazło się też trochę złotej i srebrnej biżuterii, prawdopodobnie skradzionej
mieszkańcom sąsiedniej wioski. Sądząc po wystroju świątyni, mnisi faktycznie
nie byli zbyt wstrzemięźliwi.
Ale to nie było wszystko, co
Setsuko ukryła przed towarzyszami. Zabrała także sporo książek medycznych, a
resztę drobiazgów zamknęła w miniaturowym zwoju, który zawsze nosiła przy sobie
na łańcuszku, schowany pod ubraniami. Karta przetargowa w kontaktach z
członkami Akatsuki mogła się przydać, tak jak wtedy, gdy Reiji omal nie skonał
przez truciznę Akasuny.
Matko, jak ja tęsknię za Jashinistą ! jak dobrze, że istnieje taki zakątek, właśnie tutaj gdzie żyje, dogaduje, i ma się dobrze ! :D
OdpowiedzUsuńwlazło, bardzo.
By uciszyć faceta, albo też skłonić go do mówienia, jak w tych obu skrajnych przypadkach to po prostu wjechać mu na ambicję popieram !
Setsu dogada się ze swoją nową paczką, to wiem na pewno :D ale kto zginie pierwszy, Iv czy Itaś? :P bo oni to na pewno szybko się nie dogadają. Może to i dobrze. wiecznie dobrze nie może być :D
I akcja z kijkami <3 Chcecie? :D bo tak se zajebałam bo fajne :D:D: