– Oi,oi, Itachi – dało się słyszeć głos
Kisame. – Stary, na pewno wszystko gra?
– Idę do siebie – padło w odpowiedzi.
Aihara wyjrzała dyskretnie z kuchni, słysząc
znajome głosy. Uchiha wyglądał na wycieńczonego, a jego kroki były chwiejne i
niepewne. Hoshigaki podążał za nim, tak na wszelki wypadek, ale niewiele mógł
zdziałać. To znaczy… Fizycznie był o wiele silniejszy od Itachiego i równie
dobrze mógł go przerzucić przez ramię niczym worek ziemniaków, ale wolał nie
zadzierać z użytkownikiem sharingana. Już nie raz się przekonał, czym to grozi.
– Co się tutaj dzieje? – zapytał Madara,
wychylając się z jednego z pomieszczeń.
– Itachi padł, gdy wracaliśmy z terenu, ale
upiera się, że nic mu nie jest – wyjaśnił Hoshigaki, drapiąc się po karku.
– Itachi – odezwał się Madara, ale młodszy
Uchiha nie zaszczycił go nawet spojrzeniem. – Używałeś dziś sharingana?
– Używał – oznajmił Kisame, a Itachi posłał
mu wściekłe spojrzenie i zachwiał się niebezpiecznie. W porę jednak złapał
równowagę, opierając się o ścianę. – Kre…
– Za dużo gadasz, Kisame – syknął młody
Uchiha. – Potrzebuję tylko odrobiny snu – dodał, a w jego oczach błysnął
sharingan.
– Oi, oi, to nie powód, żeby się tak wściekać
– jęknął Hoshigaki.
– Co?
– On tego nie zrobił celowo – stwierdził
Madara. – To sam sharingan. Sasori musi to obejrzeć.
– Dajcie. Mi. Spokój – wycedził Itachi, ale
przyjaciele zgromili go wzrokiem.
– Kisame, trzymaj go – rozkazał Madara i
chwilę później zniknęli w pokoju Akasuny.
Setsuko kręciła się po korytarzu,
próbując podsłuchać, co się tam dzieje. A niewątpliwie działo się coś złego.
Nie miała jednak odwagi zapukać do drzwi, bo nie bardzo dogadywała się z dawnym
przyjacielem.
–
Co robisz? – zaciekawiła się Ivrella, która właśnie szła do kuchni.
–
Coś się stało – oznajmiła z grobową miną Aihara. – Właśnie, Iv. Możesz dla mnie
podsłuchać, o czym tam rozmawiają? – poprosiła wskazując na drzwi pokoju
Sasoriego.
–
Um… Pierdolą coś o sharinganie, że się psuje – mówiła Inukami, marszcząc w
skupieniu brwi. – I że… O kurwa.
–
Co? Co mówią?
–
Że jak czegoś nie zrobią to Itachi straci wzrok… I w ogóle będzie nieciekawie,
bo sharingan to się zmienia w energetycznego pasożyta i sam się uruchamia…
–
Wiedziałam.
–
Co wiedziałaś?
–
Itachi wrócił w kiepskim stanie, więc zabrali go do Sasoriego. Wiedziałam, że
kiedyś zapłaci wysoką cenę za używanie sharingana.
***
W kuchni zebrała się znaczna część
członków Akatsuki. Wszyscy martwili się o Itachiego, który zamknął się w swoim
pokoju i od kilku godzin nie odpowiadał na żadne wezwania.
– I co z Itachim? – zapytał Madara, gdy tylko
Akasuna zjawił się w kuchni.
– On nie umiera – przypomniał Sasori, po czym
dodał: – Ale jeśli czegoś nie zrobimy, naprawdę straci wzrok.
– Co można zrobić? – odezwał się Hoshigaki.
– Szczerze? Nie wiem – odparł Akasuna. –
Madara, ty wiesz o sharinganie najwięcej. To on jest problemem. Działa jakby
własnowolnie…
– Potrzebuje oczu kogoś z klanu Uchiha, ale
poza mną i Tobim, którego teraz nie ma, został już tylko jego brat i właściwie
tylko on mógłby pomóc. Jednak z tego, co widziałem, też nie jest w najlepszej
kondycji. Nie wspominając o tym, że nie jest zbyt chętny do pomocy – wyjaśnił
Madara. – Może wystarczy wszczepić odrobinę tkanki…
– Nawet jeśli, to dość skomplikowany zabieg –
zauważył Sasori. – Jeśli coś pójdzie źle…
– To prawda, ale nie ma innego wyjścia –
stwierdził Madara.
– Chwila – zaprotestowała Setsuko. – Chyba
mam coś, co może pomóc – oznajmiła. – Zaczekajcie chwilę – poprosiła i pobiegła
do swojego pokoju. Wszyscy spojrzeli po sobie, gdy wróciła, niosąc w rękach
ogromny słój, owinięty czarnym materiałem. – Nada się?
– Co to? – strapił się Akasuna.
– A, no tak – zaśmiała się Aihara i odwinęła
materiał. – Ale musicie to zachować w tajemnicy przed Itachim, ok?
– O cholera, un – jęknął Deidara.
– A ja się zastanawiałam, co z nimi zrobiłaś
– parsknęła Ivrel. – No, ale mogłam się tego spodziewać.
– Skąd to masz? – zdziwił się Madara. –
Przecież to…
– Zabrałam je Danzo – oznajmiła Setsuko. –
Moją ostatnią misją przed odejściem z Konohy było zabicie Danzo. To on je miał,
umieszczone w ręce. Najprawdopodobniej zabrał je po masakrze klanu i… Trochę
ohydny był to widok.
– A ty je wzięłaś, bo…? – zapytał Hoshigaki. –
Wszyscy wiemy, że zbierasz różne dziwne fanty, ale coś takiego…
– Cóż… Zabieram to, co może się w przyszłości,
okazać użytecznym – wyjaśniła Aihara. – Sharingan to potężna technika, więc
podejrzewałam, że nie głupim pomysłem będzie to zabrać. Choćby na taką okazję
jak teraz.
– Tak, jak tamten zwój medyczny? – podchwycił
Sasori.
– Dokładnie.
– No na zwój medyczny mi to nie wygląda –
skwitował Hidan. – Dziwne rzeczy tam trzymasz. Serio dziewczyno, a to mi mówią,
że jestem pojebany.
– Zaczynam się bać – zażartował Kisame.
– Och, dajcie spokój – mruknęła Setsuko. – I
co, Sasori, nadadzą się?
– Co myślisz Madara? – zapytał lalkarz.
– Co? Przepraszam, jeszcze nie otrząsnąłem
się z szoku… Tak, myślę, że z tym mamy niezłe pole do popisu.
– No i świetnie – uradowała się Setsuko. –
Tylko serio… Nie mówcie Itachiemu.
– Co ty jeszcze trzymasz tam u siebie? Trupy?
Może wypchane, martwe zwierzęta? – nabijał się Hidan.
– To nie ja zamieniam w marionetki swoich
dawnych wrogów – zauważyła Aihara.
– Nie radzę – zagroził Akasuna. – Bo
dołączysz do kolekcji.
– Najważniejsze, że mamy jak uratować
Itachiego – podsumowała Naomi.
– No Setsu, pasujesz tu, tyle ci powiem –
zaśmiał się Kisame. – Definitywnie tu pasujesz.
– To nie brzmiało jak komplement…
– Resztę by można spieniężyć – stwierdził
Kakuzu.
– Niczego nie będziemy spieniężać – zagrzmiał
Madara. – Konfiskuję to.
– Setsuko, możemy porozmawiać, un? – odezwał
się niepewnie Deidara i dodał: – Na osobności.
– Tak, oczywiście, o co chodzi? –
odpowiedziała Setsuko, kierując się na korytarz.
– Nie tu, chodźmy jeszcze dalej, un – uparł
się Deidara, aż doszli na bojówkę. – Tu powinno być ok, un.
– Co jest?
– Ty czegoś nie wiesz, un – stwierdził
blondyn. – Miałem ci nic nie mówić, ale ty jesteś… Dziwna. Bardzo dziwna. Oboje
jesteście dziwni, un.
– Co? O czym ty mówisz? Jacy oboje?
– Ty i Itachi, un.
– Itachi?
– Żadne się nie przyzna, un.
– Nie rozumiem? – strapiła się Setsuko.
– Cały czas się kłócicie, ale teraz próbujesz
mu w tajemnicy pomóc, un.
– Do rzeczy, Deidara – przypomniała. – Czego
nie wiem?
– Bo to nie ja cię znalazłem, tylko Itachi,
un.
– Co… Jak to?
– Obudził mnie w nocy i kazał mi z nim iść –
wyjaśnił Deidara. – Zagroził, że jeśli ci powiem to użyje na mnie sharingana,
un – dodał. – Ale teraz to bez znaczenia. I tak nie może go używać.
– Obudził cię i co dalej? – dopytywała Setsuko.
– Lecieliśmy za tobą aż do kryjówki
Orochimaru. Myślałem, że jesteś szpiegiem i dlatego za tobą lecimy, un –
ciągnął blondyn. – Ale nie. Itachi kazał mi wylądować w lesie i zaczekać. Dalej
poszedł sam. Wrócił, niosąc cię nieprzytomną na rękach. Powiedział „zajmij się
nią. Ja mam coś jeszcze do zrobienia” i zostawił nas, un. Zabrałem cię z
powrotem do siedziby, a Itachi wrócił dopiero wieczorem. Nie wiem, co robił,
ale myślę, że próbował sprowadzić swojego brata do domu, un.
– Agr! Ten idiota – warknęła pod nosem
Aihara. – Cóż… Pomogłabym mu i bez tej wiedzy, ale dziękuję Deidara. Bardzo ci
dziękuję, że mi powiedziałeś.
– W porządku, un.
***
Wrobili go, a dokładniej Madara.
Ten skubaniec zawsze robił wszystko po swojemu i nikogo nie słuchał. Chociaż
właściwie powinien być mu wdzięczny. Tak samo jak Sasoriemu. Uratowali go przed
utratą wzroku, który wciąż był mu jeszcze potrzebny.
Teraz leżał. Zapewne w swoim pokoju.
Próbował otworzyć oczy, ale nie mógł. Nic dziwnego, jeśli Sasori faktycznie
przeprowadził zabieg, a na pewno to zrobił. Dotknął prawą ręką okolic oczu i
jedyne, co poczuł pod palcami to materiał. Nie… Bandaż. Jak nic obwiązali mu
pół twarzy. Ktoś chyba dopuścił do tego Naomi albo Deidarę. Ale to jeszcze nic.
Akasuna naprawi sytuację, gdy przyjdzie sprawdzić, co z oczami. Ciekawszym
zjawiskiem było to, że lewą ręką w ogóle nie mógł poruszyć. Była dziwnie ciężka
i w ogóle było mu w nią ciepło. Poruszył nią i wtedy usłyszał szmer.
Ktoś puścił jego dłoń. Och, więc
ktoś przy nim czuwał. Tylko kto? Madara ani Akasuna nie trzymaliby go za rękę.
Chyba nawet Tobi nie zdobył się na taki akt desperacji. W końcu Itachi nie
umierał. Chyba. Zresztą to była zdecydowanie damska dłoń. Może Konan albo
Naomi? Ewentualnie Deidara, bo jego dłonie wyglądały na niezwykle gładkie, mimo
lepienia z gliny, a może właśnie dlatego. Tak, one byłyby do tego zdolne, tylko,
po co? Nadal przecież nie umierał. Już chciał się odezwać, kiedy usłyszał:
– Jesteś idiotą. – Zmarszczył brwi, chociaż
raczej nie było tego widać spod połów bandaża. – Skończonym idiotą. – Rozpoznał
ten głos, chociaż troszeczkę nie rozumiał, o co chodzi. Coś go ominęło?
Musiało. Jej głos był tak samo nieprzyjemny jak dotychczas, a jednak to ona
trzymała go za rękę, kiedy spał. Dlaczego właściwie spał? Musieli mu coś podać.
No przecież… – Jak się czujesz?
– Do… Ekhm… – odchrząknął, bo zaschło mu w
gardle. – Dobrze.
Usłyszał westchnienie. Zastanawiał
się, jaką miała teraz minę. Nic nie mógł zobaczyć, co było uciążliwe, zwłaszcza
dla kogoś, kto zazwyczaj mógł zobaczyć więcej niż inni, za pomocą swojego
sharingana. A teraz ona siedziała przy jego łóżku i zupełnie nie wiedział,
czego powinien się spodziewać. Czuł się poniekąd bezbronny, bo cokolwiek podał
mu Akasuna, sprawiało, że czuł się sennie i słabo.
– Oni kazali mi tu siedzieć – powiedziała wreszcie,
ale jakoś bez przekonania. – Dzisiaj masz tu zostać. I ten bandaż, jeśli chcesz
to zaraz go poprawię. Dawno nie robiłam czegoś takiego i wyszłam z wprawy, ale
sam w sobie ma zostać, żebyś nie przeciążał oczu. I…
– Oni ci kazali? – przerwał jej. – Nie było
powodu, dla którego mieliby to zrobić.
– Masz rację. To było wierutne kłamstwo –
wyznała, wzrok wbijając w podłogę, chociaż i tak nie mógł na nią teraz
spojrzeć.
– Deidara ci powiedział – zauważył.
– Tak. Powiedział mi, że trzymałeś go pod
groźbą sharingana – potwierdziła i Itachi westchnął. – Właśnie dlatego
powiedziałam, że jesteś idiotą. Bo jeśli nie chciałeś z jakiegoś powodu
utrzymywać kontaktu, wystarczyło powiedzieć. Nie musiałbyś tyle czasu udawać,
że się nie znamy, skoro w ostateczności i tak mnie uratowałeś. Albo wtedy
trzeba było mnie nie ratować.
–
Stsuko…
–
Ale i tak powinnam ci podziękować. Nie byłoby za ciekawie, gdyby nie ty.
–
To nic.
–
„To nic” – prychnęła Aihara. – Jasssne. Zgrywaj bohatera. „To nic”. Myślisz, że
dzięki temu będziesz bardziej cool? To ja ci powiem, że ci się nie udało. –
Uśmiechnął się pod nosem. Nie umiał z nią walczyć. – Bardzo, baaaaardzo nie
cool teraz wyglądasz.
–
Domyślam się.
–
Podnieś się trochę, musisz się nawodnić – zmieniła nagle temat Setsuko i
pomogła mu się napić. Nie był z tego zadowolony, ale za bardzo chciało mu się
pić, więc nie protestował. – Dlaczego właściwie tak uparcie próbowałeś się
odciąć? – zapytała po chwili milczenia. – Bo ja tego jednak naprawdę nie
rozumiem. Bo jeśli nasza przyjaźń nic, a nic dla ciebie nie znaczyła, to
faktycznie trzeba było mnie tam zostawić.
– Tak. To znaczy… Nie – westchnął ciężko. –
To dlatego, że tak bardzo się zmieniłaś. Chociaż może nie aż tak bardzo jak
myślałem.
– Oczywiście, że się zmieniłam – oburzyła się
Setsuko. – Niepokojące byłoby, gdyby żadne z nas nie zmieniło się ani trochę
przez te wszystkie lata. Dużo się wydarzyło.
– Racja.
– Więc mówisz, że się zmieniłam?
– Tak.
– To dobrze, czy źle?
– Nie wiem.
– Aha… Bo wiesz? Ty się aż tak nie zmieniłeś.
Poza tym, że z wiekiem zidiociałeś, ale może to ten tutejszy klimat – zamyśliła
się Aihara.
– A ty zrobiłaś się bardziej pyskata –
odgryzł się Itachi.
– Możliwe. No, wiesz… Każdy radzi sobie ze
zmianami jak umie.
– Czyli odejście z Konohy było misją? –
zapytał Uchiha.
– To prawda. Od tego się zaczęło – odparła
Setsuko. – Hokage uznał, że skoro nie mam rodziny to, nic mnie nie trzyma w
wiosce i można się mnie pozbyć.
– Jak to nikogo? Co z Kaori–sensei i Ayane?
– Kaori–sensei nie żyje.
– Przykro mi…
– A Ayane odeszła kilka miesięcy temu z
wioski. Pewnego dnia oznajmiła, że nie ma tam dla niej perspektyw i że wyrusza
w podróż. Od tego czasu nie miałam od niej wieści.
– Nie poszłaś z nią?
– Ja? Ja tak samo jak ty kochałam tą wioskę,
ale po tym jak się mnie pozbyli, bo „nie mam nikogo”, nie mam, ale już serca do
tego miejsca.
– Rozumiem.
***
– Ivrel! – zaświergotała Setsuko, pukając do
drzwi. – Ivrelciu, wstawaj.
– A ty co, kurwa? Brzmisz jakbyś właśnie
obchodziła drugą w tym roku gwiazdkę – warknęła Inukami, otwierając drzwi w
samej bieliźnie. Blondynka uśmiechnęła się do niej szeroko i spróbowała
przygładzić sterczącą niesfornie, granatową grzywkę. – Nie dotykaj.
– No już, słoneczko, już. Nie złościmy się.
– No, jak nic, oszalałaś – skwitowała Inukami,
wracając do pokoju.
– Nie oszalałam, tylko misje mamy. Zbieraj
się.
– Już, kurwa. Moment!
– No, już, kurwa – mruknęła Setsuko, wciąż
kopiąc nogą w drzwi. – Liczę do trzech.
– No ja pierdole! – wydarła się Ivrella,
otwierając szeroko drzwi. – Daj mi się chociaż ubrać!
– Nie kłopocz się – padło i za Setsuko
pojawił się Hidan. – Już to jest niepotrzebne. – Wskazał na stanik.
– Zboczeniec! – Drzwi trzasnęły, aż mury się
zatrzęsły, a gdy Inukami pojawiła się ponownie, jej ubiór był już kompletny. –
Idziemy.
– Hej ho, hej ho! Na misję by się szło! –
wyła Aihara i wyglądało na to, że jest w naprawdę dobrym nastroju. – Pora
skopać parę tyłków, ouuu jeee! Lecisz ze mną, czy…? – zapytała, gdy obie wyszły
z siedziby.
– Nie lecę. Nie latam. Jeśli nie muszę, nie
latam – stwierdziła Inukami, wciąż oburzona pobudką o poranku.
– Jasne – zaśmiała się Setsuko i już chwilę
później leciały razem w stronę jednej z wiosek.
–
Patrz, już ją widać. Wylądujemy.
Wolały nie ściągać na siebie
niepotrzebnej uwagi. To miała być kolejna, przyjemna misja. Nie sądziły, że
ktoś przygotuje na nie zasadzkę. Ledwo dotknęły ziemi, zostały zaatakowane
przez specyficznie ubranych shinobi. Bez wątpienia z wioski dźwięku.
–
Co jest, kurwa? – zawarczała Ivrella, odpierając kolejne ataki.
Żadna z nich nie rozumiała do końca, o
co chodzi. Setsuko była pewna, że to ona jest celem po ostatnich starciach z Orochimaru.
A jednak ataki zdawały się skupiać na Inukami. I to było w tym najdziwniejsze.
Ale w sumie nic dziwnego. Ivrella również posiadała interesujące umiejętności.
Być może to one skłoniły sannina do takiego posunięcia.
Wszystko działo się zbyt szybko.
Wrogowie mieli przewagę liczebną i nie pozwalali kunoichi połączyć sił,
skutecznie je rozdzielając. Inukami syknęła z bólu, gdy poczuła pieczecie w
stopie. Z niepokojem spojrzała w dół, by zobaczyć tam węża. Wzdrygnęła się na
jego widok i odskoczyła.
Wyglądało na to, że ją ukąsił. Nie
przejmowała się jednak. Był dość odporna na różnego rodzaju trucizny, więc
jakiś zwykły wąż nie mógł jej zaszkodzić. Nie przyszło jej do głowy, że ten nie
jest taki zwykły. Stopa pulsowała coraz bardziej, wprawiając ją w dziwne
odrętwienie.
Aihara od razu spostrzegła, że coś
jest nie tak. Próbowała przedrzeć się przez siły wroga, by dołączyć do
towarzyszki. Wiedziała już, że wąż nie wróży nic dobrego i miała rację, gdy
tylko zobaczyła, że Ivrella opada z sił i musi wspomagać się ostrzem. W tym
także momencie wycofali się shinobi dźwięku, jakby osiągnęli swój cel.
– Iv! – krzyknęła Setsuko, dopadając do niej.
– Nic mi nie jest. Zaraz przejdzie.
– Nie przejdzie – powiedziała cicho Aihara i
zmarszczyła brwi, przytrzymując Inukami przed upadkiem. – Zaplanował to.
Itachiii !!! ;D oooo jak slodko *.* <3
OdpowiedzUsuńDobra akcja ze slojem dobre te zapedy kleptomanskie ;D setsu rzeczywiscie do nich pasuje ;D kochane chmurki.
tak bardzo shippuje ItaSetsu !! ;** (jestem ich oficjalnym pierwszym fangirlem ?? ;D)
Ale coooo dalej?? Co to za weze ?! ;D
<3
OdpowiedzUsuńBoze jesten na takim glodzie ze w sumie hidan tez moze byc i deidara z tymi dlonmi z gliny rrany w końcu mam z nim koszulke cos musi byc
OdpowiedzUsuń