Hej, słoneczka! Dzisiaj kolejny rozdział. Chciałabym go zadedykować trzem osobom - na raz - bo właściwie wszystkie rozdziały musiałabym dedykować im na przemian. Na początek Laurie za wyjątkowo wytrwałe czytanie, Rilnen za motywowanie mnie do pisania i Wilczy poniekąd też za motywowanie i na pewno za inspirację, bo niektóre kwestie w tym i następnym rozdziale wyciągnięte są z naszych codziennych rozmów :D Znalazłoby się więcej zasług ze strony każdej z dziewczyn, ale obawiam się, że nikomu nie chciałoby się tego wszystkiego czytać. ;)
***
– Musimy porozmawiać – oznajmił Madara,
wchodząc do pokoju Setsuko.
– Ja nic nie zrobiłam!
– Wiem, że nie. Jak się czujesz?
– Dobrze, dziękuję… O czym chciałeś
porozmawiać?
– Zgadnij.
– Och… Więc? Co chcesz wiedzieć? – zapytała
Aihara. – Myślałam, że wiesz o nas wszystko.
– Mam na ciebie oko od dłuższego czasu, to
prawda – przyznał mężczyzna. – Odkąd wstąpiłaś do Anbu, dokładniej mówiąc.
– A to, co cię interesuje, było wcześniej,
czy tak? – spojrzała na niego z błyskiem w oczach.
– Ile pamiętasz z czasów przed Konohą?
– Nic, tylko ciemność, aż do dnia, gdy tamci
shinobi z Konohy przyszli, a ja trafiłam pod opiekę mojej mentorki.
– Czyli nie wiesz, dlaczego tam byłaś? –
bardziej stwierdził, niż spytał.
– Podejrzewam, że z tego samego powodu, co
reszta – mruknęła z przekąsem Setsuko. – Skąd mam wiedzieć? Gdy mnie uratowano,
miałam tylko cztery lata.
– A twoja mentorka? – zapytał Madara.
– Dwadzieścia osiem, jeśli mnie pamięć nie
myli… I co wynika z tej metryki?
– Nie to miałem na myśli – westchnął. – Co
wiesz o niej?
– Cóż… – zaczęła Setsuko. – Właściwie…
Niewiele… – wyznała po chwili, marszcząc brwi, jakby dopiero teraz zdała sobie
sprawę z czegoś bardzo ważnego. – Byłam z nią odkąd pamiętam, więc nigdy się
nad tym nie zastanawiałam. Wiem, że lubiła kolor indygo, umiała gotować i
uwielbiała białe wino. Nazywała się Kaori Aihara. Używała żywiołu ognia i ziemi.
Nie… A może to był ogień i wiatr? Nie pamiętam już…
– Szczerze w to wątpię, że naprawdę się tak
nazywała – stwierdził Madara. – To znaczy, tak się przedstawiała, ale ilekroć
szukałem o niej informacji w kraju księżyca, skąd podobno pochodziła, nikt o
niej nie słyszał. Do Konohy przybyła rok przed ujawnieniem zbrodni Orochimaru. Zdawała
się czegoś szukać w wiosce liścia. Dużo znikała, a potem nagle przestała i
wdrożyła się w życie wioski, wychowując ciebie i Ayane.
– A dlaczego tak się nią interesujesz? – Już
dłuższą chwilę chciała o to spytać.
– Było w niej coś… Dziwnego.
– Teraz już za późno. Niczego się nie
dowiemy, a moja mentorka nie żyje. Ayane także…
– Nadal się zadręczasz? – Pokiwał głową z
dezaprobatą.
– Nadal? – Setsuko uniosła brwi. – Będę to
robić to do końca swoich dni.
– Taki nasz los. Każde z nas musiało coś
poświęcić – rzekł Madara, a jego wyraz twarzy wskazywał, że sam wciąż nie
pogodził się z wieloma rzeczami.
– Wiem, że o tyczy się wszystkich członków
Akatsuki, ale… Nie wiem, jak można z tym żyć.
– Z czasem się nauczysz.
– Ty się nauczyłeś?
– Tak, chyba tak – odparł Madara i westchnął.
– Wiesz, że Orochimaru na ciebie poluje, prawda? – dodał, zmieniając temat.
– Na początku w to nie wierzyłam, bo po co
miałby to robić, ale po ostatniej zasadzce chyba nie mam innego wyjścia, jak przyjąć
to do wiadomości.
– Cokolwiek do ciebie chce, nie odpuści
łatwo. Nie rób niczego głupiego.
– Wiem…
– Poprzednio też tak mówiłaś – zauważył Madara,
bacznie obserwując blondynkę.
– Orochimaru jest moim koszmarem z
przeszłości. Myślałam, że mogę go pokonać. Przestać w końcu uciekać.
– Pokonasz. A my ci pomożemy. Jesteś jedną z
nas.
– Dziękuję, ale nie będę zadowolona, dopóki
nie zabiję tego gada własnymi rękami.
Oczy Setsuko błysnęły niebezpiecznie
i chociaż nic nie wskazywało na to, żeby miała kolejny głupi plan, Madara nie
mógł oprzeć się wrażeniu, że to nie koniec kłopotów.
– Na razie odpuść. Nie wiemy nawet, dlaczego
ma taką obsesję na twoim punkcie.
– Jebnięty jest i tyle – skwitowała Aihara.
– Rozmawiałaś z Itachim? – ponownie zmienił
temat.
Nie chciał sypać soli na niezagojone
jeszcze rany dziewczyny.
– No niby tak, ale… Mam wrażenie, że trochę
mnie znowu unika. Po tej naszej wspólnej misji.
– Unika?
– Dąsał się już wcześniej, co mnie wtedy sprowadzili
tutaj taką trochę dedniętą… W czasie misji też miał wiecznie jakieś pretensje,
ale jak wróciliśmy, rozmawiał ze mną normalnie. A teraz znowu…
– Wyjaśnienie jest na pewno proste.
– No nie wiem…
***
– Setsu, Setsu! Setsu! – krzyczała Naomi,
bardziej dla frajdy, niż faktycznej potrzeby.
– Wiem, zaraz będę gotowa.
– Tch! – rozległo się, gdy tylko Ivrella
wyszła z kuchni. – Też mi coś.
– Co jej?
– Dąsa się, bo nie idzie z nami – zaśmiała
się Setsuko. – Chodź, Nao. Rozgromimy tą bandę i po problemie.
– Yey!
– Zmiana planów – powiedziała Konan,
opierając się o futrynę – Miałam przekazać, że Setsuko idzie z Sasorim.
– A ja?
– Ty Nao jesteś potrzebna dziś Madarze –
wyjaśniła spokojnie Konan. – Nic nie poradzę.
Obie shinobi spojrzały po sobie, a
Aihara wzruszyła ramionami. Wyminęła niebieskowłosą i zapukała do drzwi pokoju
Akasuny. W końcu rozkaz to rozkaz.
– Konan już mi mówiła – rzucił tylko.
– Więc?
– Jestem zajęty.
– Nie wiem, czy to tak działa – mruknęła
Setsuko. – Nie chcesz to pójdę sama, ale taki był rozkaz.
– Zaczekaj pół godziny – powiedział, wciąż na
nią nie patrząc.
– No rusz się, bo ci korniki w tyłek wejdą –
powiedziała, a Sasori zmrużył oczy. – Skończysz jak wrócimy.
Lalkarz rzucił jej gniewne
spojrzenie, ale cofnął się po marionetkę i ruszył do wyjścia.
– Zamierzasz iść pieszo całą drogę? –
zapytała Setsuko.
– Nie ma z nami Deidary.
– Ekhem! A bo to tylko Deidara umie latać? –
prychnęła i przyzwała feniksa. (Feniksie, przyzywam Cię! przyp. Tris)
– Przydatna zdolność – skwitował Akasuna,
wsiadając na grzbiet ptaszyska.
– A tak w ogóle… Chciałam ci podziękować.
– Za co?
– Uratowałeś mi już kilka razy tyłek. Ivrelli
także. – Brak odpowiedzi. – Poważnie. Doceniam to. Ja to jeszcze sobie
zasłużyłam za łomot moją głupotą, ale Iv… Czuję się za nią trochę
odpowiedzialna, skoro odeszła ze mną z Konohy i zostawiła tam brata.
– Aha.
– Nie przepadasz za nami, co?
– Wprowadzacie harmider.
– Domyślałam się. Musi być ci ciężko pracować
z kimś, kto do niedawna był wrogiem.
– Madara twierdzi, że można wam ufać.
– To miło z twojej strony.
– Nie powiedziałem nic miłego.
– I tak uważam, że to miłe – zaśmiała się
Setsuko. – Mimo wszystko.. To naprawdę zaskakujące, że organizacja uważana za
złą, aktualnie próbuje zrobić coś dobrego.
– Tak uważasz?
– Tak. Tak właśnie uważam.
Zaległa cisza i przez dłuższą chwilę
żadne z nich się nie odzywało, dopóki nie ujrzeli na horyzoncie dymu.
– Chyba jesteśmy niedaleko – zauważył
Akasuna.
– Znaleźliśmy naszych rozbójników.
– Swoją drogą to dziwne – zamyśliła się
Setsuko. – Nic tego nie zapowiadało. Garstka ludzi palących wioski, którzy
pojawili się znikąd…
– To prawda. Nic o nich nie wiemy. Poza tym,
że kierują się w naszą stronę.
– Nie
podoba mi się to.
Oboje mieli złe przeczucia odnośnie tej
misji. Mimo to nie mieli innego wyjścia, jak wykonać powierzone im zadanie.
Toteż wylądowali pospiesznie i skierowali się do celu. Nie dane im było jednak
sprawdzić stanu wioski. Wrogowie już na nich czekali.
Aihara zamarła wpatrując się w
osłupieniu w kobietę, która przewodziła grupie. Przetarła oczy raz i drugi, nie
wierząc własnym oczom. Ale to nie było złudzenie.
– Jak…
– Znasz ją? – zapytał Akasuna, patrząc
podejrzliwie to na jedną to na drugą.
– To… Ayane…
– Twoja siostra? – Setsuko skinęła głową. –
Mówiłaś, że…
– Bo tak było… Więc jak? Ayane…
– Chyba znam odpowiedź – westchnął lalkarz. –
To jedna z zakazanych technik, która pozwala kontrolować zmarłych. Wiem też,
kto mógł jej użyć.
– To on, prawda? – wyszeptała Setsuko. –
Orochimaru.
– Najpewniej – odparł Akasuna, bacznie
obserwując swoją towarzyszkę.
Jej wyraz twarzy jakby się zmienił.
Wciąż malowało się na niej cierpienie, ale oczy zdawały się płonąć. Dłonie
zaciskała w pięści. Nagle zniknęła, a gdy zlokalizował ją ponownie, atakowała
już Ayane.
Zmarszczył brwi, myśląc nad czymś, co
właśnie przyszło mu do głowy, ale nie miał czasu na dłuższe refleksje.
Zaatakował go srebrnowłosy shinobi. Skądś go kojarzył. A tak… Był przywódcą frakcji
z Suna, którą rozwalił z Nao i Deidarą kilka miesięcy wcześniej. Świetnie… Po
prostu cudownie.
– Zamierzasz mnie zabić? – spytała ze
smutkiem Ayane. – Zamierzasz znów to zrobić? – Setsuko poczuła kłucie w klatce
piersiowej, lecz nie zatrzymała się. – Ile jeszcze mam przez ciebie cierpieć?
– Właśnie dlatego muszę to zakończyć –
odparła. – Żebyś nie musiała już cierpieć. Dlatego znów cię pokonam. A później
i jego. Obiecuję. Dorwę Orochimaru. Zapłaci za to wszystko, co nam zrobił.
– To ty mnie zabiłaś.
– To prawda… Przepraszam. Za to, co zrobiłam
i za to, co zrobię za chwilę. Przepraszam – powiedziała, zamykając siostrę w
skalnej pułapce.
Nie zadziałało.
– Setsuko, ich nie da się zabić – oznajmił
Akasuna. – Można ich jedynie zapieczętować lub pokonać użytkownika techniki.
– Jak zapieczętować? Potrafisz to zrobić?
– Tak, ale potrzebuję czasu. Muszę się
przygotować. Trzeba ich jakoś unieruchomić.
Blondynka skinęła głową i otoczyła
przeciwników ścianą ognia, uniemożliwiając im ucieczkę. Ale oni bez problemu
się wydostali. Spalone na popiół ciała szybko się odbudowały. A większość
znanych jej technik okazała się bezużyteczna.
– Cholera.
– Setsuko, przytrzymaj ich – rozkazał
Akasuna, ale wszystkie kolejne pułapki zdawały się na nic.
Nie było innego wyboru. Setsuko
musiała użyć swojej sekretnej techniki. Co prawda jej sekret polegał już tylko
na tym, że nikomu o niej nie powiedziała. Używała jej jednak w brew
ostrzeżeniom metorki dość często. W zasadzie nie powinna tego robić wcale.
Zwłaszcza, że pochłaniała dużo energii, więc Aihara nie mogła używać jej zbyt
długo.
Ale tego dnia zamierzała utrzymać
efekt dłużej. Złożyła odpowiednie pieczęci i przeciwnicy zamarli w ruchu, jakby
zostali zamrożeni. Nie uszło to uwadze Akasuny, ale nie oderwał się od swojego
zajęcia, dopóki nie skończył. Dopiero wtedy przyczepił karki z jakimś wzorem do
Ayane i pozostałych, po czym aktywował.
Sztuczne ciała zmarłych rozsypały
się w pył, pozostawiając po sobie jedynie zwłoki ofiar, użytych do wykonania
techniki. Setsuko obserwowała to z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. W końcu
usiadła na ziemi, odetchnąwszy z ulgą.
– Setsuko.
– Idź przodem. Chcę jeszcze…
– Wracamy – rozkazał Sasori. – Oboje.
– Ale…
– Madara kazał cię nie spuszczać z oczu. Nie
kombinuj.
– Och, nie jestem dzieckiem.
– Na razie nie popisałaś się inteligencją.
– Wiem, ale…
– Weź się w garść i nie stwarzaj nam więcej
problemów, niż to warte.
***
– Czy ty do reszty zgłupiałaś?! – wydarła się
Ivrella. – Rozumiem, kurwa, zrobić coś głupiego raz, nawet dwa, ale trzy?! Trzy
razy ten sam jebany błąd? I niemal dać się zabić?! Kurwa! Znowu?!
– No, bo… Bo ja…
– Milcz! Kurwa… Bo mi ciśnienie skoczyło na tysiąc
pięćset przez ciebie!
– Ale…
– Milcz! I słuchaj! Zrób to, kurwa, jeszcze
raz, a sama cię zabiję! – zagroziła Inukami.
– Wtedy już i tak będzie martwa, un – wtrącił
się Deidara, ale Ivrella zgromiła go spojrzeniem.
– To ją, kurwa, ożywię i wtedy znowu zabiję!
– Ale tym razem nic mi nie jest – zaoponowała
Setsuko. – Więc nie jest tak źle jak poprzednio.
– Bo zdążyliśmy cię zawrócić, póki czas!
Wiedziałam, że nie można cię spuścić z oka nawet na chwilę! Debilko! Życie ci,
kurwa, nie miłe? To dawaj, ja ci sobie kurwa zginę! Trzy, kurwa, razy nawet!
– Iv… – jęknęła Aihara.
– Ivrella ma rację – przyznał Itachi.
– Nie przerywaj mi, jak krzyczę na tą
idiotkę! – wrzasnęła Inukami.
– Ale on ci właśnie przyznał rację –
zauważyła cicho Setsuko.
– On mi może, kurwa, nawet nobla przyznać i
order. I chuj mnie to obchodzi. I nie zmieniaj tematu! Trzy razy! Trzy razy
poszłaś sama prosto w ręce wroga! Chociaż wiedziałaś, że nie masz szans! Czy ty
jesteś ułomna?! Masz tam coś pod tą blond peruką?!
– Przepraszam…
– Dobrze, Ivrel, chyba już zrozumiała –
wtrącił się Madara.
– Chuj tam! A nie zrozumiała. Poprzednio też
niby zrozumiała. Tak jej skórę złoję, że zapomni o tych głupich pomysłach!
Setsuko kurczyła się w sobie coraz
bardziej podczas, gdy Ivrela zipała ciężko, zmęczona wrzeszczeniem. Reszta
członków organizacji przyglądała się tylko z zaciekawieniem całej scenie. Niewielu
miało odwagę się odezwać.
Mimo wszystko Ivrella miała rację.
Postępowanie Aihary było bardzo głupie i bezmyślne. Lekko mówiąc. Ona też
zdawała sobie z tego sprawę. Nie mogli jej jednak winić. Zwłaszcza po śmierci
Ayane. Każdy z członków Akatsuki miał jakaś mroczną historię i ludzi w obliczu
których nie potrafiliby zachować spokoju.
Tym bardziej ciężko było uniknąć
starcia, skoro Orochimaru nie wiadomo dlaczego prowokował Setsuko. A de facto
szło mu wyśmienicie.
– Setsuko – powiedziała z powagą Ivrel, gdy
już odzyskała oddech.
Aihara twardo odwzajemniła jej
spojrzenie.
– Wiem – odparła z grobową miną. – Wiem,
dlatego dziękuję.
– Nikt
nie każe ci odpuścić, ale do kurwy nędzy czy musisz wszystko robić sama?
– Przepraszam…
– Nie przepraszaj, tylko weź się w garść, bo
cię serio ugryzę.
– Wiem.
– To jak wiesz to ogarnij dupę. No.
– Niemniej z czasem trzeba będzie
przedsięwziąć jakieś działania – orzekł Madara. – Orochimaru ma z nami na pieńku,
a jego polowanie na Setsuko uderza w naszą organizację.
– Zamierzamy zareagować?
– Jeszcze nie. Orochimaru to trudny
przeciwnik. Gdyby to było takie proste, załatwilibyśmy go dawno temu – oznajmił
Pain, którego obecności nikt wcześniej nawet nie zauważył.
– Mam nadzieję, że nie planujesz już nic
głupiego – powiedział Itachi, gdy wszyscy już poszli.
– Nie, już nie – westchnęła Setsuko. –
Przygadała mi, nie?
– Trochę.
– „Trochę?” – skwitowała, śmiejąc się pod
nosem. – Dziękuję, że tak łagodnie to ująłeś. I, że ciągle ratujesz mi tyłek.
Przepraszam za kłopot…
– Po prostu nie rób już nic głupiego.
– Dobrze.
Setsuko zrobiła krok do przodu i
stanąwszy na palcach, ucałowała Itachiego w policzek. Spojrzał na nią
zaskoczony.
– No co?
– Nic… Myślałem, że znów mi przywalisz… –
przyznał, spoglądając gdzieś w bok.
– Nie – jęknęła Aihara. – Rany… Chciałam ci
tylko podziękować. Znaczy no nie wiem, czy to dobra forma, ale tylko to mi
przyszło do głowy, jakoś tak naturalnie i… – urwała wreszcie, gdy pogładził ją
lekko po głowie.
A potem wrócił do pokoju.
– Och… – mruknęła pod nosem, patrząc jak
zamykają się za nim drzwi. – I co się cieszysz? – warknęła na widok szerokiego
uśmiechu na twarzy Kisame, który właśnie przeszedł obok i najwyraźniej wszystko
widział.
***
Do kuchni weszła Setsuko. Zastała tam
siedzącą nad kubkiem kawy Konan. Ta obdarowała ją delikatnym uśmiechem, który
Aihara odwzajemniła. Po chwili przysiadła się z kubkiem parującego napoju.
– Co słychać? – zagadnęła. – Nie miałyśmy
zbyt wiele okazji do rozmowy.
– To prawda. Większość czasu spędzam w wiosce
deszczu – przytaknęła Konan.
– Och?
– Na razie to jedyne terytorium należące do
Akatsuki, choć nieoficjalnie.
– O tym nie wiedziałam.
– Zatailiśmy tą informację, chodź Kazekage i
Hokage zdają się powoli domyślać.
– Niemniej to spore osiągnięcie.
– Ale wciąż czeka nas sporo pracy – odparła
Konan. – Przyzwyczaiłaś się już do życia tutaj?
– Tak. To dziwne, ale tak.
– Tak. To dziwne, ale tak.
– Cieszy mnie to. Nawet Nao miała problem, by
przywyknąć, ale może to ze względu na jej pochodzenie.
– Słyszałam, że jest z kraju, którego nie ma
na mapie.
– To prawda.
– A skąd to wiecie? – zaciekawiła się
Setsuko.
– Nagato zna kogoś z Kraju Czasu, więc
wiedział o jego istnieniu. To zamknięty kraj na północnym wschodzie, za pasmem
niedostępnych gór, zwanych także Doliną Wielkiego Kamyka. Kraj Czasu nie wtrąca
się w sprawy zewnętrznego świata – wyjaśniła Konan i ciągnęła dalej: – Naomi
pojawiła się tu, ścigając jakiegoś przestępcę ze swojego kraju. Natknęła się
wtedy na nas, bo zbieg najwyraźniej liczył, że schroni się w szeregach
organizacji.
– I tak po prostu przyjęliście ją? Wiem, że
jest specyficzna, ale..
– Tak, w jej przypadku było inaczej, niż z
Tobą i Ivrel.
– Inaczej?
– Okazało się, że Naomi jest córką
przyjaciela Nagato, o którym już wspomniałam. Dlatego została przyjęta do
organizacji niemal od razu.
– Ale ona nie mówiła, że jest z klanu, który
tam panuje?
– To prawda. Naomi jest córką władcy czasu,
Sakurai Eijiro, z którym przyjaźni się Nagato.
– To dlatego jesteście w tak dobrej komitywie
z obcym państwem.
– Tak, można to tak ująć.
– To wiele wyjaśnia – zaśmiała się Setsuko. –
Kraj Czasu… Ciekawie.
– To prawda. Poza nami nikt chyba nie ma
pojęcia o istnieniu tego kraju.
– Trochę lipa, że tak się odcięli, nie
sądzisz?
– Uniknęli w ten sposób licznych konfliktów i
chociaż nie ma tam wielu shinobi, to potężny kraj o unikatowych zdolnościach.
Widziałaś, co potrafi Nao?
– Nie miałam zbyt wielu okazji, by się
przyjrzeć.
– Jest uzdolnionym medykiem, a do tego włada
chaosem, który w zewnętrznym świecie nie występuje.
– Chaos… Ta. Coś wspominała.
– Wszystko w porządku? – zapytała z troską
Konan.
– Tak, miło się z tobą rozmawia – odparła Setsuko,
a jej twarz momentalnie rozświetlił uśmiech.
– Dziękuję. Z tobą również.
– Musimy usiąść kiedyś wszystkie razem z Iv i
Nao.
– Zgadzam się.
– O czym gadacie? – rozległo się, gdy do
kuchni weszła uśmiechnięta Sakurai.
– O wilku mowa – roześmiała się Aihara. –
Obgadywałyśmy cię.
– Tak?
– Mówiłam Setsuko, że jesteś z Kraju Czasu.
– Takie buty.
– I że
kiedyś musimy wszystkie razem usiąść na pogaduchy.
– No to w sam raz, bo Ivcia właśnie wróciła z
misji z Hidusiem i pewnie zaraz tu przyjdzie – oznajmiła Naomi.
– A wypełnili chociaż zadanie?
– Wypełnili kurwa – prychnęła Ivrella,
wchodząc do środka. – No ja pierdole, tak dobrze wypełnili, że teraz to mnie
już Kakashi całkiem znienawidzi.
– Hatake? Czemu?
– Bo go kurwa spotkaliśmy w drodze? –
warknęła Inukami. – Wiesz jak na mnie patrzył?
– Z obrzydzeniem?
– Właśnie! Jakbym mu, kurwa, rodzinę wybiła.
– Dziwisz się? W ich oczach jesteśmy
zdrajcami…
– To nie to, mówię ci – skwitowała Ivrel.
– A co w takim razie?
– No, bo… – Inukami zamyśliła się na moment,
szukając odpowiednich słów.
A tak, nie musisz dziękować. Bo się jeszcze zarumienię.
OdpowiedzUsuńMówiłam już, że kocham Ivrelkę? Jej teksty są przeboskie. Siedzę i chichoczę za każdym razem, jak krzyczy na Setsu czy pozostałych. No kurczę, żeby zlekceważyć, że Itachi przyznał jej rację? Toż to święto narodowe.
Intryguje mnie, co wężowaty chce od Setsu. Straszne to zmuszanie Aihary do ponownej walki z Ayane. Nie ma to jak wymyślne tortury, choć szczerze mówiąc, to najprostszy sposób, skoro Setsu daje się prowokować.
A tak w ogóle to nie lubię Cię za tę końcówkę. Co ta Iv robiła z Hidanem, że Kakashi ma ją znienawidzić, co? Konkrety proszę.
Pozdrawiam
Ale doceniam, bo zawsze fajnie czyta się komentarze. A Twoja wytrwałość jest godna podziwu, zwłaszcza, że wspominałaś, iż tematy Ci nie leży.
UsuńYup, Iv wprowadza taki humorystyczny akcent :D
A niech Cię intryguje, o to przecież chodzi. :D
Hm. Co do końcówki, postawiłaś złe pytanie. Brzmi ono, nie co robiła z Hidanem, a co zrobiła Kakashiemu :D
No to co zrobiła Kakasiowi? Oczekuję odpowiedzi.
UsuńJa tez ;D
Usuń