Ciche westchnienie, niepozorne, a
tak wymowne. To ono przerwało niczym niezmąconą cisze, która od dłuższego czasu
zalegała między trójką shinobi.
– Tak, wiem. Jesteś biedny i uciemiężony, bo
zostałam wysłana z wami – mruknęła Setsuko, wywracając oczami. – Wierz mi, że
też wolałabym iść z Iv i Nao, ale nie było mi dane, więc z łaski, swojej skończ
wentylować, jakbyś miał zaraz zemdleć.
– Ale ci dosunęła – zawył Hoshigaki, który
patrzył teraz wyczekująco na odpowiedź przyjaciela.
Nie doczekał się.
– Ale doprawdy… Mamy najbardziej niewdzięczną
robotę – westchnęła Setsuko.
– Trzeba było zostać – odezwał się wreszcie
Uchiha.
– Nie dam ci tej przyjemności – prychnęła
Aihara.
– Mówię o Orochimaru – padło i Setsuko
odrobinę zbladła. – Trzeba było zostać.
– Może ty byś się wycofał na moim miejscu,
ale nie ja.
– A o co chodzi? – zaciekawił się Kisame.
– To nic takiego – skwitowała blondynka.
– Setsuko była jednym z dzieci znalezionych w
laboratorium Orochimaru, zanim został wygnany z Konohy – wyjaśnił Itachi.
– Teraz się nagle rozmowy zrobiłeś –
prychnęła Aihara. – Nie lubie jak NIE przyjaciele mówią o mojej przeszłości.
– Masz jakieś dziwne zdolności? – zapytał
Hoshigaki.
– Nie. Po prostu tam byłam – odparła beznamiętnie
Setsuko.
– Nudy…
– Też tak uważam – zaśmiała się, czując na
sobie spojrzenie Uchihy. – Nawet nie pamiętam tych czasów.
– Ale i tak się boisz – zauważył cicho.
– Sam się boisz – warknęła Aihara, patrząc
groźnie na Itachiego.
– Chcesz, to zostań tutaj – podsunął
Hoshigaki. – Sami też damy radę.
– Ja też sama dałabym sobie radę – oznajmiła
Setsuko.
– Tak? – podpuszczał ją Hoshigaki.
– Oczywiście. Chcesz się założyć?
– Setsuko! – zagrzmiał Uchiha, ale blondynka
zgromiła go wzrokiem.
– Jasne. Spróbuj wykonać misję szybciej od
nas – ciągnął dalej Kisame, uśmiechając się coraz szerzej i tym samym
prezentując rząd szpiczastych zębów. – To jak? Mów tylko, o co się zakładamy.
– O co chcesz?
– O szkocką.
– Dobra
– Umowa stoi – zaśmiała się Setsuko i
zniknęła.
– Po co to zrobiłeś? – zapytał Uchiha,
patrząc na przyjaciela spod przymrużonych oczu. – Ona jest zbyt głupia i
uparta, żeby przyznać się do słabości.
–
Byłem ciekaw, co zrobisz, gdy ta dziewczyna wpakuje się w kłopoty.
–
Nic…
***
Setsuko uśmiechnęła się szeroko.
Wygraną już miała w kieszeni, ale bardziej od darmowej whisky cieszył ją fakt,
że utrze Itachiemu nosa. Bo jeśli wydawało mu się, że ona wciąż jest tą samą,
słabą dziewczynką to się mylił. I to grubo. Bo ona od lat była jedną z
najsilniejszych shinobi. Wraz z najbliższymi przyjaciółmi stała się elitą Anbu.
Co z tego, że bała się Orochimaru.
Było tak, bo ciocia straszyła ją od najmłodszych lat i przestrzegała przed tą
podstępną gadziną. Ona sama nie pamiętała za bardzo pobytu w jego podziemnej
kryjówce. Tak, jak nie pamiętała swoich rodziców, których zastąpiła jej właśnie
mentorka.
Pod jej opiekę dostała się po
tym, gdy na jaw wyszły eksperymenty wężowego sannina. Grupa shinobi Konohy
uwolniła przetrzymywane w podziemiach dzieci. W tym Setsuko, która znalazła
schronienie u Kaori. Ta nauczyła ją wszystkiego, włącznie ze strachem przed
Orochimaru.
Teraz to jednak nie miało
znaczenia dla Setsuko. Głęboko zakorzeniona obawa przed tym człowiekiem nie
mogła jej powstrzymać przed wykonaniem zadania. Zwłaszcza, jeśli mogła w ten sposób
pokazać Itachiemu jak bardzo się zmieniła.
Aihara użyła techniki przyzwania i
wskoczywszy na grzbiet ogromnego ptaszyska, pofrunęła w kierunku, w którym
powinna znajdować się kryjówka Orochimaru. Po kilkunastu minutach lotu znalazła
się na otwartej przestrzeni, bez jakichkolwiek drzew. Było tam zaledwie kilka
skał i już wiedziała, że to tutaj.
Miała to miejsce tylko zniszczyć,
ale nigdy nie było wiadomo, co wartościowego można było znaleźć, więc chciała
się najpierw odrobinę rozejrzeć. Toteż, zeskoczyła na ziemię i bez większego
trudu przebiła się do podziemi. Przez stworzone przez siebie małe wejście,
wemknęła się do środka, a mrok podziemnych korytarzy rozjaśniła ognistą kulą.
– Fiu, fiu – zamruczała pod nosem. – Chcę
poznać architekta, który to zaprojektował. Tylko wystrój wnętrza trochę
mroczny.
Blondynka swobodnie spacerowała
sobie po korytarzach, zaglądając do różnych pomieszczeń. Nie wyczuwała niczyjej
obecności w pobliżu, chociaż nie mogła pozbyć się tego upiornego wrażenia, że
jest obserwowana. Jeśli tak było, a osobnik nadal nie interweniował, zamierzała
jakby nigdy nic zwiedzić resztę pomieszczeń. Równie dobrze mogła to być jakaś
żaba albo mysz.
Wreszcie dotarła do jakiegoś
laboratorium. Pobieżnie przejrzała dokumenty, ale niewiele zrozumiała z
naukowego żargonu. Wzrok przeniosła na regał z książkami, tam dostrzegła kilka
znajomych tytułów oraz kilka takich, które mogły jej się przydać. Oczywiście
zabrała je. To nie była kradzież. Spod gruzów i tak nikt nie by ich nie
wykopał, a dla niej mogły okazać się użyteczne.
Dotarła do ogromnej sali pełnej
filarów. Miała już ogólne pojęcie o rozkładzie pomieszczeń. Teraz musiała się już
tylko wydostać na powierzchnię i uderzyć w odpowiednim miejscu, by wszystko
runęło.
W ostatniej chwili uskoczyła przed
atakiem ogromnego węża, ale musiała jeszcze uważać, by nie oberwać rykoszetem,
gdy rozbił kilka kolumn. Aihara szybko oceniła sytuację, wyciągając sztylet.
– Ohyda – skwitowała, wzdrygając się. – Boru,
kto to takie wyhodował? Dobrze cię karmili, co? – zapytała, ale jako, że nikt
jej nie odpowiedział, złożyła kilka pieczęci, po czym buchnął ogień. – Pieczone
żabie udka się je, a jak to wygląda z wężami? – mruknęła, patrząc z
obrzydzeniem na spalonego zwłoka. Przeraziła się, gdy zwłok poruszył się
niespokojnie, jakby w odruchu wymiotnym, a z jego paszczy wyszło coś oklejonego
śluzem. – Ou fak… To jest dopiero ohydne!
–
Numer czterysta czterdzieści cztery – padło. – Wiedziałem. To naprawdę ty.
–
O, wężowe rzygi potrafią mówić. Przerażające – stwierdziła Setsuko.
–
Gdzie się ukrywałaś przez tyle czasu? Byłem pewien, że nie żyjesz.
–
Widzisz mam się świetnie, ale nie wiem, czy o tobie można powiedzieć to samo. Serialnie
koleś, przydałaby ci się porządna kąpiel. I jak żeś tam w ogóle wlazł?
–
Zrobiłaś się naprawdę wygadana – zaśmiał się Orochimaru.
–
Uznam to za komplement, ale niestety muszę zakończyć naszą miłą konwersację –
oznajmiła Aihara i złożyła kilka pieczęci.
***
Itachi i Kisame powoli zbliżali się
do celu. Gdy dotarli na skraj lasu na pierwszy rzut oka wyglądało na to, że źle
trafili. Szybko jednak zorientowali się, że samotna skała na pustkowiu zasłania
właz do podziemnej kryjówki. Nigdzie nie było jednak śladu Setsuko.
Obaj
shinobi zamarli na chwilę, gdy nagle cała ziemia zapadła się z hukiem. Chociaż
Itachi wyglądał na niewzruszonego. Uwadze Kisame nie uszedł krótki moment, gdy
w oczach przyjaciela błysnął sharingan.
–
Nic jej nie jest – zaśmiał się Hoshigaki, ale blefował. Wywnioskował tak po
braku reakcji ze strony Uchihy, ale mógł się mylić. – O, miałem rację – dodał,
gdy z tumanów kurzu wyłoniła się blond czupryna.
–
No chłopaki, spóźniliście się. Tyle wam powiem – zaśmiała się tryumfalnie Aihara.
–
To było głupie z twojej strony – stwierdził Itachi i ruszył w drogę powrotną.
–
To było tchórzowskie z twojej strony – odgryzła się Setsuko i zwróciła do
Kisame. – Wisisz mi łiskacza.
–
Nikogo tam nie spotkałaś? – zaciekawił się Hoshigaki.
–
Spotkałam. Chyba Orochimaru – padło w odpowiedzi. – Jebnięty koleś.
–
Walczyłaś z nim i wyszłaś z tego bez szwanku?
–
Nie walczyłam. Moim zadaniem było tylko zniszczyć kryjówkę.
–
Ale był tam i od tak dał ci odejść? – nie dowierzał Hoshigaki. – Ściemniasz
coś.
–
No wiesz, jestem dość silna – zaśmiała się Setsuko.
***
Aihara siedziała na dachu jednego z
domów w wiosce liścia. Poszła tam sama i wemknęła się niezauważona. Wcześniej
upewniła się, że nie będzie w siedzibie potrzebna tego dnia. Ciekawskiej Naomi
wcisnęła jakąś bajeczkę i po prostu poszła. Nie była do końca pewna, co
zamierza zrobić. Wciąż miała mieszane uczucia odnośnie Akatsuki i chociaż
podobały jej się ich założenia i plany, wciąż uważała, że to zbyt piękne, by
było prawdziwe. Dlatego teraz rozważała
ciche spotkanie z Hokage, którego mogła obserwować ze swojego miejsca bez
ryzyka, że ją dostrzeże. Była pewna, że brak zaufania do organizacji
przestępczej przeważy, a jednak patrząc na człowieka, który praktycznie
wyrzucił ją z wioski, pozbawił domu, nie potrafiła… Straciła już serce do tego
miejsca. To już nie był jej dom.
Wciąż jednak było tam wielu ludzi,
o których się troszczyła. Podniosła się, więc z miejsca i ruszyła do
mieszkania. JEGO mieszkania, ale nikogo tam nie było. „Może jest na misji” –
przeszło jej przez myśl. Mimo to postanowiła sprawdzić jeszcze jedno miejsce.
Po drodze mijała plac treningowy i dostrzegła na nim młodego Uchihę. Jego też
zamierzała odwiedzić. Trenował pod czujnym okiem Hatake. Jednak to, co rzuciło
jej się w oczy to fakt, że pieczęć zostawiona przez Orochimaru na szyi Sasuke,
zaczyna się rozrastać przy każdej manipulacji chakrą.
***
Siedziała przy szpitalnym łóżku,
wpatrując się w śpiącą twarz czarnowłosego chłopaka. Nie był jej bratem, tylko
Itachiego, ale czuła się za niego odpowiedzialna, jak gdyby byli prawdziwą
rodziną. Niegdyś spędzała w ich domu tyle czasu i młodszy z Uchichów nazywał ją
wtedy siostrzyczką. Zaprzestał tej praktyki po masakrze klanu. Dorósł tak
szybko, a Setsuko nic nie mogła zrobić.
Nie
była w stanie zapobiec jego spotkaniu z Orochimaru, który wyraźnie upodobał
sobie chłopaka z powodu jego sharingana. Zabronili jej interweniować, odsunęli
od sprawy, bo egzamin miał przebiec „bezproblemowo”. Skończyło się na tym, że w
pościg za gadziną ruszyła Anko i oczywiście przegrała, co nie było dla nikogo
specjalnym zaskoczeniem.
A
jedyne, co Aihara mogła zrobić to czuwać teraz przy łóżku Sasuke, gdy tak
strasznie cierpiał. Nic nie mogła poradzić. Nikt nie mógł, bo pieczęci
Orochimaru nie można było usunąć. Hatake czymś ją przyblokował, ale wiadomo, że
był to tylko środek tymczasowy.
Zacisnęła dłonie w pięści, wściekła na
siebie za swoją bezsilność i na Orochimaru, który bezkarnie krzywdził ludzi. Przełknęła
jakoś to, że pozbawił ją rodziny. To przez niego wychowała się jako sierota,
nie znając swojej prawdziwej wioski, ani rodziny. Tego kim naprawdę była. Nigdy
nie czuła się nieszczęśliwa z tego powodu. Mentorka jej na to nie pozwoliła,
dbając o nią jak o własną córkę. Ale krzywdzenie jej bliskich było czymś, czego
wybaczyć nie mogła.
– Siostrzyczko… – usłyszała słaby głos młodego Uchihy i ujęła jego dłoń
w swoją. Majaczył z bólu. Już dawno jej tak nie nazwał, a teraz wołał ją. Mogła
tylko trwać u jego boku. Westchnęła cicho i ucałowała chłopaka w czoło,
odgarnąwszy z niego czarną grzywkę. – Siostrzyczko…
– Jestem przy tobie – powiedziała kojącym głosem, pomimo zmarszczonych
groźnie brwi.
***
Ciężkie westchnienie wymknęło się z
ust Aihary. Teraz też marszczyła groźnie brwi. Nic nie mogła w tej chwili
zrobić, więc zostawiła dwójkę shinobi samych sobie i udała się do swojego
dawnego domu. Ostrożnie i po cichu weszła do środka, chociaż nie spodziewała
się tam nikogo zastać. Po prostu czuła się nieswojo w pustym budynku, który
niegdyś dawał jej ciepło i schronienie.
– Reiji? – zdziwiła się, gdy zastała
siedzącego w salonie przyjaciela. Zupełnie zapomniała, że nie jest tu już mile
widziana, ale teraz, gdy już ją dostrzegł, nie było sensu uciekać. Spojrzał na
nią, mrużąc oczy, zapewne wściekły po ich ostatnim spotkaniu. – Co ty tu
robisz?
– To chyba moja kwestia – odpowiedział z nutą
żalu w głosie. – Nie powinno cię tu być.
– Nie przynależę już do Konohy, ale nie
jestem twoim wrogiem – oznajmiła Setsuko, uśmiechając się łagodnie. –
Przyjaciele wciąż są dla mnie przyjaciółmi, nawet, jeśli nasze wybory czasem ze
sobą kolidują.
– Co jeśli ktoś cię tu znajdzie?
– Nikt poza tobą nie wie…
– A oni?
– Oni też nie wiedzą.
– Po co przyszłaś? – zapytał podejrzliwie
Reiji.
– Sprawdzałam… – zawahała się Aihara. –
Widziałam Sasuke… Jego pieczęć…
– Tak. Jest coraz gorzej. Kakashi twierdzi,
że to nie potrwa długo, nim chłopak pójdzie szukać Orochimaru.
– Spróbuję znaleźć jakiś sposób…
– Jaki?
– Może S… Może Akasuna będzie coś wiedział –
stwierdziła Setsuko i wzruszyła ramionami. – Nie chcę siedzieć bezczynnie, gdy
moi bliscy cierpią.
– A co z tymi, którzy cierpią przez twoje
odejście?
– Reiji, już mówiłam…
– Tak, tak. „Nie miałaś innego wyjścia” –
prychnął Inukami.
– Bardzo żałuję, że tak się stało.
– Nie wyglądasz na to.
Nagle przy drzwiach rozległy się
szmery. Setsuko nieco spanikowała. Nie chciała narobić Reijiemu kłopotów.
Gotowa była wyjść tajemniczemu osobnikowi naprzeciw, ale Reiji chwycił ją za
ramię i pociągnął do łazienki. Łudził się, że tam nikt nie zajrzy. Stali w
ciemnym pomieszczeniu, przyklejeni do siebie i do ściany.
– Bądź cicho – wyszeptał Reiji, a Setsuko
poczuła na uchu jego ciepły oddech.
Jej serce mimowolnie zabiło szybciej.
Nie spodziewała się, że przyjaciel postanowi ją ukryć. Czuła się z tym źle.
Miała wrażenie, że robi mu w ten sposób krzywdę. Że nie powinna była mówić mu,
że została z wioski wyrzucona. Może należało grać swoją rolę złego charakteru?
– Reiji? – w korytarzu rozległ się głos Juna.
– Jesteś tu?
Kroki były coraz bliżej, aż mężczyzna
dotarł salonu. Jednak nie widząc w nim niczego podejrzanego, wycofał się, a
Reiji i Setsuko odetchnęli z ulgą. Jednak nie wyszli od razu. Woleli się upewnić.
Aihara postanowiła wyjść jako pierwsza,
ale Reiji ją powstrzymał. Stał tak strasznie blisko, że czuła bijące od niego
ciepło. Przeraziła się tego, co mogło stać się za chwilę i pospiesznie
czmychnęła do Salnu.
–
Co zamierzasz? – usłyszała.
–
Pomóc Sasuke – odparła nie odwracając się w stronę Reijiego, w obawie, że
zobaczy rumieńce na jej twarzy. – Wrócę tu, Rei. Nie zostawię tego tak.
–
Jak się miewa Ivrel?
–
Iv? Jak to Iv. Szybko przystosowała się do nowych warunków.
***
Uderzyła pięścią w ścianę, tak, że
cała siedziba zadrżała i nikt nie miał wątpliwości, że jest wściekła. Nie
takich wieści oczekiwała, ale nie była to wina informatora. Obwiniała jedynie
siebie, że zbyt wiele czasu zajęło jej przygotowanie wszystkiego. Spóźniła się.
Sasuke uciekł z Konohy i nikt nie potrafił powiedzieć, gdzie teraz jest. Zawiodła.
– Czegoś tu nie rozumiem – jako pierwszy
milczenie przerwał Hoshigaki. – Dlaczego się tak wściekasz? To nie twój brat.
– Ale był dla mnie jak rodzina – wycedziła
Setsuko.
– Chce mnie zabić. Żeby to zrobić, musi stać
się silny – powiedział Itachi.
– Troskliwy jak zawsze – syknęła Aihara. –
Tylko pogorszyłeś sprawę, swoją ostatnią wizytą tam!
– To nie twój problem.
– To, że ciebie to nie obchodzi, nie znaczy,
że ja traktuję bliskich tak samo! – wrzasnęła Sesuko.
– I tak nie możesz mu pomóc – ciągnął dalej
Uchiha. – To bezsensu.
– Bez sensu jest cała twoja egzystencja! Gówno
prawda, a nie ratowanie świata! Jak może ratować świat ktoś, kto ma gdzieś los
swojego brata i przyjaciół! – wydzierała się blondynka i chwyciła Itachiego za
kołnierz płaszcza.
– Dobra, dosyć tego – padło i ktoś chwycił ją
za ramiona, uniemożliwiając ruchy.
– Niepotrzebnie się wtrącasz Madara.
– Co tu się wyprawia?– zagrzmiał Pain,
wchodząc na korytarz.
– Nic, nic – zaświergotała Naomi. – Wracaj do
swoich papierów – dodała wpychając rudzielca z powrotem do gabinetu.
– Puszczaj mnie – syknęła Setsuko, wierzgając
uparcie. – Albo nie – dodała po chwili namysłu. – Trzymaj mnie, bo serio
strzelę mu w pysk! Zobaczymy, jak sharingan wygląda na tle podbitego oka!
– Ou… – jęknął Kisame, rozbawiony całą
sytuacją.
– Zrozum. Jesteś bezsilna – obwieścił wszem i
wobec Itachi, podchodząc do Setsuko bliżej. Zapomniał, że przy tej odległości
może go kopnąć, ale zablokował cios. – I nie wtrącaj się – powiedział, a w jego
oczach błysnął Mangekyo Sharingan. – Sasuke wybrał Orochimaru. To jego wybór.
Trzymaj się od tego z daleka.
– Ej, ej. Nie pozwalaj sobie – zawarczała
Ivrel, która dotychczas nadzwyczaj spokojnie obserwowała całe zajście. Uznała,
że jedna wkurzona kunoichi tam wystarczy, ale teraz, gdy Itachi wyraźnie
zagroził blondynce, nie zamierzała stać bezczynnie.
–
Wszyscy się uspokójcie – poprosiła Naomi, zwracając na siebie uwagę obecnych. –
Itachi, zostaw ją już – dodała rzeczowo. – Niepotrzebnie ją prowokujesz.
–
Jasne! Uciekaj! – wściekała się Setsuko, gdy czarnowłosy spełnił prośbę Sakurai
i wrócił do pokoju.
–
Ty też się uspokój. Takie zachowanie na pewno temu chłopakowi nie pomoże –
zwróciła się do niej Naomi.
–
Właśnie. Orochimaru to nie jest ktoś, kogo można zlekceważyć – zgodził się
Madara. – Gdyby tak było, już dawno pozbylibyśmy się go.
–
No, to spierdoliliście sprawę po całości, panowie – stwierdziła Ivrella.
***
Wymknęła
się z siedziby jeszcze tego samego dnia. Nie zamierzała tak łatwo się poddać.
Znalazła namiary na jedną z kryjówek Orochimaru. Zresztą gotowa była szukać do
upadłego, aż odnajdzie młodego Uchihę. Oczywiście. Miała świadomość, że działa
pod wpływem emocji. Ostatnio zdarzało jej się to coraz częściej, ale o ile w
wiosce liścia musiała trzymać swoje uczucia i emocje na wodzy, o tyle teraz
nikt nie mógł jej zabronić działania pod ich wpływem. Nieważne jak bardzo
nieprofesjonalne to było.
Już dawno było ciemno. Setsuko
leciała na grzbiecie feniksa pod osłoną bezksiężycowej nocy. Od początku miała
złe przeczucie, ale gniew i poczucie winy uśpiły ten alarm. Wyszła po cichu,
gdy wszyscy już spali lub byli w terenie na misjach. Zanim ktokolwiek zorientuje
się, że zniknęła, ona będzie już daleko. Zrobi swoje i odstawi gówniarza do
wioski. „Boże, czy wszyscy użytkownicy sharingana muszą być idiotami” –
pomstowała w myślach.
Przez chwilę zastanawiała się, czy
nie powinna poprosić Ivrelli o pomoc. Jednak po chwili uznała, że dobrze
postąpiła. Jeszcze nie daj boże próbowałaby odwieść ją od tego planu. No i nie
było potrzeby mieszać w to osób trzecich. To ona zawiodła. Obiecała, że pomoże
Sasuke i nie zdążyła na czas. Musiała to naprawić. Sama. To był jej obowiązek.
Naprawdę lubię, jak Setsuko dowala Itachiemu. Naprawdę. Chociaż częściej to wygląda, jakby mówiła do ściany. Jednak przy końcówce to po stronie Itachiego wolałabym stanąć. Przynajmniej na czas, aż w Setsu opadną emocje, bo coś czuję, że naprawdę narobi sobie dziewczyna kłopotów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam