Gdy Setsuko dotarła do celu,
zaczynało już świtać. Coś jej mówiło, że dobrze trafiła, że znajdzie tam
młodego Uchihę. Wylądowała na ziemi i rozejrzała się dokoła, rozważając co
dalej. Wtedy usłyszała zgrzyt i jedna ze skał odsunęła się, ukazując wejście do
podziemi. Nikt też stamtąd nie wyszedł, co oznaczało, że ma wejść do środka.
Dość oczywista była to pułapka, a jednak Aihara postanowiła przyjąć
zaproszenie.
Miała de ja vu, gdy znalazła się w
ogromnej sali pełnej filarów, ale z tego co zauważyła, wszystkie kryjówki
Orochimaru miały ten sam schemat. Tylko tyle, że tym razem nie ruszyła dalej.
Nawet nie miała ku temu okazji, bo w cieniu zauważyła znajomą sylwetkę. Nie był
to wąż, ani Orochimaru.
– Sasuke! – uradowała się. – Dobrze, że
jesteś cały.
– Po co tu przyszłaś?
– Po ciebie. Wracamy do domu.
– Do Konohy? – zakpił chłopak. – To już nie
jest nasz dom. Ani twój, ani mój.
– Nie chrzań głupot.
– Nigdzie z tobą nie wracam.
– Akurat o twoje zdanie nie pytałam –
oznajmiła z powagą Setsuko. – Jesteś o sto lat za młody, żeby mi pyskować, a
sztuczki sharningana na mnie nie działają.
– Spróbuj jeśli uważasz, że możesz siłą
sprowadzić mnie do domu.
– A żebyś wiedział, gówniarzu. Może jednak Iv
miała rację, że trzeba cię raz a porządnie sprać.
Dotąd młody Uchiha nigdy nie wygrał
z Aiharą, więc nie brała tej walki na poważnie. Była od chłopaka szybsza i
silniejsza, więc sharningan niewiele zmieniał. Zaskoczona huknęła plecami o
ścianę, gdy oberwała wielką łapą, wyrastającą z pleców Sasuke. Zmrużyła oczy,
podnosząc się. Musiała jednak ocenić sytuację raz jeszcze, bo tego się akurat
nie spodziewała.
– No młody, inaczej sobie pogadamy –
stwierdziła otrzepując się z kurzu.
– Jesteś silny – usłyszeli i obok czarnowłosego
pojawił się Orochimaru. – Ale wciąż za słaby, by stanąć z nią do walki.
– Gadzina dobrze gada, ale nie wiem, czy
sytuacja jakkolwiek się zmieniła – zaśmiała się Setsuko i wykonawszy kilka gestów,
ruszyła do przodu.
Zarówno Sasuke jak i Orochimaru
stali teraz nieruchomo. I chociaż ten efekt nie mógł trwać w nieskończoność,
była to potężna technika, dająca blondynce ogromną przewagę. Minusem był
jedynie limit, bo mogła tego użyć tylko trzy razy. Technika ta, bowiem,
pochłaniała zbyt wiele energii i nawet lata treningów niewiele zmieniły.
Była pewna swojego zwycięstwa, a
to, jak wiadomo, bywa zgubne w skutkach. Nie wiedziała jak to możliwe, że
Orochimaru zdołał się ruszyć, a jego cios był o wiele potężniejszy, niż nawet
najbardziej utalentowanego nastolatka. I jeszcze zanim Aihara zdążyła się
podnieść, w jej stronę pomknęły węże, które wypełzły z rękawa sannina.
– O cholera – jęknęła, z trudem robiąc unik. –
Jak to możliwe, że możesz się ruszać?
– Widzisz moja droga, moje jadowite węże mają
różne zastosowanie. Zdążyłem się przygotować od naszego ostatniego spotkania.
– Godne podziwu, że udało ci się pokonać moją
technikę – przyznała Setsuko. – Ale niestety zabieram Sasuke do domu –
oznajmiła, po czym uderzyła pięścią w ziemię.
Kamienna podłoga rozpadła się, a
pod wpływem trzęsienia runęła także część stropu i przygniotła Orochimaru. To
nie zmieniało jednak faktu, że Setsuko ponownie musiała użyć wcześniejszej
techniki, bo Sasuke zdążył się już wybudzić i wyraźnie szykował się do ataku.
Poczuła tylko ukłucie i zmarła. Doskonale wiedziała, co to oznacza.
– A ten, jakie ma zastosowanie? – zapytała i
przygryzła wargę, czekając na odpowiedź.
– Jego jad paraliżuje – padło w odpowiedzi. –
Na długie, długie godziny. W zaledwie kilka minut.
–
Och, czyli mam aż kilka minut – zaśmiała się Setsuko i złożyła kilka pieczęci,
lecz innych nich dotychczas.
Buchnął ogień, ale jego płomienie skierowała
tak, by nie zrobić krzywdy Sasuke. Przez chwilę jeszcze chciała dalej walczyć,
ale miała świadomość, że obecna sytuacja nie jest dla niej zbyt korzystna.
Musiała się wycofać, bo martwa ani sparaliżowana i tak nie mogła chłopakowi pomóc.
Nie miała innego wyjścia, jak się wycofać, chociaż było jej to nie w smak.
Nie
spodziewała się, że Orochimaru tak łatwo pokona jej technikę, którą mentorka
kazała jej trzymać w sekrecie i używać tylko wtedy, gdy naprawdę zajdzie taka
potrzeba. Przez myśl nie przeszłoby jej, że ktoś może się z tego wyłamać.
Trzeba było opracować nowy plan. Nie byłoby też tak ciężko, gdyby młody Uchiha
zechciał kooperować. Wtedy mogliby uciec razem, ale nie była w stanie jeszcze
dodatkowo użerać się ze zmutowanym nastolatkiem.
Ruszyła do wyjścia. Miała nadzieję, że
chociaż ogień zatrzyma na chwilę Orochimaru. Niestety jad działał szybciej, niż
sądziła. Już czuła mrowienie w całym ciele i było to kwestią bardzo niedługiego
czasu, aż padnie gdzieś, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu.
Zanim zdołała wydostać się na
powierzchnię, obraz miała już zamazany. Zaklęła pod nosem i uderzyła w ziemię,
by zniszczyć właz do kryjówki Orochimaru. Musiała chociaż odrobinę go
spowolnić. Gdy usłyszała szmer kilka metrów za sobą, zerwała się na równe nogi
i wyciągnąwszy sztylet, wytężyła wzrok. Jedyn, co widziała to zamazana
sylwetka. Najprawdopodobniej męska, ale nie umiała stwierdzić, kto to jest. A
bo to mało mężczyzn chodziło po tym świecie?
W pierwszej chwili szarpnęła się,
gdy ktoś wziął ją w ramiona, ale uspokoiła się czując znajome ciepło. „Czy to
Reiji” – zastanawiała się – „Ale co by tutaj robił? Też szukał Sasuke?” Nie
była już niczego pewna, ale czuła się bezpieczna. Straciła grunt pod nogami,
kiedy mężczyzna wziął ją na ręce. To było ostatnie, co pamiętała.
***
Obudziła się całkiem wyspana, chociaż nie
tam, gdzie spodziewała się być. Była prawie pewna, że poszła szukać Sasuke, ale
przegrała. A potem znalazł ją Reiji. Tak. Tak właśnie myślała. Ale on przecież
nie dostarczyłby jej do siedziby Akatsuki. Choćby, dlatego, że nie wiedział,
gdzie to jest, a wejście na teren wroga mogło być ryzykowne. Czyżby to był sen?
Przeciągnęła się leniwie i wstała. Wzięła
prysznic i na spokojnie się uszykowała. Dopiero gotowa wyszła na korytarz.
Tylko włosy miała jeszcze trochę wilgotne. Swoje kroki automatycznie skierowała
do kuchni. Była mega głodna. Jak wilk.
– Setsuko, obudziłaś się! – usłyszała radosny
głos Naomi. – Jak się czujesz? Spałaś aż dwa dni. Martwiliśmy się – z ust
dziewczyny wydobywały się kolejne słowa. Cała lawina słów. – Naprawdę… Żeby tak
zniknąć. Nie powinnaś tak robić. Trzeba było zabrać kogoś ze sobą.
– Chwila, chwila… Dwa dni? – powtórzyła
Aihara.
– No. Taki silny był ten jad. No,
przynajmniej Sasori mówił, że to jad. Nic groźnego, ale nie mogliśmy cię
dobudzić.
– Jak się tu znalazłam? – zapytała z powagą.
– Deidara cię znalazł – padło w odpowiedzi i
Setsuko poczuła się odrobinę rozczarowana. – Jako pierwszy zorientował się, że
cię nie ma i poszedł cię szukać.
– Rozumiem. Muszę mu później podziękować.
– Jeśli chcesz mu podziękować, to jest w
kuchni.
– Jeszcze lepiej – stwierdziła Aihara i
weszła do wspomnianego przez Sakurai pomieszczenia. – Bry… Deidara, Sasori.
–
Jak się czujesz? – zapytał Akasuna, ale w jego głosie nie było słychać troski.
–
Dobrze, dziękuję. Chciałam wam podziękować. Tobie Sasori za opiekę, słyszałam
już od Nao, no i tobie Deidara za przytaszczenie mnie tutaj – powiedziała
Setsuko. – Mogłoby nie być za ciekawie, gdybyś mnie nie znalazł.
–
Co? A… Tak, un…
–
Jak mnie znalazłeś? – zaciekawiła się.
–
Ee… Widziałem, jak wychodziłaś, un – odparł po chwili namysłu Deidara. – Nie
wiedziałem, gdzie idziesz i poszedłem za tobą, un…
–
No tak. Logiczne. Przecież mogłam okazać się szpiegiem. Nic dziwnego, że tam
poszedłeś. No, nic. Miałam szczęście, że to zrobiłeś.
–
Tak, un…
–
Dzień dobry wszystkim – rozległo się w drzwiach i do pomieszczenia weszła
kobieta o błękitnych włosach. – Och?
–
Witaj Konan – odparł Sasori.
–
Cześć, un.
–
Hej. – Blondynka uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła do kobiety dłoń, a ta
uścisnęła ją. – Jestem Setsuko.
–
Konan.
–
Miło cię poznać Konan.
–
Ciebie również Setsuko.
–
Już od jakiegoś czasu zastanawiałam się, gdzie ta widmowa kobieta z Akatsuki –
zaśmiała się Aihara.
–
Byłam na długoterminowej misji w wiosce deszczu – wyjaśniła kobieta.
–
To wiele tłumaczy.
–
Mam nadzieję, że pozostali nie dali ci w kość.
–
Jest dość sympatycznie. Nawet bardziej, niż się spodziewałam – przyznała
Setsuko. – Na razie to chyba ja sprawiłam więcej problemów.
***
Ivrella przeciągnęła się leniwie,
mrucząc coś pod nosem. Wyspała się, jak mało kiedy. Aż ją to samą zdziwiło, bo
ostatnimi czasy ktoś ciągle budził ją z samego rana. Nawet jeśli nie było
żadnego zadania. Aihara upodobała sobie maltretowanie wilczycy, dobijaniem się
do jej drzwi już od wczesnych godzin. Tym razem wyglądało na to, że miała
lepsze zajęcia i Inukami mogła spokojnie zacząć nowy dzień.
Wzięła poranny prysznic, wbiła
się w jakieś ubrania i podreptała do kuchni, żeby zrobić sobie kawę. Wypiła ją
w ciszy i samotności, więc nieco zaciekawiona takim stanem rzeczy, zawitała do
pokoju numer siedem. Zamknięte. Na bojówce też Aihary nie było.
– Dziwne – stwierdziła Ivrel, spacerując po
siedzibie Akatsuki.
Nawet nie znała całej kwatery, a teraz,
gdy nikt nie kręcił się w pobliżu, miała ku temu świetną okazję. Chociaż z
Setsuko byłoby raźniej. Sprawdzała po kolei wszystkie drzwi. Nawet te
mieszkalne. Tylko jedne ustąpiły po naciśnięciu na klamkę. Za nimi stał Hidan,
jak zawsze z odsłoniętą klatką piersiową i gdy Inukami zawarczała cicho,
zapytał:
– Czegoś potrzebujesz?
– Coś by się znalazło – odparła i parsknęła
śmiechem, widząc skonsternowaną minę Jashinisty.
– A tu co tak wesoło? – usłyszeli, gdy na
korytarzu pojawił się Hoshikagi. – Widział ktoś Itachiego?
– Nie. Przepadł? – zapytał Hidan.
– Uchihahaha wam spierdolił? – zakpiła
Ivrella.
– Przepadł jak kamień w wodę – wyznał Kisame.
– A dostaliśmy zadanie. To trochę nie w jego stylu tak znikać. Dobra. Idę do
Madary, może on coś wie.
– Ej. Nie chcesz powalczyć trochę? – zapytała
nagle Inukami.
– Dobra, ale najpierw coś zjem. Jestem głodny
jak wilk – stwierdził Hidan.
– Od wilków wara.
– Co?
– Od wilków wara – powtórzyła Ivrel i ruszyła
w sobie tylko znanym kierunku. – Za godzinę na bojówce.
Kręciła się i kręciła, nie mogąc sobie
znaleźć miejsca, aż dotarła do schodów prowadzących w dół. Nie wyglądały
zachęcająco i raczej cała sceneria wołała „nie idź tam”, ale właśnie coś
takiego wzmagało ciekawość wilczycy, która powoli ruszyła w mrok.
– Szkoda, że nie potrafię zrobić takiej
ognistej kulki – mruknęła pod nosem, przypominając sobie, jak Setsuko
rozświetlała zawsze drogę. – Chociaż… – dodała po chwili namysłu i złożywszy
kilka pieczęci stworzyła coś na podobieństwo chidori. – Słabe, ale jest.
W końcu schody się skończyły i dalej
ciągnął się już mroczny korytarz, pełen wilgoci i pająków. Pachniało trochę
kościołem, a trochę jakby stajnią. Po prawej stronie było kilka par drzwi.
Niestety zamkniętych, ale z małą kratką. Wyglądało to na lochy. Tylko jedne
drzwi nie miały kratki. Zamiast tego były lekko uchylone. Tam pachniało stajnią
najbardziej. I czymś jeszcze. Czymś, co sprawiało, że Ivrella zaczęła kichać i
pociągać nosem. Mimo to brnęła dalej.
W
środku wyglądało jak w jakiejś puszczy. Może lesie Amazońskim? Różnorodne
drzewka, krzewy i kwiaty. Duszny zapach nawozu i gorące, wilgotne powietrze. To
bez wątpienia była jakaś szklarnia. Boru, czego oni tam nie mieli?
– Co, kurwa? Marihuanen jakiś hodują?
W jednej z doniczek wiła się
rosiczka i Ivrella zaciekawiona tym zjawiskiem obserwowała roślinę przez
dłuższą chwilę. W końcu trąciła ją palcem. Nie spodziewała się, że roślina ją
chapnie. Przecież one jedzą tylko muchy.
– Uważaj – rozległ się czyjś chrapliwy głos i
biała dłoń pogładziła rosiczkę po „łebku” dopóki nie przestała wgryzać się w
palec Ivrelli. – Uważaj, co ty sobie wyobrażasz – padło podobnie, chociaż tym
razem głos był nieco bardziej matowy.
– Sorry, ja… – wybąkała Ivrella i zamarła,
gdy obok siebie dojrzała ludzkiej wielkości rosiczkę. – O kurwa! To już po mnie
– jęknęła.
– Nic ci nie zrobimy. Jesteśmy Zetsu –
powiedziała roślina i ogromne liście rozeszły się na boki, ukazując czarnobiałą
twarz. – No chyba, że mnie zdenerwujesz.
– Zetsu… Zetsu… Coś mi świta.
– Jesteśmy częścią organizacji. Ty też.
Widzieliśmy cię.
– Kiedy?
– Cały czas obserwowaliśmy.
– Nie lubię podglądaczy – zawarczała Ivrel.
– To ty weszłaś tu nieproszona.
– Jeny. Zwiedzałam sobie. Po co się zaraz
denerwować? Już sobie idę – oznajmiła, ulatniając się pospiesznie i resztę
czasu spędziła na bojówce.
Na
szczęście nie musiała już długo czekać, aż zjawił się Hidan. Zmierzyli się
wzrokiem, oboje gotowi do walki. Ivrella ruszyła do ataku jako pierwsza, ale
podeszła do tego dość ostrożnie, chcąc wybadać zdolności Jashinisty. Ten
sparował cios. Bez problemu bronił się przed każdym kolejnym ciosem Inukami, ale
sam niewiele mógł zdziałać. Nie walczył zresztą na poważnie, a ona zdawała się
jakby przewidywać jego ruchy.
Nie
było im dane walczyć zbyt długo, bo w siedzibie wybuchło zamieszanie. Deidara
krzyczał coś niezrozumiałego już od wejścia i wszyscy obecni wyszli sprawdzić,
co się dzieje. Blondyn niósł na rękach nieprzytomną Setsuko.
– Nieźle się ta cholera urządziła – skwitowała
Ivrel.
– Co się stało, że tak krzyczysz? – zapytał
Akasuna. – Co jej się stało?
– Walczyła z Orochimaru. Nie wiem, co jej
jest.
– Sasori, pomożesz jej prawda? – poprosiła z
nadzieją w głosie Naomi, a lalkarz westchnął ciężko.
– Deidara, zanieś ją do mnie – orzekł
wreszcie.
– Krretynka poszła tam sama – warknęła Ivrel.
– Ale dostanie ode mnie wciry, jak się obudzi.
– Na razie módl się, żeby się obudziła –
mruknął Akasuna i zniknął w swoim pokoju.
– Pójdę im pomóc – oznajmiła Naomi.
– I po co się tak przejęła tym durrrrnym
Uchihahą? – pomstowała Ivrel. – Poszła tam sama i dostała lanie z powodu nie
swojego nawet brata.
***
Drzwi do kuchni się otworzyły, a czujne
spojrzenie niebieskich oczu zmierzyło po kolei wszystkich obecnych.
– Setsu, ale masz wpierdol – zadeklarowała
Ivrel. – Co to, kurwa, za samowolka była, co?
– Iv? Przecież…
– Ja ci kurwa dam ty. Sobie nie myśl, że
sobie sama pójdziesz walczyć, a ja będę siedzieć tutaj. Zaraz cię do pionu
ustawię.
– A to… – odezwała się Konan.
– To Ivrella Inukami – wyjaśniła Setsuko. –
Iv, poznaj Konan.
– Tak, cześć – padło w odpowiedzi. – A ty nie
zmieniaj tematu!
– Gdzież bym śmiała.
– Zrobiło się za głośno – westchnął Akasuna i
wyszedł, a Deidara chwilę później poszedł w jego ślady.
– I jeszcze cię ten blondas na rękach
przyniósł, jak jakąś pierdoloną księżniczkę.
– Iv, o czym ty mówisz?
– Jak to o czym?
– Ech… Dobra. Wiem. To było głupie –
skapitulowała Aihara. – W ostateczności nic nie mogłam zrobić. Ten gad zdążył
się przygotować. Wiedział, że przyjdę.
–
Mówicie o Orochimaru? – zapytała Konan.
– Tak.
– To
podstępna kreatura. Kiedyś należał do organizacji. Wyrządził tutaj wiele szkód.
Dlaczego mam wrażenie, że Deidara jest jakiś naciągany z tym ratowaniem Setsu? Ech, byłoby za pięknie, żeby jej się udało. I stwierdzam, że jakoś tak nudno, jak nie ma Itasia, żeby mu dowalić jakimś tekstem. No i ta końcówka. Ja chętnie posłucham, co Konan ma do powiedzenia, a tu koniec.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam