Rumors

Zapraszam do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!

Obserwatorzy

środa, 17 sierpnia 2016

Chapter 14 ~ Hidden in the night.



          Gdy Setsuko dotarła do celu, zaczynało już świtać. Coś jej mówiło, że dobrze trafiła, że znajdzie tam młodego Uchihę. Wylądowała na ziemi i rozejrzała się dokoła, rozważając co dalej. Wtedy usłyszała zgrzyt i jedna ze skał odsunęła się, ukazując wejście do podziemi. Nikt też stamtąd nie wyszedł, co oznaczało, że ma wejść do środka. Dość oczywista była to pułapka, a jednak Aihara postanowiła przyjąć zaproszenie.
          Miała de ja vu, gdy znalazła się w ogromnej sali pełnej filarów, ale z tego co zauważyła, wszystkie kryjówki Orochimaru miały ten sam schemat. Tylko tyle, że tym razem nie ruszyła dalej. Nawet nie miała ku temu okazji, bo w cieniu zauważyła znajomą sylwetkę. Nie był to wąż, ani Orochimaru.
  – Sasuke! – uradowała się. – Dobrze, że jesteś cały.
  – Po co tu przyszłaś?
  – Po ciebie. Wracamy do domu.
  – Do Konohy? – zakpił chłopak. – To już nie jest nasz dom. Ani twój, ani mój.
  – Nie chrzań głupot.
  – Nigdzie z tobą nie wracam.
  – Akurat o twoje zdanie nie pytałam – oznajmiła z powagą Setsuko. – Jesteś o sto lat za młody, żeby mi pyskować, a sztuczki sharningana na mnie nie działają.
  – Spróbuj jeśli uważasz, że możesz siłą sprowadzić mnie do domu.
  – A żebyś wiedział, gówniarzu. Może jednak Iv miała rację, że trzeba cię raz a porządnie sprać.
            Dotąd młody Uchiha nigdy nie wygrał z Aiharą, więc nie brała tej walki na poważnie. Była od chłopaka szybsza i silniejsza, więc sharningan niewiele zmieniał. Zaskoczona huknęła plecami o ścianę, gdy oberwała wielką łapą, wyrastającą z pleców Sasuke. Zmrużyła oczy, podnosząc się. Musiała jednak ocenić sytuację raz jeszcze, bo tego się akurat nie spodziewała.
  – No młody, inaczej sobie pogadamy – stwierdziła otrzepując się z kurzu.
  – Jesteś silny – usłyszeli i obok czarnowłosego pojawił się Orochimaru. – Ale wciąż za słaby, by stanąć z nią do walki.
  – Gadzina dobrze gada, ale nie wiem, czy sytuacja jakkolwiek się zmieniła – zaśmiała się        Setsuko i wykonawszy kilka gestów, ruszyła do przodu.
               Zarówno Sasuke jak i Orochimaru stali teraz nieruchomo. I chociaż ten efekt nie mógł trwać w nieskończoność, była to potężna technika, dająca blondynce ogromną przewagę. Minusem był jedynie limit, bo mogła tego użyć tylko trzy razy. Technika ta, bowiem, pochłaniała zbyt wiele energii i nawet lata treningów niewiele zmieniły.
               Była pewna swojego zwycięstwa, a to, jak wiadomo, bywa zgubne w skutkach. Nie wiedziała jak to możliwe, że Orochimaru zdołał się ruszyć, a jego cios był o wiele potężniejszy, niż nawet najbardziej utalentowanego nastolatka. I jeszcze zanim Aihara zdążyła się podnieść, w jej stronę pomknęły węże, które wypełzły z rękawa sannina.
  – O cholera – jęknęła, z trudem robiąc unik. – Jak to możliwe, że możesz się ruszać?
  – Widzisz moja droga, moje jadowite węże mają różne zastosowanie. Zdążyłem się przygotować od naszego ostatniego spotkania.
  – Godne podziwu, że udało ci się pokonać moją technikę – przyznała Setsuko. – Ale niestety zabieram Sasuke do domu – oznajmiła, po czym uderzyła pięścią w ziemię.
             Kamienna podłoga rozpadła się, a pod wpływem trzęsienia runęła także część stropu i przygniotła Orochimaru. To nie zmieniało jednak faktu, że Setsuko ponownie musiała użyć wcześniejszej techniki, bo Sasuke zdążył się już wybudzić i wyraźnie szykował się do ataku. Poczuła tylko ukłucie i zmarła. Doskonale wiedziała, co to oznacza.
  – A ten, jakie ma zastosowanie? – zapytała i przygryzła wargę, czekając na odpowiedź.
  – Jego jad paraliżuje – padło w odpowiedzi. – Na długie, długie godziny. W zaledwie kilka minut.
– Och, czyli mam aż kilka minut – zaśmiała się Setsuko i złożyła kilka pieczęci, lecz innych nich dotychczas.
            Buchnął ogień, ale jego płomienie skierowała tak, by nie zrobić krzywdy Sasuke. Przez chwilę jeszcze chciała dalej walczyć, ale miała świadomość, że obecna sytuacja nie jest dla niej zbyt korzystna. Musiała się wycofać, bo martwa ani sparaliżowana i tak nie mogła chłopakowi pomóc. Nie miała innego wyjścia, jak się wycofać, chociaż było jej to nie w smak.
            Nie spodziewała się, że Orochimaru tak łatwo pokona jej technikę, którą mentorka kazała jej trzymać w sekrecie i używać tylko wtedy, gdy naprawdę zajdzie taka potrzeba. Przez myśl nie przeszłoby jej, że ktoś może się z tego wyłamać. Trzeba było opracować nowy plan. Nie byłoby też tak ciężko, gdyby młody Uchiha zechciał kooperować. Wtedy mogliby uciec razem, ale nie była w stanie jeszcze dodatkowo użerać się ze zmutowanym nastolatkiem.
            Ruszyła do wyjścia. Miała nadzieję, że chociaż ogień zatrzyma na chwilę Orochimaru. Niestety jad działał szybciej, niż sądziła. Już czuła mrowienie w całym ciele i było to kwestią bardzo niedługiego czasu, aż padnie gdzieś, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu.
             Zanim zdołała wydostać się na powierzchnię, obraz miała już zamazany. Zaklęła pod nosem i uderzyła w ziemię, by zniszczyć właz do kryjówki Orochimaru. Musiała chociaż odrobinę go spowolnić. Gdy usłyszała szmer kilka metrów za sobą, zerwała się na równe nogi i wyciągnąwszy sztylet, wytężyła wzrok. Jedyn, co widziała to zamazana sylwetka. Najprawdopodobniej męska, ale nie umiała stwierdzić, kto to jest. A bo to mało mężczyzn chodziło po tym świecie?
            W pierwszej chwili szarpnęła się, gdy ktoś wziął ją w ramiona, ale uspokoiła się czując znajome ciepło. „Czy to Reiji” – zastanawiała się – „Ale co by tutaj robił? Też szukał Sasuke?” Nie była już niczego pewna, ale czuła się bezpieczna. Straciła grunt pod nogami, kiedy mężczyzna wziął ją na ręce. To było ostatnie, co pamiętała.

***

             Obudziła się całkiem wyspana, chociaż nie tam, gdzie spodziewała się być. Była prawie pewna, że poszła szukać Sasuke, ale przegrała. A potem znalazł ją Reiji. Tak. Tak właśnie myślała. Ale on przecież nie dostarczyłby jej do siedziby Akatsuki. Choćby, dlatego, że nie wiedział, gdzie to jest, a wejście na teren wroga mogło być ryzykowne. Czyżby to był sen?
             Przeciągnęła się leniwie i wstała. Wzięła prysznic i na spokojnie się uszykowała. Dopiero gotowa wyszła na korytarz. Tylko włosy miała jeszcze trochę wilgotne. Swoje kroki automatycznie skierowała do kuchni. Była mega głodna. Jak wilk.
  – Setsuko, obudziłaś się! – usłyszała radosny głos Naomi. – Jak się czujesz? Spałaś aż dwa dni. Martwiliśmy się – z ust dziewczyny wydobywały się kolejne słowa. Cała lawina słów. – Naprawdę… Żeby tak zniknąć. Nie powinnaś tak robić. Trzeba było zabrać kogoś ze sobą.
  – Chwila, chwila… Dwa dni? – powtórzyła Aihara.
  – No. Taki silny był ten jad. No, przynajmniej Sasori mówił, że to jad. Nic groźnego, ale nie mogliśmy cię dobudzić.
  – Jak się tu znalazłam? – zapytała z powagą.
  – Deidara cię znalazł – padło w odpowiedzi i Setsuko poczuła się odrobinę rozczarowana. – Jako pierwszy zorientował się, że cię nie ma i poszedł cię szukać.
  – Rozumiem. Muszę mu później podziękować.
  – Jeśli chcesz mu podziękować, to jest w kuchni.
  – Jeszcze lepiej – stwierdziła Aihara i weszła do wspomnianego przez Sakurai pomieszczenia. – Bry… Deidara, Sasori.
– Jak się czujesz? – zapytał Akasuna, ale w jego głosie nie było słychać troski.
– Dobrze, dziękuję. Chciałam wam podziękować. Tobie Sasori za opiekę, słyszałam już od Nao, no i tobie Deidara za przytaszczenie mnie tutaj – powiedziała Setsuko. – Mogłoby nie być za ciekawie, gdybyś mnie nie znalazł.
– Co? A… Tak, un…
– Jak mnie znalazłeś? – zaciekawiła się.
– Ee… Widziałem, jak wychodziłaś, un – odparł po chwili namysłu Deidara. – Nie wiedziałem, gdzie idziesz i poszedłem za tobą, un…
– No tak. Logiczne. Przecież mogłam okazać się szpiegiem. Nic dziwnego, że tam poszedłeś. No, nic. Miałam szczęście, że to zrobiłeś.
– Tak, un…
– Dzień dobry wszystkim – rozległo się w drzwiach i do pomieszczenia weszła kobieta o błękitnych włosach. – Och?
– Witaj Konan – odparł Sasori.
– Cześć, un.
– Hej. – Blondynka uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła do kobiety dłoń, a ta uścisnęła ją. – Jestem Setsuko.
– Konan.
– Miło cię poznać Konan.
– Ciebie również Setsuko.
– Już od jakiegoś czasu zastanawiałam się, gdzie ta widmowa kobieta z Akatsuki – zaśmiała się Aihara.
– Byłam na długoterminowej misji w wiosce deszczu – wyjaśniła kobieta.
– To wiele tłumaczy.
– Mam nadzieję, że pozostali nie dali ci w kość.
– Jest dość sympatycznie. Nawet bardziej, niż się spodziewałam – przyznała Setsuko. – Na razie to chyba ja sprawiłam więcej problemów.

***

       
         Ivrella przeciągnęła się leniwie, mrucząc coś pod nosem. Wyspała się, jak mało kiedy. Aż ją to samą zdziwiło, bo ostatnimi czasy ktoś ciągle budził ją z samego rana. Nawet jeśli nie było żadnego zadania. Aihara upodobała sobie maltretowanie wilczycy, dobijaniem się do jej drzwi już od wczesnych godzin. Tym razem wyglądało na to, że miała lepsze zajęcia i Inukami mogła spokojnie zacząć nowy dzień.
               Wzięła poranny prysznic, wbiła się w jakieś ubrania i podreptała do kuchni, żeby zrobić sobie kawę. Wypiła ją w ciszy i samotności, więc nieco zaciekawiona takim stanem rzeczy, zawitała do pokoju numer siedem. Zamknięte. Na bojówce też Aihary nie było.
  – Dziwne – stwierdziła Ivrel, spacerując po siedzibie Akatsuki.
       Nawet nie znała całej kwatery, a teraz, gdy nikt nie kręcił się w pobliżu, miała ku temu świetną okazję. Chociaż z Setsuko byłoby raźniej. Sprawdzała po kolei wszystkie drzwi. Nawet te mieszkalne. Tylko jedne ustąpiły po naciśnięciu na klamkę. Za nimi stał Hidan, jak zawsze z odsłoniętą klatką piersiową i gdy Inukami zawarczała cicho, zapytał:
  – Czegoś potrzebujesz?
  – Coś by się znalazło – odparła i parsknęła śmiechem, widząc skonsternowaną minę Jashinisty.
  – A tu co tak wesoło? – usłyszeli, gdy na korytarzu pojawił się Hoshikagi. – Widział ktoś Itachiego?
  – Nie. Przepadł? – zapytał Hidan.
  – Uchihahaha wam spierdolił? – zakpiła Ivrella.
  – Przepadł jak kamień w wodę – wyznał Kisame. – A dostaliśmy zadanie. To trochę nie w jego stylu tak znikać. Dobra. Idę do Madary, może on coś wie.
  – Ej. Nie chcesz powalczyć trochę? – zapytała nagle Inukami.
  – Dobra, ale najpierw coś zjem. Jestem głodny jak wilk – stwierdził Hidan.
  – Od wilków wara.
  – Co?
  – Od wilków wara – powtórzyła Ivrel i ruszyła w sobie tylko znanym kierunku. – Za godzinę na bojówce.
              Kręciła się i kręciła, nie mogąc sobie znaleźć miejsca, aż dotarła do schodów prowadzących w dół. Nie wyglądały zachęcająco i raczej cała sceneria wołała „nie idź tam”, ale właśnie coś takiego wzmagało ciekawość wilczycy, która powoli ruszyła w mrok.
  – Szkoda, że nie potrafię zrobić takiej ognistej kulki – mruknęła pod nosem, przypominając sobie, jak Setsuko rozświetlała zawsze drogę. – Chociaż… – dodała po chwili namysłu i złożywszy kilka pieczęci stworzyła coś na podobieństwo chidori. – Słabe, ale jest.
              W końcu schody się skończyły i dalej ciągnął się już mroczny korytarz, pełen wilgoci i pająków. Pachniało trochę kościołem, a trochę jakby stajnią. Po prawej stronie było kilka par drzwi. Niestety zamkniętych, ale z małą kratką. Wyglądało to na lochy. Tylko jedne drzwi nie miały kratki. Zamiast tego były lekko uchylone. Tam pachniało stajnią najbardziej. I czymś jeszcze. Czymś, co sprawiało, że Ivrella zaczęła kichać i pociągać nosem. Mimo to brnęła dalej.
              W środku wyglądało jak w jakiejś puszczy. Może lesie Amazońskim? Różnorodne drzewka, krzewy i kwiaty. Duszny zapach nawozu i gorące, wilgotne powietrze. To bez wątpienia była jakaś szklarnia. Boru, czego oni tam nie mieli?
  – Co, kurwa? Marihuanen jakiś hodują?
           W jednej z doniczek wiła się rosiczka i Ivrella zaciekawiona tym zjawiskiem obserwowała roślinę przez dłuższą chwilę. W końcu trąciła ją palcem. Nie spodziewała się, że roślina ją chapnie. Przecież one jedzą tylko muchy.
  – Uważaj – rozległ się czyjś chrapliwy głos i biała dłoń pogładziła rosiczkę po „łebku” dopóki nie przestała wgryzać się w palec Ivrelli. – Uważaj, co ty sobie wyobrażasz – padło podobnie, chociaż tym razem głos był nieco bardziej matowy.
  – Sorry, ja… – wybąkała Ivrella i zamarła, gdy obok siebie dojrzała ludzkiej wielkości rosiczkę. – O kurwa! To już po mnie – jęknęła.
  – Nic ci nie zrobimy. Jesteśmy Zetsu – powiedziała roślina i ogromne liście rozeszły się na boki, ukazując czarnobiałą twarz. – No chyba, że mnie zdenerwujesz.
  – Zetsu… Zetsu… Coś mi świta.
  – Jesteśmy częścią organizacji. Ty też. Widzieliśmy cię.
  – Kiedy?
  – Cały czas obserwowaliśmy.
  – Nie lubię podglądaczy – zawarczała Ivrel.
  – To ty weszłaś tu nieproszona.
  – Jeny. Zwiedzałam sobie. Po co się zaraz denerwować? Już sobie idę – oznajmiła, ulatniając się pospiesznie i resztę czasu spędziła na bojówce.
             Na szczęście nie musiała już długo czekać, aż zjawił się Hidan. Zmierzyli się wzrokiem, oboje gotowi do walki. Ivrella ruszyła do ataku jako pierwsza, ale podeszła do tego dość ostrożnie, chcąc wybadać zdolności Jashinisty. Ten sparował cios. Bez problemu bronił się przed każdym kolejnym ciosem Inukami, ale sam niewiele mógł zdziałać. Nie walczył zresztą na poważnie, a ona zdawała się jakby przewidywać jego ruchy.
             Nie było im dane walczyć zbyt długo, bo w siedzibie wybuchło zamieszanie. Deidara krzyczał coś niezrozumiałego już od wejścia i wszyscy obecni wyszli sprawdzić, co się dzieje. Blondyn niósł na rękach nieprzytomną Setsuko.
  – Nieźle się ta cholera urządziła – skwitowała Ivrel.
  – Co się stało, że tak krzyczysz? – zapytał Akasuna. – Co jej się stało?
  – Walczyła z Orochimaru. Nie wiem, co jej jest.
  – Sasori, pomożesz jej prawda? – poprosiła z nadzieją w głosie Naomi, a lalkarz westchnął ciężko.
  – Deidara, zanieś ją do mnie – orzekł wreszcie.
  – Krretynka poszła tam sama – warknęła Ivrel. – Ale dostanie ode mnie wciry, jak się obudzi.
  – Na razie módl się, żeby się obudziła – mruknął Akasuna i zniknął w swoim pokoju.
  – Pójdę im pomóc – oznajmiła Naomi.
  – I po co się tak przejęła tym durrrrnym Uchihahą? – pomstowała Ivrel. – Poszła tam sama i dostała lanie z powodu nie swojego nawet brata.

***

          Drzwi do kuchni się otworzyły, a czujne spojrzenie niebieskich oczu zmierzyło po kolei wszystkich obecnych.
  – Setsu, ale masz wpierdol – zadeklarowała Ivrel. – Co to, kurwa, za samowolka była, co?
  – Iv? Przecież…
  – Ja ci kurwa dam ty. Sobie nie myśl, że sobie sama pójdziesz walczyć, a ja będę siedzieć tutaj. Zaraz cię do pionu ustawię.
  – A to… – odezwała się Konan.
  – To Ivrella Inukami – wyjaśniła Setsuko. – Iv, poznaj Konan.
  – Tak, cześć – padło w odpowiedzi. – A ty nie zmieniaj tematu!
  – Gdzież bym śmiała.
  – Zrobiło się za głośno – westchnął Akasuna i wyszedł, a Deidara chwilę później poszedł w jego ślady.
  – I jeszcze cię ten blondas na rękach przyniósł, jak jakąś pierdoloną księżniczkę.
  – Iv, o czym ty mówisz?
  – Jak to o czym?
  – Ech… Dobra. Wiem. To było głupie – skapitulowała Aihara. – W ostateczności nic nie mogłam zrobić. Ten gad zdążył się przygotować. Wiedział, że przyjdę.
  – Mówicie o Orochimaru? – zapytała Konan.
  – Tak.
  – To podstępna kreatura. Kiedyś należał do organizacji. Wyrządził tutaj wiele szkód.

1 komentarz:

  1. Dlaczego mam wrażenie, że Deidara jest jakiś naciągany z tym ratowaniem Setsu? Ech, byłoby za pięknie, żeby jej się udało. I stwierdzam, że jakoś tak nudno, jak nie ma Itasia, żeby mu dowalić jakimś tekstem. No i ta końcówka. Ja chętnie posłucham, co Konan ma do powiedzenia, a tu koniec.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń