Rumors

Zapraszam do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!

Obserwatorzy

poniedziałek, 24 października 2016

Chapter 21 ~ A misunderstanding.



             Miała zwój. Teraz musiała tylko dołączyć do Naomi i mogły wracać. Kunai ze świstem przeleciał tuż obok, gdy w samą porę zrobiła unik. Obejrzała się za siebie i wystarczyło jej tylko, że zobaczyła emblemat. Wioska dźwięku.
            Nie wdawała się walkę. Nie tym razem. Choć bardzo chciała. Wciąż nie zemściła się za Ayane. Ale nie mogła sobie pozwolić na kolejną porażkę. Musiała znaleźć Naomi. Do tego czasu… Ale przeciwnik był silny. Skąd zawsze wiedzieli, gdzie jest?
              – Cholera – zaklęła, gdy kolejny nóż drasnął ją w policzek. – Za dobrze szło, co? No, chodź tu, chuju – warknęła, szykując się do kontrataku.
             Coś ją szarpnęło. W ogóle nie spodziewała się tego. W ogóle nie wyczuła, że ktoś za nią stoi. Nie zdążyła zareagować. Chciała krzyknąć, ale zasłonił jej usta. Widziała już tylko sylwetki kolejnych postaci, zanim została wciągnięta w zarośla.
              – Cicho – usłyszała znajomy głos. – To ja.
              – Rei?
              – Przepraszam, ale nie chciałem, żeby Jun i Kiyo cię widzieli – powiedział cicho. – Ścigaliśmy tego gościa już od jakiegoś czasu.
              – Boże… Nie strasz mnie tak – ofuknęła go Setsuko. – Myślałam, że już po mnie.
              – Orochimaru na ciebie poluje?
              – Co?
              – Niedawno spotkałem Jirayię. Powiedział, że mam uważać, bo jesteś niedaleko.
              – Uwierzył mi – wyszeptała Setsuko i uśmiechnęła się ciepło. – I wiedział, że ty też uwierzysz.
              – Co tu robisz?
              – Jak to co? Miałam zadanie.
              – A Jirayia? – zdziwił się Reiji.
              – Ucięliśmy sobie pogawędkę…
              – Nie mam dużo czasu – powiedział Inukami. – Jesteś tu sama?
              – Niedaleko powinna być Naomi.
              – Odprowadzę cię do niej i muszę wracać.
              – Sama sobie poradzę. Nie narażaj się. Proszę, Rei…
              – Nie obchodzi mnie twoje zdanie – stwierdził beznamiętnie i ruszył jako pierwszy. – Um… W którą stronę?
              – Tam – odpowiedziała Aihara, wskazując kierunek. – Ale…
              – Żadnych ‘ale’.
              – Dziękuję Rei – wyszeptała, opierając czoło o jego plecy. – Dziękuję.
              – Nie dziękuj – odparł i odwrócił się tak, by móc na nią spojrzeć. Nachylił się i po prostu ją pocałował. – A to za to w Suna.
             Zamarła. Przez chwilę w ogóle nie dotarło do niej, co się stało. A tym bardziej nie wiedziała, o co chodziło z tym Suna. Spuściła wzrok i zaczęła udawać, że szuka czegoś po kieszeniach. Upewniła się, że wciąż ma zwój od Jirayi i pospiesznie ruszyła w stronę miejsca, gdzie czekała na nią Sakurai.
             Reijiego trochę zamurowało, bo nie wiedział, czy ma ją gonić, czy pozwolić jej odejść. Zanim w ogóle zdążył cokolwiek pomyśleć, Setsuko zniknęła między drzewami. Jej wyraz twarzy był aczkolwiek bezcenny i Inukami mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Utarł jej trochę nosa za ostatni raz.
              – Setsu – zawyła Naomi. – Długo ci to za… Och? Wszystko w porządku? – zaciekawiła się Sakurai, widząc czerwoną twarz towarzyszki.
              – Tak. Znaczy nie. Cholera. Co za chuj.
              – Ten Jirayia?
              – Nie Jirayia, tylko Reiji!
              – Ale to nie miałaś się spotkać z Jirayią? – spytała skonsternowana Naomi.
              – Byłam. Mam zwój.
              – To kiedy ty brata Ivci spotkałaś?
              – Przed chwilą.
              – Ale to nie był czasem twój przyjaciel?
              – No był. Znaczy jest. Kurwa!
              – To dlaczego chuj.
              – Bo mnie pocałował – jęknęła Setsuko.
              – Uuuu. Lepiej nie mów Itachiemu  – doradziła Naomi.
              – On też jest chuj.
              – Więc jednak się pokłóciliście.
              – Ech… Tak bym tego nie nazwała.

***

             – Macie zwój? – zapytał na wejściu Pain.
             – Oczywiście – odparła Setsuko. – Coś się stało? Masz bardziej poważną minę, niż zwykle.
             – Setsu, potrafisz dostrzec różnicę? – zdziwiła się cicho Naomi. – Przecież Pain to nawet ucieszony wygląda jakby miał drzazgę w…  – dodała cicho.
             – Zaczynamy wojnę z Orochimaru – wyjaśnił Madara, stając w drzwiach do gabinetu. – To wszystko zaszło za daleko. Całe Akatsuki zostało postawione na nogi. Gdy tylko zbierzemy potrzebne nam informacje, uderzymy na jego siedzibę.
              – Co? Dlaczego?
              – Na zbyt wiele sobie już pozwalał.
              – Więc szykuje nam się kolejne zadanie? – uradowała się Setsuko.
              – Naomi – odparł Pain. – Nie tobie.
              – Co? Dlaczego? Ja też chcę...
              – Bez dyskusji – powiedział Nagato, a Madara tym razem poparł go skinieniem głowy. – Zostajesz w kwaterze. Naomi, ty wyruszysz z Ivrellą. Spotkacie się z jednym z informatorów.
              – Ale dlaczego? – zdenerwowała się Setsuko. – Jestem pełnoprawnym członkiem, nie możecie mnie tu trzymać!
              – Setsuko… Pain ma rację – westchnął Madara. – Najlepiej będzie, jeśli tu zostaniesz. I nie próbuj się wymykać.
              – Ja nie…
             Naomi położyła dłoń na jej ramieniu i delikatnie pociągnęła ją na korytarz.
              – Nie lepiej jej powiedzieć? – zastanowił się Nagato.
              – To była ich prośba – przypomniał Madara.
              – Ale to ty tu jesteś szefem.
              – Ale nikt o tym nie wie, Nagato. Tak będzie lepiej jeszcze przez jakiś czas.
             Nie było łatwo dogonić wkurzoną Setsuko, która nie rozumiała, dlaczego nie jest dopuszczana do sprawy.
              – Widocznie mają jakiś plan – zapewniła ją Naomi. – Zaufaj Painowi.
              – Coś się stało? – padło. – Jak misja?
              – Shin! – uradowała się Naomi. – Zadanie wykonane. Setsuko załatwiła sprawę pokojowo.
              – To świetnie.
              – Gdzie Kaz?
              – Rozmawia z Akasuną.
              – A Ivcia? O, jest! Iviu! Miszyn mamy! – krzyczała radośnie Sakurai, dopadając do zdenerwowanej Inukami.
              – Nie wyglądasz na zadowoloną z misji – zauważył Shintaro, lustrując uważnie Setsuko.
             – Cóż… Misja akurat poszła dobrze.
             – A więc stało się coś innego?
             – Nie. A przynajmniej nie coś, o co ty musiałbyś się martwić.
             – Zaatakowali cię ludzie Orochimaru, prawda? – zapytał nagle i Aihara zamarła. – Czyli miałem rację…
             – Skąd…
             – Skąd wiem, czy skąd znam Orochimaru? – roześmiał się chłopak.
             – I to i to.
             – Wiem, bo wysłałem za wami małego szpiega, żeby mieć na was oko tak dla bezpieczeństwa – roześmiał się ponownie. – To drugie to zaś długa historia. Opowiem ci ją innym razem – dodał i zmierzył jej blond włosy.
            Rozległo się głośne trzaśnięcie drzwiami. Komuś omsknęła się ręka, a gdy spojrzeli w tamtą stronę, Itachi nie uraczywszy ich nawet spojrzeniem, zniknął w kuchni.
             – Ty…  – warknęła Setsuko, mrużąc oczy. – Robisz to specjalnie?
             – Nie lubi mnie, co?
             – Uważa, że jesteś podejrzany. I ty i twój brat. Pytanie, czy miał rację.
             – A ty jak uważasz? – zapytał Shintaro, uśmiechając się łagodnie.
             – Chciałabym wam zaufać, bo jesteście braćmi Nao. Poza tym… Nie czuję zagrożenia w waszej obecności. Wręcz przeciwnie – stwierdziła po chwili namysłu Aihara. – Nie podoba mi się jednak to dziwne przeczucie, że dużo wiecie. Dużo więcej ode mnie.
             – Możliwe, że tu masz trochę racji. Ale zapewniam cię, że niebawem z przyjemnością podzielę się z tobą tą wiedzą. Ale nie teraz. Tak będzie lepiej.
             – Też mi coś.
             – Poza tym, jeśli już i tak jest na ciebie wściekły i najwyraźniej fakt, że nie jesteś wobec nas podejrzliwa jak on, nie pomaga, lepiej nie mów mu o pocałunku – podsunął cicho Shintaro.
             – Co? Jaki poca…  – zdziwiła się Setsuko, ale szybko przypomniało jej się spotkanie z Reijim i spłonęła głęboką czerwienią. – Skąd ty… Ugh!
             Roześmiał się raz jeszcze.
             – Jesteś dokładnie taka, jak to sobie wyobrażałem.
             – Nie wiem, dlaczego sobie mnie w ogóle wyobrażałeś i po co te wszystkie tajemnice, ale lepiej zapomnij, że coś wiesz o mnie i o Reijim.

***

            Ćwiczyła na bojówce. Skoro z jakiegoś powodu traktowano ją jak ułomną i zabroniono chodzenia na misję, była uziemiona. Nie mogła sobie jednak pozwolić na lenistwo. Musiała być w formie, skoro zbliżała się wojna z Orochimaru, a co za tym szło, wioską dźwięku.
            Rzucała do celu kunaiami, shurikenami, ale do cholery, wszystkie te lata w Anbu utrzymywała wzorową formę. Oczywiście, dobrze było się upewnić, że wciąż ma cela, ale… Ćwiczenie czegoś, co mogłaby perfekcyjnie wykonać nawet na śpiku było zwyczajnie nudne. A nie bardzo miała się z kim zmierzyć.
            Wtedy dostrzegła rzucone w kąt kije, które zabrała na pierwszej misji z Akatsuki. O ile mnisi z tamtego zakonu okazali się być szumowinami, ich styl walki był naprawdę imponujący. A te kije też byle jakie nie były.
            Stanęła na środku bojówki z jednym takim kijem. Miał prawie dwa metry długości. Oparła go na ramionach, oplatając wokół niego ręce. Zamknęła oczy, próbując sobie przypomnieć ruchy jednego z mnichów.
            Zamachnęła się w jedną, a potem drugą stronę i wykonała obrót wokół własnej osi. Chwyciła kij w jedną rękę i odbiła się nim od ziemi, przeskakując na drugą stronę. Lądując wykonała kolejny cios. Tym razem wkładając w to trochę chakry, aż w ziemi powstała spora wyrwa.
            Zamachnęła się po raz kolejny. Ktoś zablokował cios. Nie spodziewała się tego. Nikogo nie widziała. Nikogo nie wyczuła. Nagle po prostu się pojawił. Instynktownie odskoczyła, zwiększając między nimi odległość i łypnęła na niego podejrzliwie.
             – Co tutaj robisz?
             – Mógłbym spytać o to samo – roześmiał się. – Zobaczyłem, że ćwiczysz i…
             – Jakim cudem sparowałeś ten atak? – zdziwiła się Setsuko. – Ataki z chakrą ziemi są bardzo silne. Nie wspominając o tym, że w ogóle cię nie zauważyłam.
             – Wierzę, że Naomi pochwaliła się wam zdolnościami klanu czasu – odparł spokojnie. – Na moment zatrzymałem czas, na kilka sekund, dlatego nie zauważyłaś, kiedy się zbliżyłem. A chakra ziemi… Sztuka chaosu pozwala nam manipulować wszystkimi pięcioma elementami, więc… Sama rozumiesz.
             – Czy dajesz mi właśnie do zrozumienia, że bezpieczeństwo moje i organizacji to tylko kwestia waszej dobrej woli? – zapytała z powagą Aihara. – Mogąc manipulować chaosem i czasem, zdążyłbyś wyrżnąć w pień całe Akatsuki i nikt z nas nawet nie zdążyłby krzyknąć.
             – Bez przesady. Macie tu wiele potężnych shinobi.
             – Ale wierzę, że próbowałeś zasugerować coś takiego.
             – Teoretycznie… Może z pomocą Kazuo byłbym w stanie to zrobić – westchnął Shintaro. – Ale w tym sęk, że nie mam najmniejszego zamiaru tego robić. Jesteśmy po waszej stronie.
             – A po czyjej jeszcze moglibyście być?
             – Łapiesz mnie za słówka – jęknął Shintaro. – To nie fair.
             – Bo to co mówisz zdaje się mieć dla mnie drugie dno.
             – Co prawda, nie mylisz się, Setsuko. Jesteś bardzo bystra, tak jak się spodziewałem.
             – Nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
             – Znasz odpowiedź – stwierdził Shintaro, a Setsuko zmrużyła oczy. – Orochimaru.
             – Jak…
             – To długa historia – westchnął Shintaro. – Nie dziś, ale niebawem wszystko ci wyjaśnimy. Czego chce od ciebie Orochimaru i…  – urwał.  – Ale nie dziś. Proszę, bądź cierpliwa.
             – Przysłał was Orochimaru? – powtórzyła Setsuko, dłonie zaciskając w pięści.
             – Tak. Ale on jeszcze nie wie, że wcale nie zamierzamy wykonać jego rozkazów. Jesteśmy po waszej stronie – zapewnił ją Shintaro.
             – Ale… Jak? Skąd… Co kraj czasu ma z nim wspólnego?
             – Proszę…
            Setsuko cofnęła się o krok, nie kryjąc zaniepokojenia całą sprawą. Nawet jeśli czuła, że braciom Naomi może zaufać, to jednak nowina o ich powiązaniach z Orochimaru była trudna do przełknięcia.
            To wszystko ktoś widział. Ktoś kto właśnie wszedł na bojówkę i oczywiście błędnie zinterpretował sytuację. Bo wbrew temu, jak to wyglądało, Setsuko nie bała się Shintaro i ani przez chwilę nie zwątpiła w swój osąd wobec jego osoby. Po prostu rzeczy, których właśnie się dowiedziała, trochę ją przytłoczyły.
            Zobaczyła tylko jedną wronę, a potem całe stado czarnych ptaków przysłoniło jej widok. Zakręciło jej się w głowie i gdy obraz się ustabilizował, zobaczyła przed sobą czyjeś plecy. Znajoma sylwetka majaczyła między nią a Shintaro, który najwyraźniej dał się złapać w Mangekyo Sharingan.
             – Itachi?! – krzyknęła Setsuko. – Co ty wyprawiasz?
             – Mówiłem, że nie można im ufać – powiedział chłodno Itachi. – I proszę, szpiedzy Orochimaru.
             – Nie, to nie tak. Wszystko źle zrozumiałeś – zaprotestowała Aihara. – Dezaktywuj sharingana.
             – Dlaczego go bronisz?
             – On jest po naszej stronie! Nie zamierza wykonać rozkazów Orochimaru! Taki element zaskoczenia działa na naszą korzyść!
             – Skąd wiesz, że nie jest wrogiem? – zapytał Itachi i teraz spojrzał ostrożnie na Setsuko.
             – Przed chwilą sam to powiedział.
             – I ty mu naiwnie uwierzyłaś.
            Sharingan zaświecił się niebezpiecznie. I tego już Setsuko nie wytrzymała. Chociaż wiedziała, że wszystko jest kwestią nieporozumienia, które należało wyjaśnić, zachowanie Itachiego wkurzyło ją bardziej, niż kiedykolwiek. Nawet nie zauważyła, gdy jej dłoń omsknęła się, zostawiając na policzku Uchihy czerwony ślad.
             – Co z tobą do cholery?! Natychmiast uwolnij go z sharingana! – zagrzmiała, ani trochę nie żałując tego, co zrobiła. – Shintaro i Kazuo są po naszej stronie! Tak długo, jak nie wykonają rozkazów Orochimaru, wysyłać to on ich sobie może nawet na koniec świata!
            Jego oczy znów stały się czarne a Shintaro otrząsnął się z marazmu i teraz patrzył to na Setsuko to na Uchihę, nie do końca wiedząc, co się stało. Zwłaszcza, że Aihara wyglądała na wściekłą. Dłonie zaciśnięte w pięści drżały lekko, a jej spojrzenie hardo utkwione było w Itachim.
            Nie odezwał się już. Rzucił Shintaro przelotne, ostrzegawcze spojrzenie i wyszedł. Setsuko nie zareagowała. Nie próbowała go powstrzymać, nie powiedziała nic. Popatrzyła na szatyna i uśmiechnęła się smutno.
             – Przepraszam za niego… Źle to wszystko zrozumiał i… On się po prostu martwi.
             – Mało powiedziane – zaśmiał się Shintaro. – Gotów był mnie zabić, gdybym coś ci zrobić.
             – Nie, no bez przesady. Raczej miałam na myśli, że dba o organizację. Itachi jest naprawdę lojalny.
             – No przestań. Nie trzeba być znawcą, że widzieć, że tutaj chodzi o ciebie.
             – To nie prawda…
             – Dlaczego zaprzeczasz? – zapytał Shintaro. – Przecież wiem, że chciałabyś, żeby to była prawda.
             – Między prawdą, a chciałabym, żeby było prawdą, jest jak widzisz spora przepaść.
             – Daj spokój, nie bądź taka skromna. Odziedziczyłaś urodę po matce, jesteś piękną kobietą. A on to wie.
             – Nie… Czekaj. Co? Co powiedziałeś?
             – Jesteś piękną kobietą.
             – Nie to! Wcześniej – gorączkowała się Setsuko, omal nie chwytając chłopaka za kołnierz.
             – Że urodę odziedziczyłaś po matce – westchnął z rezygnacją.
             – Znałeś ją?
             – Znałem… Byliśmy z Shintaro tylko dziećmi. Mieliśmy zaledwie parę lat. Byliśmy bękartami z matką ślepo zapatrzoną w swojego ojca, Orochimaru, który od lat tylko ją wykorzystywał do własnych celów. I ojca, który nie wiedział o naszym istnieniu. Twoja mama, Reiko, poświęciła nam swój czas i uwagę. Była naprawdę wspaniałą i piękną kobietą. Jesteś do niej niebywale podobna.
             – Gdzie ona jest?
             – Przykro mi – Shintaro pokręcił przecząco głową i spuścił wzrok – odeszła z tego świata.
             – Ach, rozumiem… Właściwie, spodziewałam się tego. Śniła mi się kiedyś, de facto, jak byłam prawie martwa, rozmawiałam z nią i kazała mi wracać do przyjaciół.
             – Możliwe, że to ona. Bardzo cię kochała.
             – A więc była z kraju czasu?
             – Tak. Znaczy… Właściwie nie wiem, czy stamtąd, ale tam mieszkała przez parę lat. Wówczas poprzysięgliśmy jej, że będziemy cię chronić. To dlatego tu jesteśmy. Dzięki służeniu Orochimaru wreszcie udało nam się wpaść na twój trop.

1 komentarz:

  1. Rei to chyba się o kłopoty prosi, jak go Itachi dopadnie. Jeśli zdąży. Zazdrosne nam się to zrobiło, oj zazdrosne. To takie słodkie, że ojej. Chociaż ja w tę bajeczkę nie do końca wierzę, że niby przyszli ją ochronić. Coś za łatwe by to było. A może po prostu szukam dziury w całym?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń