– No to… – zaczęła, patrząc w ciemne oczy
Uchihy i nagle wszelkie słowa uciekły z jej głowy. – …Cieszę… Się –
wypowiedzenie każdego kolejnego słowa było niebywale trudne, gdy tonęła w jego
spojrzeniu. – Że wszystko… jasne. – Odwróciła wzrok, nie mogąc dłużej
wytrzymać. – Nie lubię nieporozumień.
Myślała, że jej serce wyskoczy z piersi. Dobrą
chwilę patrzyli sobie prosto w oczy i to nie on się odwrócił. Zazwyczaj nie
utrzymywał tak długo kontaktu wzrokowego, a jednak tym razem… Było w tym coś.
Robiło jej się gorąco na samą myśl. Podobało jej się, w jaki sposób na nią
wtedy parzył. Nawet jeśli krótką chwilę. Nawet jeśli tylko jej się wydawało. Nawet
jeśli nie było w tym głębszego znaczenia. Chciała wierzyć, że może i jego serce
też zabiło odrobinę szybciej. Tak. To by jej stanowczo wystarczyło.
Stała wpatrzona, gdzieś w ścianę
pokoju, jakby było tam coś niezwykle interesującego. Wiedziała, że powinna się
odezwać, nim zrobi się niezręcznie, ale jak na złość nie potrafiła nic
wymyślić. Powoli zaczynała panikować. Poza tym czuła na sobie jego spojrzenie,
co tylko pogłębiało frustrację. Dlaczego cały czas się na nią gapił? Ale nie
miała odwagi sprawdzić jaką ma minę.
Widział grę emocji na jej twarzy, gdy błądziła
wzrokiem po pokoju. Tylko na chwilę ich spojrzenia się spotkały. Nie umiał
oderwać wzroku od błękitu jej nieba. Jej kolor oczu zawsze go fascynował. Tak
czysty i niezmącony od lat. Na moment się zapomniał, zapatrzył i teraz ją
spłoszył.
Westchnął
w duchu. Od razu potrafił stwierdzić, że jest zagubiona. Znowu zrobił coś nie
tak. Coś czego nie powinien. A fakt, że milczał nie poprawiał nijak jego
sytuacji. Mimo to patrzył dalej, gdy jego uwagę przykuła spinka z różą.
Dziewczyna drgnęła zaskoczona, gdy położył
dłoń na jej głowie, mówiąc:
– Potrzebujesz nowej spinki. Ładniejszej –
stwierdził, zanim zdążył się ugryźć w język.
– Spinki?
– Ta już się prawie rozlatuje.
– W końcu to zwykła tandeta z bazaru – odparła
z nutą rozczarowania w głosie. Najwyraźniej
tylko na niej cała sytuacja zrobiła wrażenie. Patrzyli sobie w oczy, a on jak
gdyby nigdy nic zaczynał chrzanić o spince. – Czego się spodziewać…
–
Poczekaj – powiedział, zaglądając do szuflady szafki nocnej.
Wyciągnął stamtąd pudełeczko i podał
Setsuko. Spojrzała na niego niepewnie, ale zajrzała do środka. Była tam spinka.
Przepiękna, metalowa róża. Wyraźnie dobrej jakości.
–
Co…
–
Weź to.
– Musiała być droga… Nie mogę.
– Możesz – odpowiedział natychmiast. – Sam
nawet nie pamiętam, skąd to mam.
– Ach… No dobrze… Dziękuję – odparła Setsuko i
uśmiechnęła się promiennie.
Normalnie pewnie by uwierzyła. Gdyby nie fakt,
że to spinka z różą. Nie wierzyła, że od tak trzymał coś takiego w pokoju. I
nawet jeśli był to zwykły gest sympatii, bardzo się ucieszyła.
Odwrócił się do niej jakoś bokiem i
w pierwszej chwili nie wiedziała, o co chodzi. Ale przyszło jej coś do głowy.
Nie wiedziała, czy ma racje, ale wspięła się na palce i ucałowała go w
policzek.
– Naprawdę dziękuję – powiedziała. – Możesz ją
wpiąć?
– Tak – padło w odpowiedzi, chociaż nawet na
nią nie spojrzał.
Może się pomyliła. Może nie powinna była go
pocałować. Już drugi raz. Ale teraz to nie było ważne. Za bardzo się cieszyła. Wpiął
spinkę. Popatrzył. Coś jeszcze poprawił i na jego twarzy zagościł uśmiech. Jak
za dawnych lat.
– Pasuje ci – wyznał cicho.
Gdy byli młodsi, dużo młodsi, też się tak
uśmiechał. Jeszcze zanim wstąpił do Anbu. Tak… Wtedy jeszcze się uczył, ale już
był najlepszy z najlepszych. Już wtedy wszyscy pokładali w nim głębokie
nadzieje. Być może już wtedy jego los był przesądzony.
Wciąż jednak znajdywał czas dla
swojego młodszego brata. No i dla Setsuko, która dopiero zaczęła chodzić do
akademii. Wtedy z nią trenował. A może od zawsze pomagał jej w nauce? Naprawdę
nie pamiętała już. Zbyt wiele czasu minęło.
Zdarzało im się jednak odpoczywać.
Tamtego dnia też tak było. Siedzieli razem z małym Sasuke na pomoście nad
jeziorem u klanu Uchiha. Zjadali manju zrobione przez matkę chłopaków, która
Aiharę traktowała, jak własną córkę i zawsze wyglądała na zadowoloną z jej
wizyty.
A Setsuko czuła się, jakby miała
drugi dom. Poza tym, w którym mieszkała ze swoją mentorką i przybraną siostrą. Często
przychodziła w wolnym czasie, nawet, gdy nie było Itachiego. Pomagała w pracach
domowych i bawiła się z małym wówczas Sasuke.
Słońce grzało przyjemnie. Siedzieli
po zewnętrznych stronach pomostu, by najmłodszy z nich nie wpadł lub nigdzie
nie odszedł bez ich wiedzy. Żadne z nich się nie odzywało, ale mimo to Aihara i
Itachi wymieniali się spojrzeniami, tuż nad głową chłopca. Zbyt skupionego na
jedzeniu, by zauważyć, że coś się dzieje. Był przecież tylko dzieckiem.
Itachi uśmiechnął się, bardzo czymś
rozbawiony. Setsuko spojrzała na niego pytająco, gdy nieco odchylił się, by za
plecami brata sięgnąć ręką w jej stronę i zdjąć jej z buzi resztki jedzenia.
Zrobiło jej się głupio, na co on uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Myślała, że nabija się z niej i
zmarszczyła brwi. Nie mogła wiedzieć, że był po prostu szczęśliwy. Siedział w
towarzystwie osób, które kochały go bezgranicznie i bezinteresownie. Ze swoim
młodszym bratem oraz przyjaciółką. Tylko przy tej dwójce mógł być sobą,
zwyczajnym chłopakiem.
Nie było żadnych wymagań, nakazów i
zakazów. Nie był shinobi z ogromnym potencjałem, nadzieją klanu Uchiha. Był
sobą. Mógł się zrelaksować. Ale gdzieś w głębi duszy przeczuwał, że ta sielanka
nie będzie mogła trwać wiecznie. I może dlatego cieszył się każdą chwilą.
Rozległo się pukanie do drzwi. A raczej
walenie i do środka weszła Ivrella.
– Ekhem! Nie chciałabym wam przerywać, ale Nao
woła wszystkich do kuchennej Sali narad – oznajmiła z powagą. – Jej bracia
właśnie dotarli i chciałaby was wszystkich sobie przedstawić, a ja z jakiegoś pierdolonego
powodu robię za pierdolonego posłańca, który ma przerwać… Cokolwiek się tu
dzieje.
– Cholerny psi słuch – wyszeptała
Aihara, wiedząc, że Inukami to słyszy i spiorunowała ją spojrzeniem. –
Oczywiście, już idziemy.
Uchiha skinął niemrawo i ruszył jako pierwszy.
Nie czekał na wyraźnie ociągającą się Aiharę, mimo że to w jego pokoju byli.
Inukami wyszczerzyła kły w złośliwym uśmiechu.
–
Zrobiłaś to specjalnie – zauważyła Aihara, celując w towarzyszkę oskarżycielsko
palcem.
–
Nie – padło w odpowiedzi. – Ale z przyjemnością.
– Wiedziałam – westchnęła Setsuko, wychodząc
na korytarz. Itachiego już dawno nie było w zasięgu wzroku. – A było tak miło…
– Tch! – prychnęła Ivrella. – Tam miło. Naćpał
się czego czy co? Taki buc nie może być miły.
– Ale był… Rozumiesz? – blondynka spojrzała na
smutno na Inukami. – Przez chwilę było jak kiedyś.
–
Ale to przeszłość – prychnęła tamta i ruszyła do kuchni, gdzie wszyscy czekali
już tylko na te dwie spóźnione delikwentki. – No siema, siema to gdzie jest… –
zaczęła i urwała, gdy jej wzrok osiadł na brązowowłosych bliźniakach o dość
przyjemnej aparycji. – Mhm…
–
To Kazuo – oznajmiła Naomi, wskazując jednego z braci, tego o krótszych włosach
i srebrną spinką, przytrzymującą niesforną grzywkę. Uśmiechnął się blado,
patrząc to na nowo-przybyłe to na swojego bliźniaka. – No, a obok stoi Shintaro
– dodała, pokazując na drugiego z nich, o długich włosach spiętych w luźną
kitkę. – Shin, Kaz… Poznajcie Ivcię i Setsu.
– Ach? Tak… Miło mi – Shintaro pierwszy
odzyskał animusz i uściskał wyciągniętą rękę blondynki, unikając w ten sposób
kontaktu wzrokowego z Ivrellą, która niemal pożerała go spojrzeniem. – Cieszę
się, że… Mogę poznać przyjaciółki Naomi – powiedział wyraźnie zakłopotany.
– Ya… – mruknęła Ivrella i też wyciągnęła rękę
na powitanie. – Była grzeczna.
– To dobrze – przytaknął Kazuo.
– A nam miło jest poznać braci Naomi
– stwierdziła radośnie Setsuko. – A zarazem poznać kolejne osoby z tego,
egzotycznego dla nas terenu, jakim jest kraj czasu.
– Nie wątpię… – prychnęła pod nosem Inukami.
–
No to dobrze się składa, bo za pozwoleniem lidera, Shin i Kaz zostaną tu na
trochę.
– Dobra. Koniec spotkania kółka wzajemnej
adoracji – rozległ się zniecierpliwiony głos Paina. – Przykro mi Naomi, ale z
braćmi porozmawiasz później. Wraz z Setsuko idziecie na misje.
Słowo się rzekło i trzeba było wyruszyć.
Niezwłocznie. Teczka wylądowała na stole i pierwsza zdołała pochwycić ją Setsuko,
radośnie ścigając się z Naomi do pokoi, by czym prędzej wymaszerować z
siedziby. Aihara stęskniła się za wypadami w teren.
Za
to Ivrella prychnęła wściekle pod nosem. Znów musiała zostać. Nie podobało jej
się to, ale ku swojemu zaciekawieniu, zauważyła, że Shintaro patrzy jakoś
dziwnie w kierunku, w którym zniknęły obie kunoichi. Pytanie, za którą tak
patrzył. I dlaczego w ogóle tak patrzył?
Pierwsza w swoim pokoju zniknęła Setsuko. Wyciągnęła
swój łańcuszek z mini zwojem i sprawdziła, czy ma wszystko. Dopakowała tam
jeszcze kilka rzeczy i już po paru minutach była w zasadzie gotowa do akcji. Teraz
pozostało jej tylko zapoznać się z teczką i zadaniem.
Zanim
zdążyła otworzyć teczkę, rozległo się ciche pukanie do drzwi. Nie była nawet
pewna, czy jej się nie przesłyszało. Nie powiedziała nawet „proszę” i drzwi
otworzyły się same, a do pokoju wszedł:
– Itachi? – zdziwiła się. – Coś się stało?
Zawahał
się.
–
Bracia Nao – powiedział tylko. Zupełnie nie wiedział, jak dobrać słowa. –
Uważaj na nich.
–
Co? Dlaczego?
– Jest w nich coś dziwnego.
Zwłaszcza ten cały Shintaro. Za bardzo ci się przyglądał.
– Nie przesadzasz? – mruknęła Setsuko. – To
bracia Naomi, synowie przyjaciela Paina. Co może być z nimi nie tak?
– Uważam, że coś ukrywają.
– Nie żeby ktokolwiek z Akatsuki mógł ich
oceniać w tej materii – zauważyła.
– Nie ufam im – upierał się Itachi. – I ty też
nie powinnaś.
– Jesteś zazdrosny? – zażartowała, ale
momentalnie pożałowała swoich słów.
– Nie. Po prostu masz na nich uważać.
– Wiem – westchnęła. – Wiem, że nie jesteś
zazdrosny… Zmartwiłabym się, gdyby odpowiedź brzmiała inaczej – stwierdziła,
marszcząc brwi. – To dobrze, przynajmniej nie ma między nami żadnych
niejasności… – ciągnęła dalej i jakoś instynktownie cofnęła się, gdy na twarzy
Itachiego pojawiła się konsternacja z nutą zawahania.
Zapomniała, że oparte stoją tam kije, które na
jednej z pierwszych misji zabrała ze sobą jako łup wojenny i potknęła się. Chciał
wyciągnąć rękę i uchronić ją przed upadkiem. Dostrzegła, jak poruszył ręką, a
jednak nie złapał jej. Powstrzymał się. Pozwolił jej upaść na ziemię. Kije z
hukiem posypały się wraz z nią, niczym bierki rozrzucone, gotowe do rozgrywki. Przynajmniej
jednym dostała w głowę.
W obecności Itachiego zawsze
zapominała, co potrafi. Była kunoichi. Mogła uratować się przed bolesnym i
bezsensownym upadkiem sama. Bez jego pomocy. Ale zabrakło jej refleksu. Za
długo łudziła się, że on jej pomoże. Za bardzo na nim polegała. Znowu. Jak
zawsze. Tylko się zbłaźniła. Tylko po to, by usłyszeć coś o czym od dawna
wiedziała, nawet jeśli w jej sercu znów zapłonęła nadzieja, bo wypili razem to
pieprzone kakao.
–
Nic mi nie jest – powiedziała pospiesznie, nie dając mu szansy, by się odezwał.
– Idź już. Poukładam to i muszę przejrzeć teczkę, zanim Nao wygrzebie się z
pokoju. Do zobaczenia.
– Tak…
I wyszedł. No, bo co miał powiedzieć?
Schrzanił po całości. Wolał nie pogarszać sprawy. Wiedział, co powie Madara.
Wiedział, że będzie się z niego śmiał.
Tymczasem
Setsuko ułożyła kije. Czy raczej rzucił je wszystkie kąt. W zasadzie była
wściekła i miała ochotę je zniszczyć, ale szkoda jej było pamiątki.
***
Pomieszczenie
wyglądało na komnatę w zamku. Prosto urządzona sypialnia. Łóżko stojące w rogu,
dalej stolik, a po obu jego stronach krzesła z miękkimi obiciami w kolorze ecru.
Szafa stała koło drzwi wejściowych, naprzeciw ogromnego okna z szerokim
parapecie.
Siedziała na nim dziewczyna. Nastolatka o rudych,
sięgających ramion włosach i szarych oczach, po ojcu. Do matki w ogóle nie była
podobna. Byłaby, gdyby nie to, że od lat się farbowała. Nie chciała czarnych.
Ale genetyka raczej nie pytała nikogo o zdanie.
Ręce
krzyżując na piersi, wpatrywała się w panoramę miasta, która rozciągała się po
drugiej stronie szyby. Nic ciekawego. Oglądała to od lat. Jednak niebawem miała
zobaczyć coś więcej. Świat. Zewnętrzny świat miał stanąć dla niej otworem.
–
A więc szykuje się wojna – stwierdziła, uśmiechając się mimowolnie i rzuciła
przelotne spojrzenie kobiecie, która siedziała przy stoliku, popijając herbatę
z ozdobnej, porcelanowej filiżanki. – Gdy tylko dadzą znak?
–
Wojna to za dużo powiedziane – odpowiedziała tamta i odgarnęła za ucho
niesforny kosmyk czarnych włosów, który zawsze uciekał z równo upiętego koka.
Zielone oczy bacznie obserwowały dziewczynę, wyraźnie garnącą się do walki. –
To nie wojna. Mamy ich po prostu zniszczyć.
– Tak powiedział dziadek?
– Tak. Właśnie tak powiedział.
– To do niego niepodobne – zamyśliła się
rudowłosa.
– Po prawdzie, sporo zależy od Shintaro i
Kazuo. Jeśli zdobędą to, czego chce mój ojciec, a twój dziadek, będzie to
czysta formalność – padło w odpowiedzi. – Gorzej, jeśli zawiodą. Ona może
stanowić problem…
– Kim ona właściwie jest?
– Nie interesuj się tym, Minako. Wszystko, co
musisz wiedzieć to, to, że jest niebezpieczna. Jeśli przyjdzie do starcia, nie
traktuj jej lekko.
– Jestem córką władcy czasu, zniszczę każdego
wroga. Nie zapomniałam też jeszcze, czego nauczył mnie dziadek.
– Bardzo dobrze. I nie zapomnij. Twój dziadek
jest potężnym wojownikiem. Sanninem z wioski liścia.
– Chciałabym kiedyś zobaczyć tą wioskę, mamo.
– I zobaczysz, córeczko. Zobaczysz. Kiedyś
będzie nasza.
Rozległo się pukanie do drzwi.
– Otsune, tutaj jesteś – padło. – Nigdzie nie
mogłem cię znaleźć.
– Nie martw się, mój drogi. Nie ucieknę. Po
prostu spędzam czas z naszą kochaną córką.
***
– A ty co taka nie w sosie? – zapytała z
troską Naomi. – Jeszcze zanim wyszłyśmy byłaś taka radosna, a teraz…
– To nic.
– Tak mówisz, ale…
– Nao – skarciła ją Aihara.
– Aaaach. Chyba rozumiem. Poprztyka…
– Nie! – warknęła Setsuko, wyraźnie rozeźlona.
– Naomi, proszę cie.
– Dobrze, przepraszam. To ten… Kto to ten cały
Jiraya?
– Ech… Jiraya… No właśnie…
– Co z nim? – zapytała Sakurai.
– Jiraya jest jednym z sanninów wioski liścia.
Oznacza to tyle, że ktoś kiedyś uznał jego siłę – wyjaśniła spokojnie Setsuko.
– Ten sam Jiraya, który był uczniem trzeciego Hokage i mistrzem czwartego
Hokage, a także i moim nauczycielem. I jeśli mogę ci powiedzieć cokolwiek poza
tym, że jest starym zboczeńcem to, nie mamy z nim najmniejszych szans.
– A jednak wszedł w posiadanie czegoś, co jest
nam potrzebne i mamy mu to odebrać.
– Tak.
– Czo ten Pain! – zawyła Naomi. – Ale nie masz
racji, mówiąc, że nie mamy szans. Nie zobaczyłaś jeszcze prawdziwej mocy
chaosu.
– Zatem pokaż mi Nao. Pokaż mi potęgę chaosu –
powiedziała Setsuko, a na jej ustach zagościł szatański uśmiech.
– Przerażasz mnie – roześmiała się Sakurai, a
Aihara wzruszyła ramionami.
– Chaos to żywioł mojej duszy. W
rzeczywistości władam tylko ogniem i ziemią.
– Ale co ten lider sobie myśli, jak nas wysłał
przeciw legendarnemu sanninowi jakiemuś.
– Też się zastanawiam. Ale może liczył, że
twoje unikatowe zdolności i moje relacje z nim zapewnią nam zwycięstwo.
***
– Dokąd idziemy? – zdziwiła się
Naomi. – Nie miałyśmy szukać Jirayi?
– Właśnie do niego idziemy.
– Ale w teczce było…
– Ale ja znam go lepiej.
– Od lidera?
– Zaufaj mi, będzie w knajpie. Ja
się tam wemknę i spróbuję wywabić go z wioski. Wtedy to zrobisz swoje czary
mary i zabierzemy mu zwój. Jasne?
– No dobra.
Zgodnie
z ustaleniami Setsuko weszła do wioski. Była niewielka, oddalona o kilka godzin
od Konohy. Ale wystarczająco duża, by mieć kilka barów na jednej ulicy, a to
staremu sanninowi stanowczo starczało.
Nikt
nie zwrócił uwagi na błądzącą uliczkami blondynkę. Mimo tego, że miała na sobie
płaszcz z charakterystycznym emblematem. A może uznali, że jest uzurpatorką?
Niegroźną dziewczyną z podróbką markowego płaszcza?
Znalazła
go bez problemu, choć wybór knajpy to był taki dziki strzał. Mężczyzna siedział
przy barze, obok niego jakaś ruda. Cycata oczywiście. I to ona zauważyła
Setsuko pierwsza. Ta uśmiechnęła się wrednie do kobiety i usiadła przy barze,
po drugiej stronie Jirayi.
– Witam – powiedziała zalotnie, widząc, że
minie chociaż krótka chwila, nim sannin połapie się o co chodzi. – Nie masz
ochoty napić się ze mą drinka?
– Hej, to mój rewir – oburzyła się ruda. –
Spadaj.
– Tsk! Oi, Jirayia… Żeby się z prostytutkami
zadawać.
– Setsuko? – Spojrzał na nią wyraźnie
zdziwiony, a potem na płaszcz. Zresztą i bez płaszcza wiedział, że była już
częścią Akatsuki. Nie wyczuwał jednak woli walki z jej strony. – Co tutaj
robisz?
– Mam sprawę.
– Wybacz – powiedział, spoglądając na rudą. –
Może innym razem.
Kobieta prychnęła wściekle, ale nie robiła
problemów.
– Nie przyszłam walczyć –
zadeklarowała Setsuko. – A przynajmniej wolałabym nie.
– Więc po co?
– Masz coś, co jest mi potrzebne…
Dostałam zadanie. Sam rozumiesz.
– Od Nagato?
– Tak – odpowiedziała Aihara, a Jirayia
zmarszczył brwi. – Możemy stąd iść i porozmawiać gdzieś na spokojnie?
– Dlaczego?
– Strój organizacji przestępczej… Wiesz… Te
sprawy.
– To dlaczego przyszłaś tak ubrana? – zapytał,
patrząc na nią podejrzliwie.
– Co prawda zakładam, że i tak o wszystkim
wiesz, ale wydawało mi się, że nie powinnam się kryć. Przyszłam tak ubrana z
szacunku do ciebie, przez ponad dwa lata sam byłeś mi mistrzem. Uznałam, że tak
należy.
– Dziwną masz logikę…
– Znasz mnie, Jirayia. Nic się nie
zmieniłam i nie jestem twoim wrogiem, a przynajmniej nie chcę nim być.
–
Skąd mam wiedzieć, że nie czeka tam na mnie zasadzka?
– Naomi czeka za wioską – wyjaśniła Setsuko. –
Przyznaję, że byłam gotowa na każdy scenariusz. Muszę być gotowa na każdy, bo
mamy cel… Ale najpierw chciałabym z tobą porozmawiać. Wierzę, że zrozumiesz.
– Zgoda – westchnął mężczyzna i dźwignął się z
miejsca. – Chodź.
– Dziękuję – wyszeptała Setsuko, choć nie była
pewna, że ją usłyszał.
Wyszli
z wioski, lecz wciąż byli na tyle blisko niej, że Naomi nie mogła ich zobaczyć.
Po prawdzie Setsuko bardzo korciło od razu zrealizować plan B i wykorzystać moc
chaosu towarzyszki. Ale… Nie potrafiła. Być może czyniło jej to marną shinobi,
która ze względu na jakieś dawne relacje nie będzie w stanie wykonać zadania. Ale
nie mogła inaczej.
– Słucham.
– Od czego powinnam zacząć? – zamyśliła się. –
Chyba najlepiej od początku. Czy wiesz, dlaczego odeszłam?
– Nie – odpowiedział z powagą Jirayia.
Zmarszczone brwi świadczyły o pewnym skupieniu. – Ale chętnie się dowiem. Dla
wszystkich był to spory szok.
– Nie wątpię. Dla mnie też był. Mój
świat nagle runął… Wiedziałam, że zbliża się coś niedobrego. Wtedy trzeci
Hokage, a twój mistrz, wezwał mnie do siebie. Dostałam to samo zadanie, które
niegdyś otrzymał Itachi: wyeliminuj wroga Konohy i udaj się do Akatsuki na
przeszpiegi – wyjaśniła spokojnie i przymknęła na moment oczy. Nawet teraz to
wspomnienie było dla niej dość przykre. – Rozumiesz? Nie było ‘ale’. Nie miałam
wyboru. Musiałam odejść… I szczerze? Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby Ivrella
nie postanowiła iść ze mną. Miała rację, nie nadaję się do tego.
– Chcesz powiedzieć, że Itachi nie jest
zdrajcą?
– Teraz może już jest. Teraz tak jak ja jest w
Akatsuki z własnej woli, ale wtedy nim nie był.
– Mów dalej.
– Początkowo naprawdę chciałam
wykonać swoje zadanie. Nie wiedziałam jak, ale naprawdę chciałam pozostać
wierna wiosce i przyjaciołom… Ale… Oni wiedzieli. Rozumiesz? Pain… Nagato, on
wiedział, że zostałam przysłana. Znał prawdę o mnie i o Itachim. Oni nie obrali
złej drogi… – oznajmiła Setsuko, patrząc prosto w oczy Jirayi z nadzieją, że
ten ją zrozumie. – Nie mogę powiedzieć, że wszystkie poczynania są dobre, ale
jeśli się w to zagłębić. Nikogo nie niszczą bez powodu. Na własne oczy mogę
zobaczyć, co robią. Oni mają cel. Oni naprawdę mają szansę naprawić ten świat…
Wierzę w nich.
– Zrobili ci pranie mózgu?
–
Nie, na litość boską, nie… Niech to… Miałam nadzieję, że kto jak kto, ale ty
zrozumiesz. Znasz mnie. Zwój który masz jest nam potrzebny. Proszę…
– Jak mam uwierzyć w niewinność organizacji
przestępczej.
– Nie jesteśmy niewinni. Ale mamy cel warty
poświęcenia, nawet jeśli mamy przypłacić własnymi duszami.
Kolejne
ciężkie westchnienie uciekło z ust sannina.
– Setsuko…
– Wiem, to było naiwne z mojej strony –
przyznała. – Ale wolę cię przekonać, niż stawać z tobą do walki. Po naszej
stronie są osoby, których mocy ten świat jeszcze nie poznał.
– Teraz to już zakrawa pod groźbę – mruknął
Jirayia.
– Nie to miałam na myśli…
– Więc co?
– Akatsuki zniszczyło doszczętnie zakon
mnichów. Zresztą sama w tym uczestniczyłam. Ale ci mnisi, jak się później
dowiedziałam, okradali wioski. Okradali ludzi i kto wie, co jeszcze robili pod
przykrywką głoszenia wiary. Akatsuki pokonało również frakcję, która zagrażała
Suna. Ich metody nie zawsze są dobre, przyznaję z ręką na sercu. Wiem o tym.
Ale tak naprawdę moje zadania nie są wcale gorsze od tych, które z zimną krwią
wykonywałam za czasów Anbu. Ale tylko Akatsuki nazywa się przestępcami.
– To prawda – powiedział wreszcie sannin,
pocierając brodę. – Od dłuższego czasu przyglądam się poczynaniom Akatsuki i
nie potrafię pojąć.
– Bo w tym sęk, że tylko nie licznym pozwalają
poznać prawdę. Nie zależy im na opinii zbawców świata. Są zbieraniną zdrajców,
morderców i przestępców. Ale Akatsuki… Oni przyjęli mnie wtedy, gdy wyrzekła
się mnie własna wioska. Oczywiście, że każde z nich ma za sobą mroczna
przeszłość, ale kto nie ma? Mimo to okazali się troską i wyrozumiałością. Nie
masz pojęcia ile razy mnie ratowali, gdy Orochimaru dybał na moje życie.
– Orochimaru co robił?
– Nie wiem… Ma… Znaczy… Er… Pain twierdzi, że
on na mnie poluje. Zresztą sam powiedział, że mam coś, czego on pragnie. Nie
wiem, nie rozumiem tego.
– Dobrze. Wierzę ci Setsuko.
– Naprawdę?
– Trzymaj – padło i w ręce Aihary wpadł zwój.
– Nie zawiedź mnie.
– Nie zawiodę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz