Rumors

Zapraszam do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!

Obserwatorzy

niedziela, 16 października 2016

Chapter 20 ~ Brothers.



             – No to… – zaczęła, patrząc w ciemne oczy Uchihy i nagle wszelkie słowa uciekły z jej głowy. – …Cieszę… Się – wypowiedzenie każdego kolejnego słowa było niebywale trudne, gdy tonęła w jego spojrzeniu. – Że wszystko… jasne. – Odwróciła wzrok, nie mogąc dłużej wytrzymać. – Nie lubię nieporozumień.
             Myślała, że jej serce wyskoczy z piersi. Dobrą chwilę patrzyli sobie prosto w oczy i to nie on się odwrócił. Zazwyczaj nie utrzymywał tak długo kontaktu wzrokowego, a jednak tym razem… Było w tym coś. Robiło jej się gorąco na samą myśl. Podobało jej się, w jaki sposób na nią wtedy parzył. Nawet jeśli krótką chwilę. Nawet jeśli tylko jej się wydawało. Nawet jeśli nie było w tym głębszego znaczenia. Chciała wierzyć, że może i jego serce też zabiło odrobinę szybciej. Tak. To by jej stanowczo wystarczyło.
            Stała wpatrzona, gdzieś w ścianę pokoju, jakby było tam coś niezwykle interesującego. Wiedziała, że powinna się odezwać, nim zrobi się niezręcznie, ale jak na złość nie potrafiła nic wymyślić. Powoli zaczynała panikować. Poza tym czuła na sobie jego spojrzenie, co tylko pogłębiało frustrację. Dlaczego cały czas się na nią gapił? Ale nie miała odwagi sprawdzić jaką ma minę.
             Widział grę emocji na jej twarzy, gdy błądziła wzrokiem po pokoju. Tylko na chwilę ich spojrzenia się spotkały. Nie umiał oderwać wzroku od błękitu jej nieba. Jej kolor oczu zawsze go fascynował. Tak czysty i niezmącony od lat. Na moment się zapomniał, zapatrzył i teraz ją spłoszył.
            Westchnął w duchu. Od razu potrafił stwierdzić, że jest zagubiona. Znowu zrobił coś nie tak. Coś czego nie powinien. A fakt, że milczał nie poprawiał nijak jego sytuacji. Mimo to patrzył dalej, gdy jego uwagę przykuła spinka z różą.
             Dziewczyna drgnęła zaskoczona, gdy położył dłoń na jej głowie, mówiąc:
             – Potrzebujesz nowej spinki. Ładniejszej – stwierdził, zanim zdążył się ugryźć w język.
             – Spinki?
             – Ta już się prawie rozlatuje.
             – W końcu to zwykła tandeta z bazaru – odparła z nutą rozczarowania w głosie.             Najwyraźniej tylko na niej cała sytuacja zrobiła wrażenie. Patrzyli sobie w oczy, a on jak gdyby nigdy nic zaczynał chrzanić o spince. – Czego się spodziewać…
            – Poczekaj – powiedział, zaglądając do szuflady szafki nocnej.
            Wyciągnął stamtąd pudełeczko i podał Setsuko. Spojrzała na niego niepewnie, ale zajrzała do środka. Była tam spinka. Przepiękna, metalowa róża. Wyraźnie dobrej jakości.
            – Co…
            – Weź to.
             – Musiała być droga… Nie mogę.
             – Możesz – odpowiedział natychmiast. – Sam nawet nie pamiętam, skąd to mam.
             – Ach… No dobrze… Dziękuję – odparła Setsuko i uśmiechnęła się promiennie.
             Normalnie pewnie by uwierzyła. Gdyby nie fakt, że to spinka z różą. Nie wierzyła, że od tak trzymał coś takiego w pokoju. I nawet jeśli był to zwykły gest sympatii, bardzo się ucieszyła.
            Odwrócił się do niej jakoś bokiem i w pierwszej chwili nie wiedziała, o co chodzi. Ale przyszło jej coś do głowy. Nie wiedziała, czy ma racje, ale wspięła się na palce i ucałowała go w policzek.
 – Naprawdę dziękuję – powiedziała. – Możesz ją wpiąć?
 – Tak – padło w odpowiedzi, chociaż nawet na nią nie spojrzał.
             Może się pomyliła. Może nie powinna była go pocałować. Już drugi raz. Ale teraz to nie było ważne. Za bardzo się cieszyła. Wpiął spinkę. Popatrzył. Coś jeszcze poprawił i na jego twarzy zagościł uśmiech. Jak za dawnych lat.
 – Pasuje ci – wyznał cicho.

            Gdy byli młodsi, dużo młodsi, też się tak uśmiechał. Jeszcze zanim wstąpił do Anbu. Tak… Wtedy jeszcze się uczył, ale już był najlepszy z najlepszych. Już wtedy wszyscy pokładali w nim głębokie nadzieje. Być może już wtedy jego los był przesądzony.
            Wciąż jednak znajdywał czas dla swojego młodszego brata. No i dla Setsuko, która dopiero zaczęła chodzić do akademii. Wtedy z nią trenował. A może od zawsze pomagał jej w nauce? Naprawdę nie pamiętała już. Zbyt wiele czasu minęło.
            Zdarzało im się jednak odpoczywać. Tamtego dnia też tak było. Siedzieli razem z małym Sasuke na pomoście nad jeziorem u klanu Uchiha. Zjadali manju zrobione przez matkę chłopaków, która Aiharę traktowała, jak własną córkę i zawsze wyglądała na zadowoloną z jej wizyty.
            A Setsuko czuła się, jakby miała drugi dom. Poza tym, w którym mieszkała ze swoją mentorką i przybraną siostrą. Często przychodziła w wolnym czasie, nawet, gdy nie było Itachiego. Pomagała w pracach domowych i bawiła się z małym wówczas Sasuke.
            Słońce grzało przyjemnie. Siedzieli po zewnętrznych stronach pomostu, by najmłodszy z nich nie wpadł lub nigdzie nie odszedł bez ich wiedzy. Żadne z nich się nie odzywało, ale mimo to Aihara i Itachi wymieniali się spojrzeniami, tuż nad głową chłopca. Zbyt skupionego na jedzeniu, by zauważyć, że coś się dzieje. Był przecież tylko dzieckiem.
             Itachi uśmiechnął się, bardzo czymś rozbawiony. Setsuko spojrzała na niego pytająco, gdy nieco odchylił się, by za plecami brata sięgnąć ręką w jej stronę i zdjąć jej z buzi resztki jedzenia. Zrobiło jej się głupio, na co on uśmiechnął się jeszcze szerzej.
            Myślała, że nabija się z niej i zmarszczyła brwi. Nie mogła wiedzieć, że był po prostu szczęśliwy. Siedział w towarzystwie osób, które kochały go bezgranicznie i bezinteresownie. Ze swoim młodszym bratem oraz przyjaciółką. Tylko przy tej dwójce mógł być sobą, zwyczajnym chłopakiem.
            Nie było żadnych wymagań, nakazów i zakazów. Nie był shinobi z ogromnym potencjałem, nadzieją klanu Uchiha. Był sobą. Mógł się zrelaksować. Ale gdzieś w głębi duszy przeczuwał, że ta sielanka nie będzie mogła trwać wiecznie. I może dlatego cieszył się każdą chwilą.

             Rozległo się pukanie do drzwi. A raczej walenie i do środka weszła Ivrella.
             – Ekhem! Nie chciałabym wam przerywać, ale Nao woła wszystkich do kuchennej Sali narad – oznajmiła z powagą. – Jej bracia właśnie dotarli i chciałaby was wszystkich sobie przedstawić, a ja z jakiegoś pierdolonego powodu robię za pierdolonego posłańca, który ma przerwać… Cokolwiek się tu dzieje.
            – Cholerny psi słuch – wyszeptała Aihara, wiedząc, że Inukami to słyszy i spiorunowała ją spojrzeniem. – Oczywiście, już idziemy.
             Uchiha skinął niemrawo i ruszył jako pierwszy. Nie czekał na wyraźnie ociągającą się Aiharę, mimo że to w jego pokoju byli. Inukami wyszczerzyła kły w złośliwym uśmiechu.
            – Zrobiłaś to specjalnie – zauważyła Aihara, celując w towarzyszkę oskarżycielsko palcem.
            – Nie – padło w odpowiedzi. – Ale z przyjemnością.
             – Wiedziałam – westchnęła Setsuko, wychodząc na korytarz. Itachiego już dawno nie było w zasięgu wzroku. – A było tak miło…
             – Tch! – prychnęła Ivrella. – Tam miło. Naćpał się czego czy co? Taki buc nie może być miły.
             – Ale był… Rozumiesz? – blondynka spojrzała na smutno na Inukami. – Przez chwilę było jak kiedyś.
            – Ale to przeszłość – prychnęła tamta i ruszyła do kuchni, gdzie wszyscy czekali już tylko na te dwie spóźnione delikwentki. – No siema, siema to gdzie jest… – zaczęła i urwała, gdy jej wzrok osiadł na brązowowłosych bliźniakach o dość przyjemnej aparycji. – Mhm…
            – To Kazuo – oznajmiła Naomi, wskazując jednego z braci, tego o krótszych włosach i srebrną spinką, przytrzymującą niesforną grzywkę. Uśmiechnął się blado, patrząc to na nowo-przybyłe to na swojego bliźniaka. – No, a obok stoi Shintaro – dodała, pokazując na drugiego z nich, o długich włosach spiętych w luźną kitkę. – Shin, Kaz… Poznajcie Ivcię i Setsu.
             – Ach? Tak… Miło mi – Shintaro pierwszy odzyskał animusz i uściskał wyciągniętą rękę blondynki, unikając w ten sposób kontaktu wzrokowego z Ivrellą, która niemal pożerała go spojrzeniem. – Cieszę się, że… Mogę poznać przyjaciółki Naomi – powiedział wyraźnie zakłopotany.
             – Ya… – mruknęła Ivrella i też wyciągnęła rękę na powitanie. – Była grzeczna.
             – To dobrze – przytaknął Kazuo.
            – A nam miło jest poznać braci Naomi – stwierdziła radośnie Setsuko. – A zarazem poznać kolejne osoby z tego, egzotycznego dla nas terenu, jakim jest kraj czasu.
             – Nie wątpię… – prychnęła pod nosem Inukami.
            – No to dobrze się składa, bo za pozwoleniem lidera, Shin i Kaz zostaną tu na trochę.
             – Dobra. Koniec spotkania kółka wzajemnej adoracji – rozległ się zniecierpliwiony głos Paina. – Przykro mi Naomi, ale z braćmi porozmawiasz później. Wraz z Setsuko idziecie na misje.
             Słowo się rzekło i trzeba było wyruszyć. Niezwłocznie. Teczka wylądowała na stole i pierwsza zdołała pochwycić ją Setsuko, radośnie ścigając się z Naomi do pokoi, by czym prędzej wymaszerować z siedziby. Aihara stęskniła się za wypadami w teren.
            Za to Ivrella prychnęła wściekle pod nosem. Znów musiała zostać. Nie podobało jej się to, ale ku swojemu zaciekawieniu, zauważyła, że Shintaro patrzy jakoś dziwnie w kierunku, w którym zniknęły obie kunoichi. Pytanie, za którą tak patrzył. I dlaczego w ogóle tak patrzył?
             Pierwsza w swoim pokoju zniknęła Setsuko. Wyciągnęła swój łańcuszek z mini zwojem i sprawdziła, czy ma wszystko. Dopakowała tam jeszcze kilka rzeczy i już po paru minutach była w zasadzie gotowa do akcji. Teraz pozostało jej tylko zapoznać się z teczką i zadaniem.
            Zanim zdążyła otworzyć teczkę, rozległo się ciche pukanie do drzwi. Nie była nawet pewna, czy jej się nie przesłyszało. Nie powiedziała nawet „proszę” i drzwi otworzyły się same, a do pokoju wszedł:
             – Itachi? – zdziwiła się. – Coś się stało?
            Zawahał się.
            – Bracia Nao – powiedział tylko. Zupełnie nie wiedział, jak dobrać słowa. – Uważaj na nich.
            – Co? Dlaczego?
            – Jest w nich coś dziwnego. Zwłaszcza ten cały Shintaro. Za bardzo ci się przyglądał.
             – Nie przesadzasz? – mruknęła Setsuko. – To bracia Naomi, synowie przyjaciela Paina. Co może być z nimi nie tak?
             – Uważam, że coś ukrywają.
             – Nie żeby ktokolwiek z Akatsuki mógł ich oceniać w tej materii – zauważyła.
             – Nie ufam im – upierał się Itachi. – I ty też nie powinnaś.
             – Jesteś zazdrosny? – zażartowała, ale momentalnie pożałowała swoich słów.
             – Nie. Po prostu masz na nich uważać.
             – Wiem – westchnęła. – Wiem, że nie jesteś zazdrosny… Zmartwiłabym się, gdyby odpowiedź brzmiała inaczej – stwierdziła, marszcząc brwi. – To dobrze, przynajmniej nie ma między nami żadnych niejasności… – ciągnęła dalej i jakoś instynktownie cofnęła się, gdy na twarzy Itachiego pojawiła się konsternacja z nutą zawahania.
             Zapomniała, że oparte stoją tam kije, które na jednej z pierwszych misji zabrała ze sobą jako łup wojenny i potknęła się. Chciał wyciągnąć rękę i uchronić ją przed upadkiem. Dostrzegła, jak poruszył ręką, a jednak nie złapał jej. Powstrzymał się. Pozwolił jej upaść na ziemię. Kije z hukiem posypały się wraz z nią, niczym bierki rozrzucone, gotowe do rozgrywki. Przynajmniej jednym dostała w głowę.
            W obecności Itachiego zawsze zapominała, co potrafi. Była kunoichi. Mogła uratować się przed bolesnym i bezsensownym upadkiem sama. Bez jego pomocy. Ale zabrakło jej refleksu. Za długo łudziła się, że on jej pomoże. Za bardzo na nim polegała. Znowu. Jak zawsze. Tylko się zbłaźniła. Tylko po to, by usłyszeć coś o czym od dawna wiedziała, nawet jeśli w jej sercu znów zapłonęła nadzieja, bo wypili razem to pieprzone kakao.
            – Nic mi nie jest – powiedziała pospiesznie, nie dając mu szansy, by się odezwał. – Idź już. Poukładam to i muszę przejrzeć teczkę, zanim Nao wygrzebie się z pokoju. Do zobaczenia.
             – Tak…
             I wyszedł. No, bo co miał powiedzieć? Schrzanił po całości. Wolał nie pogarszać sprawy. Wiedział, co powie Madara. Wiedział, że będzie się z niego śmiał.
Tymczasem Setsuko ułożyła kije. Czy raczej rzucił je wszystkie kąt. W zasadzie była wściekła i miała ochotę je zniszczyć, ale szkoda jej było pamiątki.

***

            Pomieszczenie wyglądało na komnatę w zamku. Prosto urządzona sypialnia. Łóżko stojące w rogu, dalej stolik, a po obu jego stronach krzesła z miękkimi obiciami w kolorze ecru. Szafa stała koło drzwi wejściowych, naprzeciw ogromnego okna z szerokim parapecie.
             Siedziała na nim dziewczyna. Nastolatka o rudych, sięgających ramion włosach i szarych oczach, po ojcu. Do matki w ogóle nie była podobna. Byłaby, gdyby nie to, że od lat się farbowała. Nie chciała czarnych. Ale genetyka raczej nie pytała nikogo o zdanie.
            Ręce krzyżując na piersi, wpatrywała się w panoramę miasta, która rozciągała się po drugiej stronie szyby. Nic ciekawego. Oglądała to od lat. Jednak niebawem miała zobaczyć coś więcej. Świat. Zewnętrzny świat miał stanąć dla niej otworem.
            – A więc szykuje się wojna – stwierdziła, uśmiechając się mimowolnie i rzuciła przelotne spojrzenie kobiecie, która siedziała przy stoliku, popijając herbatę z ozdobnej, porcelanowej filiżanki. – Gdy tylko dadzą znak?
            – Wojna to za dużo powiedziane – odpowiedziała tamta i odgarnęła za ucho niesforny kosmyk czarnych włosów, który zawsze uciekał z równo upiętego koka. Zielone oczy bacznie obserwowały dziewczynę, wyraźnie garnącą się do walki. – To nie wojna. Mamy ich po prostu zniszczyć.
             – Tak powiedział dziadek?
             – Tak. Właśnie tak powiedział.
             – To do niego niepodobne – zamyśliła się rudowłosa.
             – Po prawdzie, sporo zależy od Shintaro i Kazuo. Jeśli zdobędą to, czego chce mój ojciec, a twój dziadek, będzie to czysta formalność – padło w odpowiedzi. – Gorzej, jeśli zawiodą. Ona może stanowić problem…
             – Kim ona właściwie jest?
             – Nie interesuj się tym, Minako. Wszystko, co musisz wiedzieć to, to, że jest niebezpieczna. Jeśli przyjdzie do starcia, nie traktuj jej lekko.
             – Jestem córką władcy czasu, zniszczę każdego wroga. Nie zapomniałam też jeszcze, czego nauczył mnie dziadek.
             – Bardzo dobrze. I nie zapomnij. Twój dziadek jest potężnym wojownikiem. Sanninem z wioski liścia.
             – Chciałabym kiedyś zobaczyć tą wioskę, mamo.
             – I zobaczysz, córeczko. Zobaczysz. Kiedyś będzie nasza.
 Rozległo się pukanie do drzwi.
             – Otsune, tutaj jesteś – padło. – Nigdzie nie mogłem cię znaleźć.
             – Nie martw się, mój drogi. Nie ucieknę. Po prostu spędzam czas z naszą kochaną córką.

***

             – A ty co taka nie w sosie? – zapytała z troską Naomi. – Jeszcze zanim wyszłyśmy byłaś taka radosna, a teraz…
             – To nic.
             – Tak mówisz, ale…
             – Nao – skarciła ją Aihara.
             – Aaaach. Chyba rozumiem. Poprztyka…
             – Nie! – warknęła Setsuko, wyraźnie rozeźlona. – Naomi, proszę cie.
             – Dobrze, przepraszam. To ten… Kto to ten cały Jiraya?
             – Ech… Jiraya… No właśnie…
             – Co z nim? – zapytała Sakurai.
             – Jiraya jest jednym z sanninów wioski liścia. Oznacza to tyle, że ktoś kiedyś uznał jego siłę – wyjaśniła spokojnie Setsuko. – Ten sam Jiraya, który był uczniem trzeciego Hokage i mistrzem czwartego Hokage, a także i moim nauczycielem. I jeśli mogę ci powiedzieć cokolwiek poza tym, że jest starym zboczeńcem to, nie mamy z nim najmniejszych szans.
             – A jednak wszedł w posiadanie czegoś, co jest nam potrzebne i mamy mu to odebrać.
             – Tak.
             – Czo ten Pain! – zawyła Naomi. – Ale nie masz racji, mówiąc, że nie mamy szans. Nie zobaczyłaś jeszcze prawdziwej mocy chaosu.
             – Zatem pokaż mi Nao. Pokaż mi potęgę chaosu – powiedziała Setsuko, a na jej ustach zagościł szatański uśmiech.
             – Przerażasz mnie – roześmiała się Sakurai, a Aihara wzruszyła ramionami.
             – Chaos to żywioł mojej duszy. W rzeczywistości władam tylko ogniem i ziemią.
             – Ale co ten lider sobie myśli, jak nas wysłał przeciw legendarnemu sanninowi jakiemuś.
             – Też się zastanawiam. Ale może liczył, że twoje unikatowe zdolności i moje relacje z nim zapewnią nam zwycięstwo.





***

            – Dokąd idziemy? – zdziwiła się Naomi. – Nie miałyśmy szukać Jirayi?
            – Właśnie do niego idziemy.
            – Ale w teczce było…
            – Ale ja znam go lepiej.
            – Od lidera?
            – Zaufaj mi, będzie w knajpie. Ja się tam wemknę i spróbuję wywabić go z wioski. Wtedy to zrobisz swoje czary mary i zabierzemy mu zwój. Jasne?
            – No dobra.
            Zgodnie z ustaleniami Setsuko weszła do wioski. Była niewielka, oddalona o kilka godzin od Konohy. Ale wystarczająco duża, by mieć kilka barów na jednej ulicy, a to staremu sanninowi stanowczo starczało.
            Nikt nie zwrócił uwagi na błądzącą uliczkami blondynkę. Mimo tego, że miała na sobie płaszcz z charakterystycznym emblematem. A może uznali, że jest uzurpatorką? Niegroźną dziewczyną z podróbką markowego płaszcza?
            Znalazła go bez problemu, choć wybór knajpy to był taki dziki strzał. Mężczyzna siedział przy barze, obok niego jakaś ruda. Cycata oczywiście. I to ona zauważyła Setsuko pierwsza. Ta uśmiechnęła się wrednie do kobiety i usiadła przy barze, po drugiej stronie Jirayi.
             – Witam – powiedziała zalotnie, widząc, że minie chociaż krótka chwila, nim sannin połapie się o co chodzi. – Nie masz ochoty napić się ze mą drinka?
             – Hej, to mój rewir – oburzyła się ruda. – Spadaj.
             – Tsk! Oi, Jirayia… Żeby się z prostytutkami zadawać.
             – Setsuko? – Spojrzał na nią wyraźnie zdziwiony, a potem na płaszcz. Zresztą i bez płaszcza wiedział, że była już częścią Akatsuki. Nie wyczuwał jednak woli walki z jej strony. – Co tutaj robisz?
             – Mam sprawę.
             – Wybacz – powiedział, spoglądając na rudą. – Może innym razem.
 Kobieta prychnęła wściekle, ale nie robiła problemów.
            – Nie przyszłam walczyć – zadeklarowała Setsuko. – A przynajmniej wolałabym nie.
             – Więc po co?
            – Masz coś, co jest mi potrzebne… Dostałam zadanie. Sam rozumiesz.
             – Od Nagato?
             – Tak – odpowiedziała Aihara, a Jirayia zmarszczył brwi. – Możemy stąd iść i porozmawiać gdzieś na spokojnie?
             – Dlaczego?
             – Strój organizacji przestępczej… Wiesz… Te sprawy.
             – To dlaczego przyszłaś tak ubrana? – zapytał, patrząc na nią podejrzliwie.
             – Co prawda zakładam, że i tak o wszystkim wiesz, ale wydawało mi się, że nie powinnam się kryć. Przyszłam tak ubrana z szacunku do ciebie, przez ponad dwa lata sam byłeś mi mistrzem. Uznałam, że tak należy.
             – Dziwną masz logikę…
            – Znasz mnie, Jirayia. Nic się nie zmieniłam i nie jestem twoim wrogiem, a przynajmniej nie chcę nim być.
            – Skąd mam wiedzieć, że nie czeka tam na mnie zasadzka?
             – Naomi czeka za wioską – wyjaśniła Setsuko. – Przyznaję, że byłam gotowa na każdy scenariusz. Muszę być gotowa na każdy, bo mamy cel… Ale najpierw chciałabym z tobą porozmawiać. Wierzę, że zrozumiesz.
             – Zgoda – westchnął mężczyzna i dźwignął się z miejsca. – Chodź.
             – Dziękuję – wyszeptała Setsuko, choć nie była pewna, że ją usłyszał.
            Wyszli z wioski, lecz wciąż byli na tyle blisko niej, że Naomi nie mogła ich zobaczyć. Po prawdzie Setsuko bardzo korciło od razu zrealizować plan B i wykorzystać moc chaosu towarzyszki. Ale… Nie potrafiła. Być może czyniło jej to marną shinobi, która ze względu na jakieś dawne relacje nie będzie w stanie wykonać zadania. Ale nie mogła inaczej.
             – Słucham.
             – Od czego powinnam zacząć? – zamyśliła się. – Chyba najlepiej od początku. Czy wiesz, dlaczego odeszłam?
             – Nie – odpowiedział z powagą Jirayia. Zmarszczone brwi świadczyły o pewnym skupieniu. – Ale chętnie się dowiem. Dla wszystkich był to spory szok.
            – Nie wątpię. Dla mnie też był. Mój świat nagle runął… Wiedziałam, że zbliża się coś niedobrego. Wtedy trzeci Hokage, a twój mistrz, wezwał mnie do siebie. Dostałam to samo zadanie, które niegdyś otrzymał Itachi: wyeliminuj wroga Konohy i udaj się do Akatsuki na przeszpiegi – wyjaśniła spokojnie i przymknęła na moment oczy. Nawet teraz to wspomnienie było dla niej dość przykre. – Rozumiesz? Nie było ‘ale’. Nie miałam wyboru. Musiałam odejść… I szczerze? Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby Ivrella nie postanowiła iść ze mną. Miała rację, nie nadaję się do tego.
             – Chcesz powiedzieć, że Itachi nie jest zdrajcą?
             – Teraz może już jest. Teraz tak jak ja jest w Akatsuki z własnej woli, ale wtedy nim nie był.
             – Mów dalej.
            – Początkowo naprawdę chciałam wykonać swoje zadanie. Nie wiedziałam jak, ale naprawdę chciałam pozostać wierna wiosce i przyjaciołom… Ale… Oni wiedzieli. Rozumiesz? Pain… Nagato, on wiedział, że zostałam przysłana. Znał prawdę o mnie i o Itachim. Oni nie obrali złej drogi… – oznajmiła Setsuko, patrząc prosto w oczy Jirayi z nadzieją, że ten ją zrozumie. – Nie mogę powiedzieć, że wszystkie poczynania są dobre, ale jeśli się w to zagłębić. Nikogo nie niszczą bez powodu. Na własne oczy mogę zobaczyć, co robią. Oni mają cel. Oni naprawdę mają szansę naprawić ten świat… Wierzę w nich.
             – Zrobili ci pranie mózgu?
            – Nie, na litość boską, nie… Niech to… Miałam nadzieję, że kto jak kto, ale ty zrozumiesz. Znasz mnie. Zwój który masz jest nam potrzebny. Proszę…
             – Jak mam uwierzyć w niewinność organizacji przestępczej.
             – Nie jesteśmy niewinni. Ale mamy cel warty poświęcenia, nawet jeśli mamy przypłacić własnymi duszami.
            Kolejne ciężkie westchnienie uciekło z ust sannina.
             – Setsuko…
             – Wiem, to było naiwne z mojej strony – przyznała. – Ale wolę cię przekonać, niż stawać z tobą do walki. Po naszej stronie są osoby, których mocy ten świat jeszcze nie poznał.
             – Teraz to już zakrawa pod groźbę – mruknął Jirayia.
             – Nie to miałam na myśli…
             – Więc co?
             – Akatsuki zniszczyło doszczętnie zakon mnichów. Zresztą sama w tym uczestniczyłam. Ale ci mnisi, jak się później dowiedziałam, okradali wioski. Okradali ludzi i kto wie, co jeszcze robili pod przykrywką głoszenia wiary. Akatsuki pokonało również frakcję, która zagrażała Suna. Ich metody nie zawsze są dobre, przyznaję z ręką na sercu. Wiem o tym. Ale tak naprawdę moje zadania nie są wcale gorsze od tych, które z zimną krwią wykonywałam za czasów Anbu. Ale tylko Akatsuki nazywa się przestępcami.
             – To prawda – powiedział wreszcie sannin, pocierając brodę. – Od dłuższego czasu przyglądam się poczynaniom Akatsuki i nie potrafię pojąć.
             – Bo w tym sęk, że tylko nie licznym pozwalają poznać prawdę. Nie zależy im na opinii zbawców świata. Są zbieraniną zdrajców, morderców i przestępców. Ale Akatsuki… Oni przyjęli mnie wtedy, gdy wyrzekła się mnie własna wioska. Oczywiście, że każde z nich ma za sobą mroczna przeszłość, ale kto nie ma? Mimo to okazali się troską i wyrozumiałością. Nie masz pojęcia ile razy mnie ratowali, gdy Orochimaru dybał na moje życie.
             – Orochimaru co robił?
             – Nie wiem… Ma… Znaczy… Er… Pain twierdzi, że on na mnie poluje. Zresztą sam powiedział, że mam coś, czego on pragnie. Nie wiem, nie rozumiem tego.
             – Dobrze. Wierzę ci Setsuko.
             – Naprawdę?
             – Trzymaj – padło i w ręce Aihary wpadł zwój. – Nie zawiedź mnie.
             – Nie zawiodę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz